[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez półtora roku.- Sądzę więc, że tam nauczyłaś się strzelać? Chłodne, błękitne oczy spojrzały w twarz starszej pani.- Tak.Dobrze strzelam.Byłam strzelcem wyborowym.Ale do pani nie strzelałam, chociaż potwierdzić to mogą tylko moje słowa.Mogę powiedzieć jeszcze jedno.Gdybym ja miała wtedy rewolwer w ręku, nie chybiłabym z całą pewnością.2Nastrój napięcia prysnął, gdy przed domem zahamował samochód.- Kto to może być? - zapytała panna Blacklock.Mitzi wsunęła do pokoju głowę z warkoczem upiętym w koronę.Białka jej oczu połyskiwały.- Znowu policja! - oznajmiła.- To jest prześladowanie! Czemu nie dają nam spokoju? Nie zniosę tego.Napiszę do premiera waszego rządu.Napiszę do waszego króla!Craddock odsunął ją z drogi stanowczo i niezbyt uprzejmie.Wszedł do pokoju z twarzą tak ponurą, że lęk ogarnął wszystkich.To był nowy, zupełnie inny inspektor Craddock.- Panna Murgatroyd została zamordowana - przemówił surowo.- Ktoś udusił ją niespełna godzinę temu.- Przywarł spojrzeniem do Julii.- Pani gdzie była przez cały dzień?- W Milchesterze - odrzekła spokojnie.- Dopiero co wróciłam.- Pan również? - przeniósł wzrok na Patryka.- Tak.- Przyjechali tu państwo razem?- Tak.Oczywiście - odparł Patryk.- Nie! - podchwyciła Julia.- Szkoda słów, Patryku.To kłamstwo, które musi wyjść na jaw.Dobrze nas znają obsługi autobusów.Wróciłam, inspektorze, wcześniejszym autobusem, przychodzącym tutaj o czwartej.- I co pani robiła?- Poszłam na spacer.- W kierunku Boulders?- Nie.Na przełaj przez pola.Inspektor wpatrywał się w nią przenikliwie.Julia była bardzo blada, usta miała zaciśnięte, lecz nie spuszczała wzroku.Telefon zabrzęczał, nim ktokolwiek zdążył się odezwać.Panna Blacklock spojrzała pytająco na Craddocka i sięgnęła po słuchawkę.- Słucham.Kto mówi?.Aa.Bułeczka.Co takiego? Nie.Nie było jej tutaj.Nie mam pojęcia.Tak.Jest u nas.- Opuściła rękę ze słuchawką.- Pani Harmon chce mówić z panem, inspektorze.Jest bardzo niespokojna, bo panna Marple nie wróciła do domu.Inspektor zrobił dwa długie kroki w stronę aparatu.- Tu Craddock.Słucham.Głos Bułeczki drżał nutą dziecięcego przestrachu.- Martwię się, panie inspektorze.Ciocia Jane wyszła.nie wiem dokąd.I podobno ktoś zamordował pannę Murgatroyd.Czy to prawda?- Prawda, proszę pani.Panna Marple była w Boulders.Ona i panna Hinchliffe znalazły zwłoki.- Aa.więc jest w Boulders - powiedziała pani Harmon z wyraźną ulgą.- Nie ma jej tam, niestety.Wyszła.zaraz.wyszła z Boulders jakieś pół godziny temu.Do domu nie wróciła?- Nie.A to dziesięć minut drogi stąd.Co się z nią stało?- Może wstąpiła do kogoś z sąsiadów?- Dzwoniłam do sąsiadów.Do wszystkich! Nigdzie jej nie ma.Boję się o nią, inspektorze!„Ja również” - pomyślał Craddock i odpowiedział spiesznie:- Jadę do pani.Zaraz.- Dziękuję.Bardzo proszę.Ona napisała coś, nim wyszła z domu.Nic nie mogę zrozumieć i wygląda mi to na brednie.Craddock odłożył słuchawkę.Panna Blacklock zapytała z niepokojem:- Czy stało się coś pannie Marple? Mam nadzieję, że nic złego.- Ja też mam taką nadzieję - odrzekł inspektor.Twarz miał pełną powagi, wargi zaciśnięte.- Taka jest stara, wątła.- Istotnie, proszę pani.Panna Blacklock stała, szarpiąc nerwowo palcami swój naszyjnik z pereł.- Jest coraz gorzej - podjęła zdławionym głosem.- Ktoś, kto robi to wszystko, inspektorze, musi być obłąkany.kompletnie obłąkany.- Czy ja wiem?Pod nerwowymi palcami zerwała się kolia z pereł.Gładkie białe kuleczki posypały się na podłogę.Letycja Blacklock krzyknęła żałośnie:- Moje perły! Moje perły!Jej głos zabrzmiał nutą tak wielkiej rozpaczy, że wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.Odwróciła się, dłonią zasłoniła szyję i szlochając wybiegła z pokoju.Filipa zaczęła zbierać perły.- Nigdy nie widziałam jej w takim stanie - powiedziała.- Zawsze nosiła ten naszyjnik.Cóż? Może to prezent od kogoś szczególnie bliskiego? Jak pan sądzi, inspektorze? Na przykład od Randalla Goedlera?- To prawdopodobne - odrzekł z wolna Craddock.Filipa klęczała nadal.Pracowicie zbierała lśniące kuleczki.- Przecież te perły nie są.nie mogą być prawdziwe? - zapytała.- W żadnym wypadku, prawda?Inspektor wziął w palce jeden paciorek i zamierzał odpowiedzieć lekceważąco: ”Prawdziwe? Skąd znowu!”, lecz słowa uwięzły mu w gardle.Czy rzeczywiście te perły nie mogą być prawdziwe? Są tak duże, równe, że ich fałszywość wydaje się oczywista.Jednakże Craddock przypomniał sobie figurujące w policyjnych rejestrach zdarzenie, kiedy to sznur prawdziwych pereł został sprzedany w lombardzie za kilka szylingów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]