[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobraża pan sobie spojrzenia tych biedaków? Zastanawiałem się nad tym.Nie ulegawątpliwości, że nie chodziło o to, by sprawiedliwość pastwiła się nad skazanym na śmierć, ot tak,żeby go ukarać.Uważam, że informacja była kierowana bezpośrednio do tłumu widzów.%7łebysiać grozę.grozę stanowiącą środek odstraszający.Egzekucja była w pewnej mierze inwestycjąw przyszłość zgromadzonych osób.To był znak, że sprawiedliwość jest nieubłagana.Także wnaszych sprawach śmierć ofiary wydaje mi się drugorzędna w stosunku do wiadomościwykrzyczanej z całym okrucieństwem przez mordercę.Morderca krzyczy, że jest nieubłagany isprawiedliwy.Ten.potwór.jest przekonany, że udziela lekcji sprawiedliwości.Tu nie chodzi ozwykłą zemstę ani o zwykłe zabójstwo.I prawdopodobnie.choć tu wypływam na niepewnewody.prawdopodobnie nie czerpie z tego korzyści materialnych, które moglibyśmy.jakby topowiedzieć.zrozumieć.Nie kradnie.Nie dziedziczy.On wymierza karę.- Wymierza karę.i celebruje siebie samego - dodał Noverre.- Ale za co karze i co celebruje? - ożywił się Germinal.- Były niewierne? Zrobiłem małedochodzenie.Wygląda na to, że nie.- Spojrzał na doktora.- Co oznacza kij z bluszczem? Cooznaczają te kości w ludzkiej mosznie, znalezione w pochwie? Co oznacza.jak pan to nazwał.runo? Co on celebruje?- To wygląda jak pogański rytuał, nie uważa pan?- Ile jeszcze rzeczy pan przede mną ukrywa, doktorze? - spytał nagle Germinal, wstając.- Co pan powiedział?.- Dlaczego nadano panu przydomek Hrabiego bez Rękawów? Głos Germinala był twardy,agresywny.Ale doktor Noverre nie okazał zakłopotania.Poruszył kikutami.Zapadnięte rękawymarynarki zatrzepotały.- Znał pan Juffridiego? Tak czy nie?Germinal naparł na niego całym ciałem, z rękoma wbitymi w oparcie fotela, w którymsiedział Noverre, z twarzą przy monstrualnej twarzy dyrektora Miasta Zwierząt.Uwięził go.- Proszę pozwolić mi wstać - powiedział Noverre.- Nasza rozmowa dobiegła końca.- O nie! Niech choć raz powie mi pan prawdę! - krzyknął Germinal i podbiegł do drzwipokoju, by zamknąć je na klucz.Klamka u drzwi przekręciła się kilka razy, obracana z zewnątrz.Potem rozległ się hałas,jakby taran próbował je wyważyć.- Pański olbrzym nie może pana uratować! - krzyknął Germinal w przypływie złości,pochylił się nad workiem, otworzył go i wyjął metalową protezę.Mechaniczne przedramię zprymitywną dłonią.Położył je na kolanach doktora, po czym pchnął go i plecy kaleki wbiły się woparcie.- Niech pan popatrzy na tę rękę! Niech pan popatrzy! Poznaje ją pan?Noverre zbladł.Zdjęte grozą oczy wpatrywały się w metalową protezę.- Wygląda na to, że morderca nie chce używać rąk - ciągnął Germinal.- Dlaczego? Możedlatego, że nie ma rąk? Niech pan odpowie! Zaprzecza pan, że znał Juffridiego? Wciąż panzaprzecza?Drzwi skrzypiały w zawiasach pod straszliwymi uderzeniami Zoli.Germinal dyszał.- Niech pan zabierze ode mnie tę makabrę.- powiedział Noverre cichym głosem.-Bardzo proszę.Germinal patrzył na niego przez chwilę, potem wziął mechaniczną rękę i z furią odrzuciłją daleko od siebie.- Niech pan otworzy Zoli.- poprosił Noverre wciąż słabym głosem.