[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rejestratorki zastała potem przy kawie w kwadratowym pomieszczeniu, gdzieprzechowywano kartoteki.Gdy weszła, natychmiast zapadła cisza, ale po chwilipoczęstowały ją kawą, a Joanna nie odmówiła, więc poczuły się swobodniej.Spojrzała na nie z zaciekawieniem. No więc jaka ona była? spytała.Wysoka, ruda Sally zdjęła z tablicy jakąś fotografię. To Marilyn oznajmiła.Na zdjęciu były cztery osoby: obie rejestratorki stały sztywno w papierowychczapkach i z kieliszkami w ręce, a obok przysadzista, mocno umalowana kobieta,uwieszona na szyi doktora Wilsona.Pomimo słabej jakości zdjęcia uwadze Joannynie umknął fakt, iż lekarz czuł się w tej sytuacji niezręcznie, Marilyn zaśwyglądała na wyraznie zadowoloną.Joanna przyjrzała się jej uważnie.Na twarzy kobiety widniał lubieżny uśmiech.Na ustach miała błyszczącą szminkę,jej włosy były mocno zakręcone, a wargi lekko roz-77chylone.Ubrana była w przykrótką, obcisłą czarną suknię, która uwydatniała dużybiust i zwały tłuszczu wokół talii.Dłonie o polakierowa-nych na czerwonopaznokciach oparte były o tweedową marynarkę lekarza.Marilyn miała wzrokutkwiony w niego, on zaś z nieszczęśliwą miną wpatrywał się w obiektyw aparatu.Sally zajrzała Joannie przez ramię. O Boże westchnęła cicho. Jeśli to możliwe, by kobieta pałała tak sprośną żądzą do mężczyzny, ona byłatego najlepszym przykładem.Wręcz go uwielbiała.Próbowała wszystkich sztuczek.Nie dawała biedakowi żyć.Nie miał przez nią ani chwili spokoju. A jemu nie podobało się to, że zwracała na niego uwagę? dociekała Joanna,kryjąc zaskoczenie.Sally spojrzała na zdjęcie. A jak pani myśli? spytała. Czuł do niejwstręt.Przecież jest żonaty.Pani Wilson ma pewne problemy, ale mimo to sąszczęśliwym małżeństwem.Zawsze szybko wraca do niej po nocnym dyżurze.NaMarilyn nie miałby nawet czasu. Czyli to musiało być dla niego trudne podsumowała Joanna. I krępujące.Maureen przytaknęła. Czasem nie wiedział, gdzie się podziać ze wstydu. Ale mimo to ją zatrudniał.Sally zbyła to grymasem. Czy mogę pożyczyć to zdjęcie?Maureen wzruszyła ramionami. Proszę bardzo odparła. Nie jest nampotrzebne. A na widok zdziwionej miny Joanny dodała jeszcze ostrzej: Niechpani zrozumie: nie chcemy, żeby cokolwiek ją nam przypominało.Nie znosiłyśmyjej. Wprawdzie o umarłych nie należy mówić zle wtrąciła druga ale bez niej będzie nam tu lepiej.Przez nią były tylko same kłopoty.Powtarzała okropne rzeczy, które podobno mówili o nas inni.Ciągle utrudniałanam życie.Są ludzie dodała których nigdy nie będzie nam brakowało.Zerknęła na fotografię. A ona do nich należy.Właśnie wtedy wszedł Jonah, spostrzegł Joannę i zatrzymał się, nie wiedząc, czyma iść dalej, czy się cofnąć.Joanna schowała zdjęcie do kieszeni. Niech mi pan powie, doktorze zwróciłasię do niego jakie jest pana osobiste zdanie? Jak pan myśli, co było przyczynąjej śmierci?78Rozejrzał się nerwowo. Hm, mówiłem już, że według mnie nie była typemsamobójczyni odparł powoli. Jednak nigdy nic nie wiadomo.Większośćsamobójców już wcześniej próbowała odebrać sobie życie.Ale zdarza się, żeludzie zamykają się w sobie. Zmarszczył czoło. A może to był po prostuwypadek? dodał i uśmiechnął się nieśmiało.Odpowiedz była żadna, co Joannę tylko poirytowało.Niech to szlag, pomyślała.Ale to przecież ona prowadzi śledztwo.To do niej należy ustalenie przyczynyśmierci kobiety.Przy zabójstwie dochodzenie jest złożone, a przy samobójstwienie.A do tego jeszcze opieszałość lekarzy strasznie utrudniała jej określeniecharakteru całej tej sprawy.I być może traci tu cenny czas, zamiast jechaćgdzie indziej. Czy ona miała kogoś? spytała. Nikt tu do niej nie przychodził odparł spokojnie lekarz.Niczego się odnich nie dowiem, uznała.I wyszła.Matthew zadzwonił natychmiast po jej powrocie na komendę.Mówiłściśniętym, napiętym głosem. Nie przeszkadzam? rzucił sztywno.A gdy zaprzeczyła, spytał ją, czy może rozmawiać.Odparła, że tak. Nie potrafię o tobie zapomnieć, Jo wyznał. Bez przerwy o tobie myślę.Poczuła, że serce tłucze się jej w piersiach i żałowała, że zadzwonił. Jesteś tam? spytał spiętym głosem. Matthew odparła łagodnie daj sobie trochę czasu, proszę cię.Westchnął. Nie potrafię, Jo.Próbowałem już. Na Boga, Matthew rzekła, znowu poirytowana. Przecież jesteś żonaty.Maszcórkę.Odpowiada ci to.I dobrze.Nie chcę tylko, byś myślał, że możesz mniemieć na boku".Uporządkuj sobie życie. Czy ty nie rozumiesz, co do ciebie mówię, Jo? Kocham cię.Poczuła,' że drży wnagłym przypływie silnego gniewu. Nie mamzamiaru jeszcze raz przechodzić przez to wszystko, Matthew oświadczyła. Niechcę już czekać i robić sobie nadziei.Proszę cię, pozwól mi zająć się moimżyciem.Mam dużo pracy.Milczał, a po chwili spytał: I jak ci idzie?Odparła, że nie najlepiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]