[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przydałaby mi się twoja pomoc.- Gdzie jesteśmy? - spytał.- W schronisku dla bezdomnych.Mogłeś o nim słyszeć.W pobliżu chińskiej dzielnicy.Facet na dole to jegowłaściciel.Dobry człowiek.Możesz tu zostać tak długo, jak zechcesz.Dostaniesz pokój do swojej dyspozycji.Zerozobowiązań.No, chyba że przyjdzie ci do głowy ćpać albo urządzać dzikie imprezy.Spojrzał na mnie ostro.- Co za bzdura.Słyszałem o tym schronisku.Nikt nie dostaje tu własnego pokoju.- Niektórzy dostają.Specjalni goście.Ty, jeśli sobie tego życzysz.Byron zgasił papierosa.- Nic nie dają za darmo.Zresztą ktoś na pewno zawiadomi opiekę społeczną.Bo tak trzeba.- Miałeś dobry powód, żeby zwiać z domu? Wzruszył ramionami i ostrożnie włożył peta do kieszeni kurtki.- Inaczej by mnie tu nie było.Pewnie.Głupie pytanie.Opadłam na oparcie - całe mokre, ale nie aż tak jak ja.Wody wykręconej z moich ciu-chów starczyłoby na potok.Chłopiec bawił się bluzą i suwakiem.Paznokcie miał pomalowane na czarno, obgryzione.Patrzyłam to na niego,to na niebo.Myślałam o demonach i zasłonie.O starszych mężczyznach i kobietach.O tajemnicach.Czułam obecność chłopców.Czaili się w pobliżu, przyglądali nam się z ukrycia.Walczyłam z pokusą, by dotknąćznamienia poniżej ucha.Mojej jedynej blizny.- Mogę sobie pójść, kiedy tylko zechcę? - zapytał Byron.- W każdej chwili.Pewnie za jakiś czas zaczniemy cię nękać, żebyś podjął naukę, ale nikt cię do niczego nie bę-dzie zmuszał.I nikt cię stąd nie wyrzuci.W ogóle mi nie wierzył.Widziałam to w jego oczach.Nic dziwnego.Miał czternaście, może piętnaście lat i żył naulicy.Jego spojrzenie było stare jak świat.Kryła się za tym jakaś historia.Niezbyt wesoła.38Wbił wzrok w swoje dłonie.- Brian od czasu do czasu rozdawał kanapki.Kilka razy przyniósł koce i płaszcze.Raz nawet komiksy.Nic nie chciałw zamian.To było miłe.Chyba nawet więcej niż miłe, biorąc pod uwagę nagły wyraz cierpienia na twarzy chłopca.Nie patrzył na mnie,ale jego oczy zrobiły się czerwone.Policzki też.Prawą rękę zwinął w pięść.Grant powiedział, że Byron boi się mężczyzn.Lecz Badelta chłopak obdarzył zaufaniem.To duża sprawa.Dlamnie to byłaby duża sprawa.Dzieciak długo będzie opłakiwał tego człowieka.- Widziałeś, kto go zaatakował? - zapytałam ściszonym głosem.- Byron, co się wydarzyło?Pokręcił głową i wytarł nos rękawem.- Ostatnio na ulicy zrobiło się nieciekawie.Pojawiali się nowi ludzie.Broń.Więcej narkotyków.Kasa.Aadnedziewczyny zaczęły znikać.Brian dał mi numer telefonu.%7łebym zadzwonił, gdybym potrzebował pomocy.Więc za-dzwoniłem.Miał się ze mną spotkać.Chciał mu zadać parę pytań.Związanych z czymś innym.- Z czymś innym? Powiedział, o co chodzi? Byron się zawahał.- Interesował się tobą.A w każdym razie kimś, kto się nazywa Maxine.- Aha.