[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, Gerda nie należy do rodziny Angkatellów.Z Gerda trzeba będzie coś zrobić i to jak najszybciej.A jeśli to Gerda go śledziła?Nieprawda, że nikt by się do tego nie poniżył.John był lekarzem i doskonale wiedział, co robią rozsądni, wrażliwi, wymagający, honorowi ludzie.Podsłuchują pod drzwiami, otwierają cudze listy, szpiegują i węszą.Nie dlatego, żeby pochwalali takie zachowanie; kieruje nimi ludzki strach, doprowadzający ich na skraj szaleństwa.Nieszczęśni — pomyślał.— Biedni, cierpiący śmiertelnicy.John Christow znał się na ludzkim cierpieniu.Nie potrafił współczuć słabości, ale cierpieniu — tak, ponieważ —dobrze o tym wiedział — najbardziej cierpią ludzie silni.Gdyby Gerda wiedziała…Bzdura — przekonywał sam siebie.— Skąd miałaby się dowiedzieć? Na pewno już dawno się położyła i śpi jak suseł.Gerda była pozbawiona wyobraźni.Podszedł do wejścia, zapalił lampę i zamknął za sobą drzwi na klucz.Potem zgasił światło, wyszedł z salonu, namacał kontakt w przedpokoju i szybko wszedł na górę.Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami sypialni z ręką na klamce; potem nacisnął ją i wszedł do środka.W pokoju było ciemno.Słychać było równy oddech Gerdy.Poruszyła się lekko, kiedy zamykał drzwi.— To ty, John? — spytała; mówiła niewyraźnie, jak człowiek nagle zbudzony z głębokiego snu.— Tak.— Jest już chyba bardzo późno? Która godzina?— Nie mam pojęcia — odparł ucieszony.— Przepraszam, że cię obudziłem.Zmusiła mnie, żebym wszedł do środka i wypił z nią lampkę wina.Specjalnie mówił jak człowiek znudzony i śpiący.— Tak? — mruknęła Gerda.— Dobranoc, John.Usłyszał szelest prześcieradła, kiedy obracała się na drugi bok.Wszystko w porządku! Jak zwykle, szczęście mu dopisało.Jak zwykle… Ta myśl otrzeźwiła go na moment.Rzeczywiście, często musiał zdawać się na łut szczęścia.Wiele razy zaciskał pięści, powtarzając sobie: „Jeśli mi się nie uda…” Ale zawsze się udawało! Kiedyś jednak szczęście może go opuścić…Rozebrał się szybko i wskoczył do łóżka.Szczęście to ciekawa rzecz.„Ta, która jest nad twoją głową i ma nad tobą władzę…” Veronica! Rzeczywiście, miała nad nim władzę.Ale teraz z tym skończyłem! — pomyślał z jakąś dziką satysfakcją.— To koniec! Pozbyłem się ciebie!XNazajutrz John zszedł na dół dopiero o dziesiątej.Jego śniadanie czekało na kredensie w jadalni.Gerda zjadła śniadanie w łóżku.Była nieszczęśliwa; czuła, że sprawia kłopot.— Bzdura — powiedział John.— Ludzie tacy jak Angkatellowie, których jeszcze dzisiaj stać na trzymanie lokajów i służby, mają prawo czegoś od nich wymagać.Był dla Gerdy bardzo miły.Rozdrażnienie, które sprawiało, że ostatnio był nieuprzejmy i niewyrozumiały, nagle go opuściło.Lady Angkatell powiedziała Johnowi, że sir Henry i Edward poszli postrzelać.Ona sama zajęła się pracą w ogrodzie.Miała na sobie rękawice robocze, a w dłoni trzymała koszyk.John porozmawiał z nią chwilę.Potem podszedł do niego Gudgeon, niosąc na srebrnej tacy list.— Przed chwilą go przyniesiono.John uniósł brwi i wziął list do ręki.Veronica!Przeszedł do biblioteki i otworzył kopertę.Przyjdź dzisiaj rano.Muszę się z tobą zobaczyć.Veronica.Władcza jak zawsze — pomyślał.Nie miał zamiaru iść do niej.Potem uznał, że jednak lepiej będzie jak najszybciej wyjaśnić sytuację, i postanowił pójść do niej natychmiast.Wybrał ścieżkę biegnącą pod oknem biblioteki; minął basen, przy którym zbiegały się wszystkie dróżki: jedna biegnąca z góry, z lasu, druga z ogródka kwiatowego za domem, trzecia z zagrody i czwarta prowadząca do drogi; tędy właśnie poszedł John.Wystarczyło przejść kilkaset metrów drogą, żeby dojść do willi zwanej Dovecotes.Veronica czekała na niego.Stała w oknie pretensjonalnego, drewnianego domu.— Wejdź, John.Ranek jest chłodny.W kominku płonął ogień.Salon był umeblowany sprzętami w kolorze kremowym; poduszki miały kolor cyklamenu.Przyglądając się jej w świetle dnia John stwierdził, że Veronica nie jest już tą samą dziewczyną, którą pamięta; wczoraj tego nie widział.Prawdę mówiąc — myślał — jest jeszcze piękniejsza niż wtedy.Była świadoma swojej urody, dbała o nią i umiała ją podkreślać.Włosy, dawniej złociste, teraz miały kolor platyny.Również brwi się zmieniły, dodając wyrazistości jej spojrzeniu.Jej uroda nigdy nie była niewinna i słodka.Przypomniał sobie, że Veronicę zaliczano do grona aktorek typu intelektualnego.Skończyła studia i miała własne zdanie na temat Strindberga i Szekspira.Zwrócił uwagę na coś, co kiedyś dostrzegał bardzo mgliście: była kobietą niesłychanie egoistyczną.Veronica zwykła była stawiać na swoim.Czuł, że w tym pięknym ciele kryje się upór nie znoszący sprzeciwu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]