[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było najgorsze.Ale musiałam się poświęcić,żeby magia zadziałała.Nie mogłam się teraz zawahać.Nacięłam.Reese syknął przez zęby i utkwił wzrok w krwi zbierającej sięw mojej dłoni.Była piękna.Ciemna i lśniąca, jak gdyby z ciałasączyło mi się to nocne niebo.Przycisnęłam ostrze do skóry, żebypłynęła szybciej.Ból przeszył mi nadgarstek i owinął się dookołaprzedramienia niczym rozgrzany drut kolczasty.- Siila, pospiesz się.Musimy cię opatrzyć.- Nie trzeba.- Nabrałam głęboko powietrza i odepchnęłam od siebie ból.W oczy zaszczypały mnie łzy.Póznopaz-dziernikowa noc pachniała palonymi liśćmi.Pochyliłam sięnad wróblem i zlałam krew na pożółkłe kostki.Oświetlonajedynie świecami, rozprysnęła się jak rozcieńczona farba.Wyobraziłam sobie, że szkielet obrasta w mięśnie i ścięgna, ciałoi pióra.Wyobraziłam sobie, że ożywa i śpiewa dla nas.Wyszeptałam: Ago vita iterum.Sprawiam, że ożyje na nowo.Schyliłam się tak nisko, że mój oddech omiótł kości,a ustami prawie ich dotknęłam, i powtarzałam kulejącą łaciną: Ago vita iterum.Ago vita iterum.Ago vita iterum.Za każdym powtórzeniem z dłoni spadał kolejny klekskrwi.Poczułam magię wibrującą w dłoni, a potem biegnącąw górę ramienia jak rój maleńkich pszczół.Syknęłam i cofnęłam rękę znad wróbla.6 6- Silla - odezwał się Reese piskliwym, drżącym głosemi ścisnął moją zdrową rękę.Szkielet zadygotał.Skrzydła poruszyły się i rozpostarły,jakby chciały odlecieć.Z kości nagle strzeliły wysmukłe, cienkie pióra.W czaszce zaświeciło oko.Nie potrafiłam odwrócićwzroku, nawet gdy kości oplatały włókna mięśni, a pióra rozrastały się i gęstniały.Reese zgniatał moje palce.Serce przepełniało zdumienie i szczęście, miałam ochotę śpiewać, śmiaćsię i krzyczeć.- Ago vita iterum! - zawołałam.Zwiece zafurkotały i zgasły.Ptaszek wzbił się w powietrze, gorączkowo trzepocząc skrzydłami.Zaświergotał i odleciał w ciemne niebo.Zostaliśmy na cmentarzu sami, spowici w cienie.- O rany - powiedział Reese i puścił moją dłoń.Pochylił sięi przesunął ręką po miejscu, gdzie stał szkielet.Piórka takżezniknęły.Nagle zakręciło mi się w głowie.Wzdrygnęłam się i splotłam palce.Księżyc spłynął z nieba.Ogień zgasł i zrobiło misię zimno.Ale zaśmiałam się.Cicho i zwycięsko.Reese zapalił jedną ze świec.- Boże.- Sięgnął do torby po szmatkę.- Masz.- Pokręciłam głową.Reese złapał moją rękę i przycisnął do niej szmatkę. Jezu, chyba trzeba cię będzie szyć.Na środku dłoni poczułam ciepłe mrowienie.Na krawędzimagii czaił się ból.Kilka metrów dalej z nieba spadł ptak.Jego kości rozbiłysię o ziemię, a martwe niczym suche liście pióra uniósł wiatr.ROZDZIAA 103 maja 1904 rokuOch, magia.Ją pragnę pamiętać po wsze czasy.Nic nie może się z nią równać.Słowa nie oddadzą tego uczucia, gdy ciemna krew plami czerwoną wstążkę albo wpływaw runy wyryte w drewnie.Magia pali moje żyły i przyprawiao dreszcz, buzuje we mnie, kiedy zajmuję się innymi sprawami,błagając mnie, żebym rozcięła skórę i pozwoliła jej wypłynąć nazewnątrz.