- Niech mu panotworzy, bo zaraz oszaleje z bólu.- Tak jak oszalały z bólu dwie nieszczęsne kobiety? - wykrzyknął Germinal i znówpogrzebał w worku.Wyjął rysunek i położył go lekarzowi na kolanach.- Tę rękę i te rysunkiznalazłem u Juffridiego.Dziś w nocy.Noverre opuścił wzrok na rysunek.Jego oczy wypełniał nieskończony smutek.Rysunekprzedstawiał mechaniczne przedramię, które nakładało się na kikut.- Nie rozumiem, co chce pan udowodnić.- mruknął Noverre złamanym głosem.Drzwi pod naporem szaleńczego łomotu Zoli drżały i trzeszczały.- Nie rozumie pan? - rzekł Germinal z płonącym wzrokiem.Chwycił doktora zamarynarkę i zsunął jedną połę, potem podwinął rękaw koszuli, odsłaniając nagi kikut.Bliznyodpowiadały wkładkom zaznaczonym na rysunku.- Teraz pan rozumie? Nie? Jeszcze nie?- Niech pan otworzy Zoli.proszę pana.Germinal podniósł worek i wyjął kolejne rysunki.Rozłożył pierwszą kartkę na kolanachlekarza.Grube linie, poprowadzone czerwoną kredką, wyznaczały kształt narzędzi, które do tejpory tylko sobie wyobrażali.Oczy doktora przebiegały po kreskach naniesionych sangwiną.Nadrugiej kartce widniała czaszka zwierzęcia, ledwie zarysowana, z widoczną jednak uzębionąszczęką.Poniżej szkic uzębienia został podzielony na sekcje i ponumerowany.Na trzeciej kartceprojekt był już wyrazniejszy.Szczęki z przerażającymi kłami i zaostrzonymi zębami trzonowymi,zostały naniesione na dwa łuki, które wchodziły w błyszczącą, złoconą czaszkę.Były ze sobąpołączone przez sworzeń, na którym mogły się obracać i dzięki temu otwierać i zamykać.Szeregsprężyn i cięgien kończył się w opasce na przedramię, z zamknięciem wpustowym i skórzanymipasami.Każda kartka opisywała szczegółowo proces konstrukcyjny, a uwagi na marginesach -nabazgrane niewprawnym charakterem pisma - wyjaśniały to, czego nie można byłowywnioskować ze szkiców, oraz wyszczególniały wytrzymałość materiałów i stopy metali, którenależało wykorzystać.To były paszcze.Paszcze gotowe, by kogoś zagryzć.- Oto czego szukał morderca Juffridiego - oznajmił Germinal, z twarzą niemal tuż przytwarzy doktora.- Oto dlaczego zginął Juffridi.- Niech pan otworzy Zoli.- powtórzył Noverre słabym głosem, ze zmrużonymi od bóluoczyma.Germinal popatrzył na niego jeszcze przez chwilę, potem podszedł do drzwi i otworzył je.Zóla wpadł jak burza i rzucił się na niego.- Zóla! Zóla.- powstrzymał go Noverre.- Nic mi nie zrobił.Olbrzym podszedł doswego pana i przyjrzał mu się.- Aza - powiedział grobowym, gardłowym głosem, wskazując palcem jak u dusiciela oczydoktora Noverre.- Zostaw nas, Zóla - powiedział lekarz.- Nic się nie stało.Olbrzym ani drgnął.- Nie zrobi mi krzywdy - uspokajał go Noverre.- Obiecuję ci.Zóla spojrzał na kikut swego pana, odwinął rękaw koszuli, pomógł mu delikatnie włożyćz powrotem marynarkę, potem odwrócił się do Germinala i zlustrował go od stóp do głów.Wkońcu wyszedł z sali.Germinal ruszył, by zamknąć za nim drzwi, ale Zóla zatrzymał go.- Otwarte - powiedział.Germinal wrócił do doktora.- Pański sługa byłby gotów dla pana zabić.- Niech pan nie nazywa go sługą.Już o to pana prosiłem.Zóla nie jest moim sługą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]