[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z powrotem, jeśli byłam wygrana, zgadzałam się płynąć jachtem, jeśli zaś nie, to nie i w ten sposób nikt nie byłpewien, czym będę wracać i kiedy.Zgoda na powrót jachtem była poniekąd uzasadniona, bo po północy fala była mniejsza.Niewiem dlaczego, być może na skutek odpływu.Po trzecie stwierdziłam niezbicie brak jakiejkolwiek straży przy dużym jachcie w zatoce.Stał sobie spokojnie i był nie używany.Po czwarte znalazłam rzecz najbardziej dla mnie interesującą, mianowicie kluczyki do jaguara.Podpatrzyłam kierowcę, który,jak się okazało, po wprowadzeniu samochodu do garażu najzwyczajniej w świecie wieszał je na gwozdziu w ścianie! Jeślioczywiście to coś można było nazywać gwozdziem, na oko wyglądało bowiem na skrzyżowanie czubka anteny radiowej z hakiem wrzezni.Po tym ostatnim odkryciu droga do ucieczki stanęła przede mną otworem.Trzeba to było załatwić jak najprędzej, przedprzybyciem mitycznego szefa, którym straszyli mnie wszyscy zgodnie.Dzień w dzień odbywano wprawdzie ze mną rozmowy napalący temat, dzień w dzień maglowali mnie głupimi pytaniami, regularnie co wieczór, w czasie gry, usiłowali mnie zaskakiwać,licząc na moje zaabsorbowanie namiętnością, ale prawdę powiedziawszy na złe traktowanie narzekać nie mogłam.Wyglądało na to,że dopiero szef zabierze się do mnie ostrzej i nie zamierzałam na to czekać.Na polubowne załatwienie sprawy straciłam nadzieję bezpowrotnie, bo sama siebie bym nie wypuściła na ich miejscu.Miałamw ręku cały ich stan posiadania, jakiś potworny majątek, ukryty w miejscu, którego nikt nie znał i którego nie chciałam zdradzić.Cojakiś czas popadałam w melancholię i symulowałam załamanie, robiąc wrażenie, że tylko patrzeć, a zrezygnuję z wojny i wyznamprawdę.We wszystkich czterech wstępowało wtedy nowe życie, blask im padał na oblicza, zaczynali skakać koło mnie jak małpy wcyrku, czas jakiś łaskawie przyjmowałam ich umizgi, po czym nagle twardniałam i odmawiałam odpowiedzi.Zgrzyt zębówwywoływał wówczas echo w górach.W oczach im migał blask szaleństwa i ogólnie biorąc dziwię się, że nie dostali przeze mnierozstroju nerwowego.Zasłyszane w czasie konferencji nazwiska oraz adresy nowych melin na Bliskim Wschodzie zapisałam sobie w kalendarzyku,żeby nie zapomnieć, i z satysfakcją myślałam, że za te wiadomości Interpol by mnie chyba ozłocił.Zaczęłam przemyśliwać sprawę konkretniej.Uznałam, że muszę się dostać do Kurytyby, gdzie będę chyba względniebezpieczna.Niemożliwe jest przecież, żeby cała policja brazylijska stanowiła personel gangu, za drogo by ich to kosztowało.Pieniądze posiadałam i z Kurytyby postanowiłam polecieć samolotem tam, gdzie znajduje się nasza ambasada.Nie byłam pewna,gdzie, czy w Brazylii, czy w Rio de Janeiro, ale zamierzałam się tego dowiedzieć na lotnisku.Miałam przed sobą co najmniej trzysta kilometrów górskiej szosy, złożonej wyłącznie z zakrętów śmierci na spadku.Najlepiejbyłoby jechać w nocy i bez świateł, ale nie znając w ogóle tej drogi pewnie bym daleko nie zajechała.Zdecydowałam się więcjechać w dzień, bo z helikoptera łatwiej zauważyć w nocy światło w dole niż w dzień drobny przedmiot w krajobrazie, aprzewidywałam, że będą mnie gonić helikopterem.Przedmiot wprawdzie będzie ruchomy, ale i ten problem przemyślałam sobieszczegółowo.Pozostało mi tylko wyczekać odpowiedniego momentu.Mniej więcej po tygodniu nadszedł dzień, kiedy sytuacja ułożyła się nadzwyczaj korzystnie.Rozczochrany z tłustym oddalili siędrogą powietrzną.Bandzior na tarasiku nie tylko usiadł, ale nawet się położył i prawdopodobnie zasnął.W upiornym, południowymupale nie było widać żywego ducha, wszyscy się rozlezli i pochowali w cieniu.Zabrałam torbę i świętą siatkę, w której ciągle tkwiłnie dokończony szal z białego acrylu, zeszłam do garażu, zdjęłam kluczyki z imitacji gwozdzia i wsiadłam do jaguara.W głębi pomieszczenia stały kanistry z zapasem benzyny, ale wskaznik pokazywał pełny bak, zrezygnowałam więc z zabieraniadodatkowych naczyń.Uznałam, że pełny bak wystarczy.Wrzuciłam luz, przypominając sobie, że w jaguarze coś tam jest z biegami,trójka i czwórka wchodzą odwrotnie i muszę o tym pamiętać, sprawdziłam ręczny hamulec, czy nie jest zaciągnięty, wysiadłam ipopchnęłam wóz ku przodowi.Ciężko szło, ale szło& Przepchałam go półtora metra i drzwi otworzyły się bezszelestnie.Wyjrzałam na zewnątrz.Nadal żywego ducha! Pozostawiając otwarte wrota popędziłam do sterowni na dole.Przesunęłam dwieprawe górne wajchy ku górze, po czym wróciłam do garażu."%7ładnych hałasów" pomyślałam sama do siebie ostrzegawczo i zaczęłam powoli wypychać jaguara na zewnątrz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]