[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grupa kom-panów Seana była oczywistym zalążkiem Klubu.Najcięższym zadaniem Seana było zbieranie składek nafundusz Stowarzyszenia w wysokości jednego szylinga mie-sięcznie od każdego członka Klubu.Suma niewielka, ale dlawielu w Kilegad, jak i gdzie indziej, trudna do odłożenia.Wydawanie jej co miesiąc oznaczało jeszcze mocniejsze zaci-skanie pasa.Ojciec O'Leary wiedział, kto ostatecznie będzieposzkodowany: O tyle mniej dadzą na tacę w niedzielę mruczał.Ważnym momentem dla Klubu był dzień, kiedy nadeszłylegitymacje członkowskie.Tego wieczoru w chatce Sean po-kazał je Pat i Kevinowi, objaśniając ich symbole: zielonykolor na cześć Szmaragdowej Wyspy, jak zwano Irlandię;105w rogach nazwy czterech najważniejszych bitew w dziejachIrlandii; pośrodku flaga i słońce wstające za horyzontem,z rozchodzącymi się promieniami; obok trójlistek koniczyny(również emblemat narodowy) z napisami na każdym listku:katolicy, dysydenci, protestanci, a wzdłuż łodygi słowa: Quisseparabit?"Stukanie laską w drzwi wszedł ojciec O'Leary.Danpodniósł się, przeciągnął ostentacyjnie, jakby chciał pod-kreślić ciężary gościnności, i podszedł, merdając leniwie ogo-nem. Prosimy! mówił Sean. Jakie nowiny z frontuparafialnego? Jak zwykle westchnął ksiądz. Nazwiska się zmie-niają, ale wydarzenia zwykle takie same.Pani O'Malley, jakmoże już wiecie, urodziła dziś nad ranem bliznięta, jedynedzieci, jakie miała, od kiedy przed trzema laty zmarł jej mąż. Nieostrożna wtrącił Kevin. A jej siostrzenica ciągnął ojciec O'Leary oddałaswoje nieślubne dziecko na garnuszek i jutro bierze ślub.Poszedłem dziś rano do przyszłej panny młodej, ale jeszczeleżała w łóżku z panem młodym i poprosili, żebym przyszedłpózniej, kiedy będą mniej zajęci.Ksiądz zyskał sobie popularność we wsi, głównie dziękidobremu sercu.Co rusz pakował do koszyka własny obiad i sam głodny zanosił go jakiejś niedożywionej rodzinie.Nikt nigdy nie zwrócił się do niego, by nie otrzymać pociechymaterialnej albo duchowej.Bywało, że ktoś w potrzebie krę-pował się przyjść, żeby go nie narażać na jeszcze większewydatki i ograniczenia.Jego niewidzialna dusza z pewnościąrozkwitała, ale jego widzialne ciało chudło, odzież wisiała nanim, rękawy na łokciach były wytarte, a mankiety postrzępio-ne.Ojciec O'Leary miał prawdziwie irlandzkie poczucie hu-moru, nigdy nikogo nie potępiał i nie uważał siebie za wzórwszelkich cnót.Rozumiał ludzkie słabości i za to mieszkańcyKilegad wybaczali mu chętnie jego własne grzeszki.Stara gospodyni zmarła.Na jej miejsce ojciec O'Learyprzyjął przystojną czterdziestoletnią wdówkę.Ale to mu nie106przeszkadzało zatrudniać dodatkowo po Bożym Narodze-niu i po Wielkanocy młodych mężatek, których mężowienieraz pózną nocą dobijali się do plebanii, żądając zwrotuswoich żon.Sean pokazał księdzu jedną z legitymacji członkówKlubu. Czy mogę na tej legitymacji napisać nazwisko ojca? spytał i dorzucił: Ksiądz bez poparcia polityków nigdynie zostanie biskupem! Wasza polityka nie zaprowadzi mnie na biskupi stolec odparł ksiądz. Wyższy kler udziela, acz dość niechętnie, poparcia waszemu ruchowi, gdyż inaczej zraziłby sobiesetki tysięcy wiernych.Ale naprawdę marzy im się jakaświzja irlandzkich katolików zasiadających w Westminsterze,by tworzyć imperium wiary: nawracać muzułmanów i Hindusów, kwakrów i pogan.A irlandzcy katolicy w irlandzkimparlamencie nie mogliby decydować o niczyich sprawach,tylko własnych, irlandzkich. Dopóki nie mamy własnego rządu powiedział Sean wyższy kler zastępuje go, przynajmniej w pewnej mierze.Ale kiedy powstanie nasz rząd, będzie władał i klerem niezależnie od tego, co powie papież i Curia Romana.I dopilnujemy, żeby ojciec został biskupem. Jestem zwolennikiem 0'Connella i Stowarzyszenia,ale wątpię, czy dożyję chwili, kiedy będzie obradowaćirlandzki parlament argumentował ksiądz. A przypuść-my, tylko przypuśćmy, że powstanie irlandzki parlament, czyludziom będzie na pewno dużo lepiej? Nie należy się spodziewiać od razu zbyt wiele rzekł Sean. Ale jeśli mają ze mnie ściągać podatkii eksmitować, to niech już to robią moi rodacy.Jedynyw polityce wybór to wybór między złem mniejszym a większym. Jesteśmy kłótliwym narodem zauważył ksiądz. Z kim będziemy się kłócić, gdy Anglicy sobie pójdą?Denis 0'Grady i Tom Kelly przyszli właśnie i staliw drzwiach, przysłuchując się rozmowie.O'Grady wtrącił:107 Każdy z nas to jakby dwóch ludzi w jednym, bo coinnego robimy, gdy czegoś chcemy zazwyczaj kopiemy igryziemy a co innego, gdy już mamy, cośmy chcieli;wtedy podobni jesteśmy do kota nad miską mleka. Nie zawsze tak bywa z narodami zaoponował ksiądz. Choćbyśmy już dostali miskę mleka to, przywykli do kłótni, zaczęlibyśmy się kłócić między sobą o tę miskę mlekawłaśnie.Wzniosłe ideały wielkiego ruchu bywają podminowane przez podłe, przyziemne demony ludzkiej natury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]