[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co mnie w tym opisie zachwyca? Przede wszystkim jegoszeroki horyzont.Demografowie twierdzą, że dziewczynkirodzące się dziś w krajach wysoko rozwiniętych mają re‑alną szansę dożycia stu lat – a zatem umieszczenie przezEstés etapów życia kobiety na osi aż stu pięciu lat nie wy‑daje się wcale przesadą.Zachwyca mnie, że widzę etapy,które już przebyłam, i jednocześnie drogę, która wciążjest przede mną.Estés bardzo celnie (dla mnie) ustaliławidełki wiekowe (wiek macierzyństwa odpowiada zresztąstatystycznej średniej), a jednocześnie tak szeroko patrzyna kobiecość, tak daleko pozwala wybiec w przyszłość.I tak185bardzo utwierdza mnie w wierze, że wszystko, co trudne, minie.Gdy kilka miesięcy temu pisałam w tym dzienniczku, że„już nigdy nie odzyskam utraconej wolności”, naprawdę w towierzyłam.Tak samo jak w połogu wątpiłam, że kiedykol‑wiek przestaną mnie boleć piersi.I tak samo jak wciąż niewierzę, że kiedykolwiek się wyśpię.Tymczasem Estés przywraca etapowi, na którym dziśsię znajduję, zupełnie inną rangę.Rangę epizo du – ow‑szem, istotnego, lecz jednak epizodu na osi życia.Ukazującgo w kontekście aż piętnastu innych etapów, poetka przy‑pomina oczywiste prawdy o ci ągłoś ci naszej biografiii o tym, jak oddanie się w całości dziecku zachwiałoby cy‑klem życia.Już etap stojący przede mną („wiek poszukiwańtożsamości”) będzie według Estés okresem, w którym za‑walczę o siebie.„Nigdy nie czułam się tak stara jak w wiekutrzydziestu lat” – tak powiedziała mi niedawno mama mo‑jego Blejka, kobieta aktywniejsza i młodsza duchem niżniejedna moja koleżanka.A M., doktor socjologii i historii na stałe mieszka‑jąca w Niemczech, zauważyła, jak duża jest w Polsce ak‑tywność w sferze publicznej kobiet około czterdziestki.Zupełnie jakby po epizodzie odchowania dzieci matki zezdwojoną energią rzucały się we własne życie.Droga powczesnym macierzyństwie może być jeszcze daleka.A słowaulubionej piosenki, że „nigdy nie będzie takiego lata” – poponad roku z Fallon nie wydają mi się aż tak kategoryczne.Za Estés: jestem po prostu w etapie numer 5.Ale jest ciąg‑łość biografii i to, co trudne, minie.I choć przyjdzie nowetrudne – też minie.Tak będzie.Abrakadabra.1863 Gorące lato, przystań nad Zatoką Pucką.Szkoła windsur‑fingu, w której instruktorem jest mój brat.Siedzimy sobiezadowolone: mama, B.i ja.Fallon zapoznaje się bliżej z pod‑łożem za pomocą czerwonego autka.Obok wózek z sześ‑ciotygodniowym noworodkiem.Noworodek wybucha płaczem.Wybudził się ze zbyt krótkiej drzemki.Nie możeusnąć.Płacze więc coraz głośniej.Rozdzierająco, żałośnie.Matka w kostiumie kąpielowym dwoi się nad nim i troi.Tata w piance prosto z wody – też się stara, przytula.A towkładają beksę do wózka, a to wyjmują.Lulają.A ona pła‑cze i płacze.A my siedzimy.Milczymy.Gdy młodzi rodzice nie patrzą, momentalnie wymie‑niamy spojrzenia.Szybki błysk porozumienia: wszystkietrzy myślimy to samo.Niemowlęciu jest za gorąco.Upałze trzydzieści stopni.Wszyscy rozebrani lub zmoczeni.A płaksa pod kołderką w wózku, w śpioszkach z zakrytymistopami, w kaftaniku z długim rękawem.Za to, dla kontra‑stu, bez czapeczki od słońca.Po raz pierwszy w życiu poczułam, że tym razem to jamogłabym zadać krytyczno ‑wścibskie pytanie.„Czy jej niejest za gorąco?”.„Może by tak kapelusik?”.Po raz pierwszyna zjawisko „społecznego dobra” spojrzałam od drugiejstrony.Nie, żadna z nas nie zwróciła uwagi.Rodzice poradzilisobie sami.Ale uwierzcie, to trwało.A „dobra rada w inte‑resie dziecka” aż cisnęła się na usta.Czy już i tę barykadę przekroczyłam raz i na dobre? Czyza parę lat zacznę zwracać uwagę młodym mamom?Dziś myślę, że niedoczekanie.Ale nowy stwór „matka” we mnie nie powiedział ostat‑niego słowa.1874 Gdy dziś czytam zapiski sprzed kilku miesięcy, wydają mi się mieszaniną spraw oczywistych i nieaktualnych.Jestem już inną Kristal.Tamta w jakiś sposób umarła.O tym też pisze Estés.Jej książkę dostałam na urodziny.I znowu zacytuję, tym razem to, co pisze o miłości i śmierci:„Jakaś część psychiki każdej kobiety i każdego mężczyznynie chce przyjąć do wiadomości, że we wszystkich związ‑kach miłosnych Śmierć ma rolę do odegrania.Udajemy,że miłość jest możliwa bez śmierci naszych złudzeń, bezśmierci płytkich zachcianek; udajemy, że posuwamy sięnaprzód i nasze ulubione porywy nigdy nie przeminą.Alekiedy kochamy, wszystko w psychice zostaje przewróconedo góry nogami.Ego nie umie się z tym pogodzić.Jednaktak właśnie ma być, a człowiek o głębokiej, dzikiej naturzebez wątpienia godzi się na to”.Czytam to i zadaję sobie pytanie: czy ja się na to godzę?Ale to pytanie źle postawione.Ja nie mam tu nic do ga‑dania.Dynastia inaczej.MisaCzy jestem matką spełnioną?Spełnioną, aż przepełnioną.To, co się przepełniło, ulałam.I wypełniam misę (misję) dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]