- Nie w sensie seksualnym.Po prostu.interesował się.Był ciekawy.Czy kiedykolwiek o tobie słyszałem.Ciekawy.Mnie.Jedyne sensowne wytłumaczenie to że Sarai wiedziała, jak się nazywam i jak wyglądam.I że byłażoną Badelta.Ale nawet to nie dawało odpowiedzi, tylko rodziło kolejne pytanie.Noc pełna pytań.Odsunęłam od siebie tę myśl.- Powiedz mi o broni i narkotykach.O znikających dziewczynach.Czy za tym stoją ci ludzie, którzy cię porwali?Czy to oni zabili Badelta?Byron dalej jadł M&M'sy.Ręka mu się trzęsła.- Już miałem się stamtąd zabierać.Briana zamordował blondyn w długim płaszczu.Granatowym albo czarnym.Drogim.Jeden z nich.Znowu to wyrażenie.- Rosjanin?Wzruszył ramionami, co mogło oznaczać cokolwiek.Opadłam do tyłu i się zamyśliłam.Cudowne Bliznięta i ichbanda z telefonami komórkowymi to bez wątpienia blondyni, ale w tanich spodniach i wiatrówkach, a nie drogichdługich płaszczach.Zresztą Edik dał mi do zrozumienia, że ktoś inny jest za to odpowiedzialny.Ktoś, kto mnie obserwuje.A może tobyła tylko kolejna gra słów, żeby odwrócić od niego moją uwagę?Miałam już tego wszystkiego dość.Wciąż bolała mnie głowa.Czułam pulsujący ból za oczami.Wzięłam głębokiwdech.- Jeszcze jedno, Byron.Czy ty mnie kiedykolwiek wcześniej widziałeś? Dziś na ulicy odniosłam wrażenie, żemnie znasz.- Nie.- Patrzył mi prosto w oczy.- Ale wydałaś mi się znajoma.Sam nie wiem czemu. Sycylia", przypomniałam sobie słowa Zee.I smutek w oczach Rawa.Kiwnęłam głową.- Dzięki, Byron.Spojrzał na mnie niepewnie.- Co teraz?- To zależy od ciebie.- Może bym został dzisiaj na noc - powiedział niepewnie.- Dobrze.Sam zobacz.Prześpij się w pokoju na dole.Rano przeniesiemy cię do jednej z kawalerek.To takieminimieszkanko, wyłącznie dla ciebie.Spojrzał na mnie tak, jakby z głowy wyrastały mi węże zamiast włosów.I mógłby odnosić takie wrażenie, gdybyw tym momencie Dek z Malem siedzieli mi na ramionach.Ale małe demony w tej chwili chowały się za plecamiByrona, owinięte wokół szyi Rawa.Cała trójka zerkała na nas zza donicy z paprocią.- To wszystko prawda - dodałam.- Chodz, to ci zaraz pokażę.- Nie trzeba.Chociaż nadal myślę, że ściemniasz.Chmury się rozstępowały.Zobaczyłam gwiazdy i przypomniał mi się demon w płaszczu, tańczący na ostrzachnoży. Stęskniliśmy się za twoją twarzą". Obudziłaś nas.Twoja dusza do nas przemówiła.Usłyszeliśmy w otchłanitwoje wołanie". Nad krwią nie da się zapanować". Jesteśmy ci potrzebni".Wstałam, rozkoszując się zimną bryzą.Czułam zapach oceanu i portu, a także resztki smrodu tłuszczu z chińskiejdzielnicy.Byron też wstał.Był wyższy ode mnie i prawie tak samo szczupły.Na jego twarzy malował się wyraz głodu, ale niechodziło tylko o pragnienie, żeby coś zjeść.39- Jak długo? - zapytałam cicho.- Od jak dawna tak żyjesz?Bałam się, że się zjeży, ale po chwili wziął głęboki wdech i rozluznił napięte ramiona.- Jakieś pół roku.- I nie masz nikogo?- Miałem.- Utkwił wzrok w ziemię.- Od wczoraj nie żyje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]