[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZacnyczÅ‚owiek byÅ‚ tak dobry, że nie okazaÅ‚ mi caÅ‚ego oburzenia, podzieliÅ‚ mÄ… zgryzotÄ™.W owymczasie pisywaÅ‚am codziennie listy, których nie Å›miaÅ‚am ci przesÅ‚ać; chowaÅ‚am je troskliwie, akiedy byÅ‚am zbyt nieszczęśliwa, zamykaÅ‚am siÄ™ w pokoju i odczytywaÅ‚am je.Wreszcie ksiÄ…dzChélan wymógÅ‚ na mnie, że mu je oddaÅ‚am.Niektóre, spokojniejsze, wysÅ‚aÅ‚am do ciebie; nieodpowiedziaÅ‚eÅ› ani razu. Nigdy, przysiÄ™gam ci, nie otrzymaÅ‚em w seminarium żadnego listu! Wielki Boże! Któż je przejÄ…Å‚? OsÄ…dz mÄ… boleść: do owego dnia, w którym ujrzaÅ‚em ciÄ™ w katedrze, nie wiedziaÅ‚em na-wet, czy żyjesz. Bóg mi uczyniÅ‚ tÄ™ Å‚askÄ™, że pozwoliÅ‚ mi zrozumieć, jak bardzo grzeszyÅ‚am wobec Niego,wobec dzieci, męża podjęła pani de Rênal. Nigdy mnie nie kochaÅ‚ tak, jak myÅ›laÅ‚amwówczas, że ty mnie kochasz.Julian rzuciÅ‚ siÄ™ w jej ramiona zupeÅ‚nie bezwiednie, nie panujÄ…c nad sobÄ….Ale pani de Rê-nal odepchnęła go i mówiÅ‚a z odcieniem stanowczoÅ›ci: Czcigodny mój pasterz, ksiÄ…dz Chélan, przedstawiÅ‚ mi, że zaÅ›lubiajÄ…c pana de Rênal od-daÅ‚am mu wszystkie me uczucia, nawet te, których nie znaÅ‚am i których nie doÅ›wiadczyÅ‚amnigdy przed tÄ… nieszczÄ™snÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ….OdkÄ…d zÅ‚ożyÅ‚am w ofierze owe tak drogie mi listy, ży-cie pÅ‚ynęło mi, jeÅ›li nie szczęśliwie, to przynajmniej spokojnie.Nie mąć mi go, bÄ…dz miprzyjacielem, najlepszym przyjacielem.(Julian okrywaÅ‚ jej rÄ™ce pocaÅ‚unkami, czuÅ‚a, że pÅ‚aczejeszcze.) Nie pÅ‚acz, takÄ… mi robisz przykrość.Powiedz mi teraz ty, co robiÅ‚eÅ›.(Julian niemógÅ‚ mówić.) ChcÄ™ wiedzieć, jak tam żyÅ‚eÅ› w seminarium powtórzyÅ‚a potem pójdziesz.Nie zastanawiajÄ…c siÄ™, co mówi, Julian opowiedziaÅ‚ zawiÅ›ci i intrygi, z jakimi siÄ™ spotkaÅ‚zrazu, a potem jak od czasu nominacji życie jego uÅ‚ożyÅ‚o siÄ™ spokojniej. Wówczas dodaÅ‚ po dÅ‚ugim milczeniu, którym zapewne chciaÅ‚aÅ› mi okazać to, co ażnadto widzÄ™ dzisiaj, że mnie nie kochasz i że ci jestem już obojÄ™tny.(Pani de Rênal Å›cisnęłago za rÄ™kÄ™.) Wówczas przysÅ‚aÅ‚aÅ› mi pięćset franków. Nigdy rzekÅ‚a pani de Rênal. List datowany byÅ‚ w Paryżu i podpisany PaweÅ‚ Sorel, aby zmylić podejrzenia.Wszczęła siÄ™ dyskusja o możliwym pochodzeniu tego listu.Nastrój zmieniÅ‚ siÄ™.Bezwied-nie pani de Rênal i Julian porzucili ton uroczysty, wrócili do tkliwej przyjazni.Nie widzielisiÄ™, tak byÅ‚o ciemno, ale gÅ‚os wyrażaÅ‚ wszystko.Julian objÄ…Å‚ ramieniem przyjaciółkÄ™; gest tenkryÅ‚ w sobie wiele niebezpieczeÅ„stw.PróbowaÅ‚a usunąć ramiÄ™ Juliana, który wcale zrÄ™czniestaraÅ‚ siÄ™ jÄ… zagadać