%7łeby uwolnić krew, muszę kaleczyć się w żywe ciało, a tooczywiście boli.Nie udało mi się zwalczyć mdlącego momentuwahania, zanim zagłębię igłę w skórze.Czuję, że świat wstrzymuje oddech razem ze mną i czeka na falę bólu, która przynosisiłę.Jak mawia Philip, ofiara to klucz do wszystkiego.Dajemycoś, by otrzymać moc stwarzania.To istny raj.Philip to mój anioł zwiastujący, albo raczej jajestem Morganą, a on czarodziejem, który uczy mnie rządzićświatem.Magiczne mikstury przygotowujemy w blasku świec,gotujemy je w żelaznym kotle niczym stare wiedzmy.Dym czerwieni mi policzki i często się do niego uśmiecham, mając nadzieję, że to zauważy.Philip ma obsesję uzdrawiania.Uważa, że dar naszej krwi pomoże ludzkości.A przynajmniej mieszkańcom Bostonu.Większośćjego zaklęć leczy bóle głowy, gorączki, ułatwia porody i uśmierza68cierpienia umierających.Philip pragnie lepszych, mocniejszych zaklęć, którymi uzdrowi za jednym razem cale rzesze ludzi.To dlatego kradnie tyle krwi.Ale w jego książce można znalezć także innerodzaje magii.Są zaklęcia, które przemieniają kamień w złotoalbo odnajdują zgubione przedmioty.Używał ich dawniej, kiedychciał zgromadzić władzę, ale teraz zapomniał o nich, odkąd mazapewniony komfort.Ale ja nie.wiczę przemienianie powietrzaw ogień pstryknięciem zakrwawionych palców, jednym słowemzmieniam wodę w lód albo war.Któż mógłby sądzić, że we wstążce albo wysuszonym dziobiekaczki drzemie taka moc? Kto pomyślałby, że woda święconaz kroplą mojej krwi może uleczyć kaszel? A kamienie? Małe,szorstkie, niekiedy z ostrymi brzegami.Philip pokazał mi, jaktrzymać je w dłoni i szeptać nad nimi misternie ułożone magiczne frazy niby-słów.Takie kamienie zbierają w sobie mojąmoc i dzięki nim zaklęcia stają się bardziej precyzyjne.Noszętaki cały dzień w kieszeni lub zatknięty za gorset i czuję dreszczmagii bijącej równo z moim sercem.Nie chcę się z tym nigdy rozstawać.Możemy wszystko.ROZDZIAA 11S I L L AW czwartek nie poszłam do szkoły.Zostaliśmy z Reese'em na cmentarzu prawie do pierwszej6 9w nocy.Zgłębialiśmy razem książkę taty.Pierwszym zaklęciem, jakie wypróbował Reese, była Odnowa.Użył jej do zagojenia mojej rany na dłoni.Ciągle pobolewała i widać byłoróżową szramę, ale zasklepiła się i nie musiałam jej bandażować.Potem odnowiliśmy stertę suchych liści.Eksperymentowaliśmy z ilością krwi, zaklęciami i sprawdzaliśmy, ile liści udanam się przemienić naraz.To było cudowne.Wystarczyłajedna kropla na okrąg usypany z soli, żeby niczym ożywiony,pączkujący wzór wstąpiło w nie życie.Oboje dawno nie czuliśmy się tak dobrze.Zmialiśmy siępodekscytowani, podrzucając w górę garście liści skropionychkrwią, żeby opadły powoli już wygładzone i pulsujące szmaragdowym życiem.Pomyślałam, że moglibyśmy wskrzesić zaklęciem rodziców,ale zaraz przypomniałam sobie, jak ożywiony ptak zmienił sięw zawiniątko z kości i piór i spadł na ziemię.Magia nie trwaławiecznie.Reese uważał, że pewnie energia z naszej krwi możetylko na chwilę poruszyć, a nie naprawdę stworzyć życie.Janatomiast byłam zdania, że wróbel spadł dlatego, że stracił jużduszę.Jak mama i tata.Ich dusze uleciały.Były nieosiągalne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]