[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotknęła palcem krawędzi tatuażu, zródłanieustającego bólu.Jeszcze jeden dług krwi, który zawdzięczała rycerzowi.Stanęła jej przed oczami tamta ceremonia.Klęczała przed Tym, któremu przyrzekłaposłuszeństwo.Jego dłoń oplotła jej gardło, wypalając znamię w kształcie dłoni i palców.Znak jejpoddaństwa.Wszystko z powodu rycerza.Widziała go w tysiącu snów i marzyła, że pewnego dnia znajdzie go żywego.%7łe zapłaci jej zaczyny, które skazały pokolenia kobiet z jej rodu na życie w poświęceniu i męczarniach - stały sięniewolnicami, których przeznaczeniem było szkolić się, służyć i czekać.Zwiadomość ta przyszła wraz z inną bolesną prawdą.Znów poczuła na gardle Jego dłoń wypalającą wspomnienie dawnego życia.Pan Bathory musiał wiedzieć, że to Rhun Korza jest rycerzem posłanym do Masady po to, byodzyskać księgę.Jednak nie podzielił się z nią tym sekretem, tylko bez ostrzeżenia pchnął ją naspotkanie pradawnego wroga.Dlaczego to uczynił?Czy po to, by zabawić się w okrutny sposób, czy też miał w tym jakiś głębszy cel?Gdyby wiedziała, że w krypcie czai się Korza, nikogo by tam nie wysłała.Poczekałaby, ażwyjdzie na powierzchnię z księgą lub z pustymi rękami, a potem zastrzeliłaby go na krawędzirozpadliny niczym muchę.Rzez, której dokonał, przekonała ją, że jest zbyt niebezpieczny, by stawać z nim dobezpośredniego starcia.Nie było także sensu wysyłać na dół ludzi, którzy jej pozostali.Istniał jednak inny, odpowiedniejszy sposób.Kipiący w niej gniew wskazał nowy cel.Zanim obraz pociemniał, dostrzegła zwłoki jednego ze swoich ludzi leżące nieopodal wejścia dogrobowca; na jego ramieniu spoczywała sakwa.Druga, identyczna, leżała obok krawędzi szczeliny.Bathory odwróciła się do dwóch myśliwych czekających na rozkaz.Tarek ogolił głowę tak jak wielu innych i pokrył ciało czarnymi tatuażami; wersety Biblii kazałzapisać po łacinie.Miał metr osiemdziesiąt wzrostu i był potężnie umięśniony; jego odzież stanowiłaskóra pozszywana ludzkimi ścięgnami.W wargach i nosie miał stalowe kolczyki.Ze zwężonychczarnych oczu ział gniew na zabójcę jego towarzyszy.Pałał żądzą zemsty i chciał ją zadać własnymirękami.- Rycerz jest zbyt niebezpieczny, zwłaszcza jeśli przyprze się go do muru - ostrzegła.- Zbyt wieluludzi już straciliśmy.Tarek nie mógł się z nią spierać.Oboje widzieli na ekranie rzez, do której doszło w grobowcu.Istniała jednak jeszcze jedna możliwość.Nie tak satysfakcjonująca, lecz skuteczna.- Wysadz rozpadlinę! - Wskazała sakwę.- Zabij wszystkich!Zamierzała pogrzebać rycerza i jego towarzyszy pod zwałami gruzu.Ukryte w głębi ziemi sekretyznów spoczną pod tonami skał.A jeśli Korza przeżyje eksplozję, czeka go powolna śmierć wkamiennej pułapce.Przez chwilę zdawało się, że Tarek nie posłucha rozkazu.Kipiał ze wściekłości.Wtedy spojrzałna szyję Bathory i na tatuaż.Znał jego znaczenie lepiej niż inni.Odmawiając jej posłuszeństwa, rzuciłby wyzwanie Jemu.Skłonił głowę tak, jakby zginał żelazną sztabę, a potem odwrócił się i zniknął w mroku.Zamknęła oczy, aby się skupić.Jej uwagę zwrócił cichy jęk; przypomniał, że ma jeszcze coś dozrobienia.Na piasku klęczał piegowaty kapral Sanderson, jedyny, który przeżył masakrę na szczycie góry.Był rozebrany do pasa, skóra jego głowy została głęboko poorana pazurami jedynego myśliwego,który pozostał u boku Bathory.Był nim Rafik, brat Tareka.Szczupły, kościsty i zajadły, stanowiłużyteczne narzędzie w trudnych chwilach.Podeszła bliżej, wzrok żołnierza śledził jej ruchy.- Mam kilka pytań - oznajmiła łagodnym tonem.Patrzył na nią, drżąc i pocąc się.Był bardzo młody, z jego oczu wyzierała straszliwa trwoga.Bathory miała kiedyś brata bardzo podobnego do niego.Uwielbiał róże i mrożone wino, lecz poprzyjęciu przez nią znaku nie mogła się z nim kontaktować.Musiała przeciąć wszelkie ogniwałączące ją z przeszłością i związać się tylko z Nim.Jeszcze jedna strata, i winą za nią obarczała Korzę.Przesunęła wierzchem dłoni po gładkim policzku kaprala.Był jeszcze za młody na to, aby skórapokryła się prawdziwym zarostem.Bał się, lecz w jego wzroku dojrzała iskierkę oporu.Westchnęła.Nie było dla niego żadnej nadziei.Wyprostowała się i uniosła rękę, wyrażając swoją wolę.Do mnie.Hunor i Magor - nadała im takie imiona na cześć dwóch legendarnych węgierskich bohaterów -były bardzo związane ze swoją panią i nigdy się od niej nie oddalały.Usłyszała, że przerwałyposiłek i wychynęły z mroku za jej plecami.Wysunęła dłoń i poczuła dotknięcia ciepłego jęzora iwłochatego pyska.Rozległ się niski pomruk przypominający odgłos burzy za horyzontem.Opuściła rękę, po której ściekała teraz krew.- Wciąż są głodne - powiedziała.Była to prawda, docierało do niej echo ich nienasycenia.Oczy żołnierza rozszerzyły się niemal niewyobrażalnie.Strach na widok tego, co ujrzał, zdławiłwszelki opór.Nachyliła się tak, że prawie poczuła jego gorący oddech i lęk.Zbliżyła usta do jego ucha.- Powiedz, kim jest ta kobieta.- Zaczęła od prostego pytania.Zanim zdążył odpowiedzieć, ciemność nocy za plecami Bathory eksplodowała.WierzchołekMasady buchnął blaskiem, grzmotem i gorącem.Skała zatrzęsła się, zrobiło się jasno jak w dzień.Zprzepaści wystrzeliły dym i pył.To, co Bóg otworzył zaledwie kilka godzin temu, zamknęło się.Bathory postanowiła wysadzić górę, żeby zatrzeć ślady swojej bytności.Eksplozja przyniosła jej ukojenie.Spojrzała na kaprala.Wciąż chciała usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania.1026 pazdziernika, 17.14 Masada, IzraelFala powietrza gorąca niczym oddech smoka sparzyła plecy Rhuna.Wyobraził sobie nawałnicępłomieni przetaczającą się nad zamkniętym sarkofagiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]