jakimÅ› szczegółem.O ramieniu zapomniano, zostaÅ‚o, jak byÅ‚o.Po wielu domysÅ‚ach co do pieniężnego listu Julian snuÅ‚ dalej swe dzieje.UspokoiÅ‚ siÄ™ nie-co mówiÄ…c o minionym życiu, które wobec chwili obecnej obchodziÅ‚o go tak maÅ‚o.CaÅ‚a jegouwaga skupiÅ‚a siÄ™ na tym, jak skoÅ„czy siÄ™ jego wizyta. Musisz odejść powtarzaÅ‚a raz po raz pani de Rênal stanowczo.127 Cóż za wstyd dla mnie, jeÅ›li dam siÄ™ odprawić z kwitkiem! To wspomnienie zatruÅ‚obymi caÅ‚e życie myÅ›laÅ‚. Ona nie napisze do mnie nigdy; Bóg wie, kiedy tu wrócÄ™! Wszyst-kie niebiaÅ„skie uczucia pierzchÅ‚y z jego serca.SiedzÄ…c obok ubóstwianej kobiety, tulÄ…c jÄ… wramionach, w tym pokoju, gdzie bywaÅ‚ tak szczęśliwy, w głębokiej ciemnoÅ›ci, sÅ‚yszÄ…c wyraz-nie jej pÅ‚acz, czujÄ…c po ruchu piersi jej szlochanie, nieszczęśnik staÅ‚ siÄ™ chÅ‚odnym politykiem,niemal tak wyrachowanym i zimnym, jak kiedy w seminarium czuÅ‚ siÄ™ pastwÄ… żarcików sil-niejszego kolegi.Julian przeciÄ…gaÅ‚ opowiadanie, malowaÅ‚ swoje nieszczęśliwe życie, od czasujak opuÅ›ciÅ‚ Verrières. Tak wiÄ™c powiedziaÅ‚a sobie pani de Rênal po roku rozłąki, gdy ja zapomniaÅ‚am o nim,on bez wszelkiego znaku mej pamiÄ™ci myÅ›laÅ‚ jedynie o szczęśliwych dniach w Vergy! Szlocha-nia jej wzmogÅ‚y siÄ™.Julian zobaczyÅ‚, że jego opowiadanie odniosÅ‚o pożądany skutek, uczuÅ‚, żetrzeba spróbować ostatecznego ciosu: przeszedÅ‚ nagle do listu, który otrzymaÅ‚ z Paryża. ByÅ‚em siÄ™ pożegnać z biskupem. Jak to, nie wracasz do Besançon? Opuszczasz nas na zawsze? Tak odparÅ‚ Julian z mocÄ… tak, opuszczam strony, gdzie zapomniaÅ‚a o mnie nawet ta,którÄ… najbardziej kochaÅ‚em; opuszczam je, aby nigdy nie wrócić.JadÄ™ do Paryża. Jedziesz do Paryża! krzyknęła pani de Rênal.GÅ‚os jej zdÅ‚awiony Å‚zami zdradziÅ‚ jej bezmierne wzruszenie.Julian potrzebowaÅ‚ tej zachÄ™-ty; miaÅ‚ zdobyć siÄ™ na krok, który mógÅ‚ wszystko zgubić: przed tym wykrzyknikiem nie wi-dzÄ…c pani de Rênal, nie wiedziaÅ‚ zupeÅ‚nie, jakie wrażenie osiÄ…gnÄ…Å‚.Już siÄ™ nie wahaÅ‚; obawawstydu wróciÅ‚a mu zimnÄ… krew; wstaÅ‚ i rzekÅ‚ chÅ‚odno: Tak, pani, opuszczam ciÄ™ na zawsze; bÄ…dz szczęśliwa, żegnaj!UczyniÅ‚ kilka kroków w stronÄ™ okna; już je otwieraÅ‚.Pani de Rênal pomknęła ku niemu ipadÅ‚a w jego ramiona.Tak wiÄ™c w trzeciej godzinie rozmowy Julian uzyskaÅ‚ to, czego tak namiÄ™tnie pragnÄ…Å‚przez dwie pierwsze.Ten nawrót tkliwoÅ›ci, uÅ›pienie wyrzutów pani de Rênal, gdyby przyszÅ‚ynieco wczeÅ›niej, byÅ‚yby dlaÅ„ boskim szczęściem.Teraz, uzyskane podstÄ™pem, staÅ‚y siÄ™ tylkoprzyjemnoÅ›ciÄ….Mimo próśb kochanki Julian chciaÅ‚ koniecznie zapalić lampkÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]