[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musisz po mnie wyjeżdżać, wynajmę samochódwe Wrocławiu; nie to nie, oczywiście musi być na jej, musi pokazać, że ja stać na fanaberie, bo nacholerę wynajmować samochód, płacić, jeśli on może przyjechać swoim.Małgosia wyjechała doAnglii na stypendium po trzecim roku medycyny, wkrótce usłyszeli, że tam skończy studia, nie wraca,da sobie radę, niech się o nią nie martwią.Zawsze tak mó-wiła i zawsze dawała sobie radę, w jakiś sposób ta słow-ność upodabniała ją do matki alkoholiczki,która, odkąd ją doktor Lipka pamięta, mówiła, że nie da sobie rady, i rzeczywiście.Doktor Lipkapomyślał, że córka właściwie nigdy o nic go nie prosiła i że to już się nie zmieni, bo przegapiłokazję, gdy mógł jej cokolwiek dać.Zresztą nic oprócz pieniędzy nie przychodziło mu do głowy;została lekarką i ten fakt wydawał mu się całkiem naturalny, nawet nie pomyślał, iż on, ojciec wewłasnym mniemaniu nieudany, mógł stanowić dla niej inspirację.To jego wina, żejest taka.Jego żonanigdy do niczego się nie nadawała, ale on mógł jakoś, coś, coś mógł, do diabła.Taka, mówił346i nigdy przez gardło nie przeszło mu słowo lesbijka, a gdy czasem stracił czujność i już prawieformowało się w jego ustach, rozpłaszczał je między językiem i podniebieniem, miażdżył zębami ipodśpiewywał sobie pod nosem, popijając whisky, linijka, świnijka, gzijka, ka, i łyk, grzechot kosteklodu.Od paru lat to straszne słowo atakowało go znienacka z telewizji, z gazet, włączał swój nowywielki odbiornik, brał gazetę, a tu syk lesssbijki już wspinałmu się po łydce i pełzł w górę pod nogawką domowych dresików, jeszcze chwila i będzienieszczęście.Próbowałdoktor Lipka coś czytać o lesbijkach i gejach, jak to się teraz mówiło, ale ciśnienie mu skakało przytakim czytaniu i kręcił głową, co za czasy.Małgosia dostała dobrą pracę u Angoli, robi doktorat, takmówił znajomym, którzy potem i tak po cichu sobie powtarzali, że uciekła od matki wariatki,wytrzymać nie mogła, po co ten Lipka pieprzniętą babę w domu trzyma, do Stronia wysłać, normalnąznalezć.Poza tym wiadomo, że ta córka to hornoniewia-domo.Inaczej dawno za mąż by wyszła,lekarka z posadą w Londynie chłopa długo szukać nie musi.Gdy doktor Lipka dzwoni do córki,czasem włącza się automatyczna sekretarka po angielsku, czasem włącza się po angielsku jakaś innakobieta zamiast Małgosi i spłoszona jego nie-poradnym słownictwem woła, Margo! Margo! alboMargo nie ma, ja jestem Kejt, Dżen, Dżil, bardzo mi miło; Kejt, Dżen, Dżil, Dupadil, wykrzywiał siędo słuchawki doktor Lipka, któremu miło wcale nie było.Margo, też mi imię dla córki, Margo, Kejt,Dżen, Dżil, wery najs, mi tu.Mi tu kaktus prędzej wyrośnie, niż mi będzie miło.Małgosia tej zimy przywiozła jeszcze więcej prezentów niż poprzednio, jakby chciała za nimi ukryć347prawdziwy powód świątecznej wizyty w Wałbrzychu, i nie mówiła już w drzwiach, że tylko nachwilę, że zaraz gdzieś poleci albo wyskoczy.Opsikiwała zamroczoną matkę perfumami Diora, ażsię rodzicielce chrapy roz-dymały na zapach alkoholu, rozkładała wokół pakunki i płytki zezdjęciami, na których przechowywała miniony czas, tak jak Jadzia Chmura swój w słoikach zprzetwo-rami; na tej są zdjęcia jej i Kate z nurkowania w Belize, co za woda, jaka widoczność, tu zwyprawy do Afryki z jenn, weszłam na Kilimandżaro, ciężko było, ale we-szłam, spanie po drodze wnamiotach, wyobrazcie sobie szron, mało tyłek mi nie odmarzł, a tu trochę muzyki, japońskie bębny,Jenn była pół-Japonką, gdzieś mam całą płytkę z Kioto, śpiewy Berberów, prawdziwa rzadkość, zJenn na Saharze, a może najpierw chcą jednak spróbować marmite? o, tu w słoiczku, straszneświństwo, jak maść ichtiolowa z solą, przywiozłam na spróbowanie, bo spróbować można zciekawości, tu krawat, japońskie bębny, śpiewy Berberów, Sahara, Kioto, Belize, marmite,Kilimandżaro.Doktor Lipka pomrukiwał coś ni to twierdząco, ni to przecząco, a Małgosianiezrażona ciągnęła opowieść, jak byłam z Jill w Toskanii, jaka pizza, pasta z pesto, apaszka, z piecana prawdziwe drewno; zaraz im tosty zrobi z marmite, a może puści im film, na którym ona i Jenn,Kilimandżaro, ona i Kate, taka mgła, że nic wi-dać nie było, i szron, szron, czy o szronie mówiłam?Ojciec patrzył na Małgosię i widział swoje oczy, żywe, brą-zowe, swoją przysadzistą postać, włosy w takim samym kolorze zgniłych liści, ale tam, gdzie u niegomiękkość, córka jest twarda, duży biust, lecz poniżej żadnych fał-dek, żadnych zwisów po bokach, mocne ciało za pakowa-348ne w dżinsy i koszulę, rzemykowe bransoletki poowijane wokół nadgarstków i, do stu diabłów,tatuaż.Podwinię-te rękawy, przedramię pokryte mapą pieprzyków, może mógł wyczytać z nich przyszłość, gdy byłamała, i byłby przygotowany na te wszystkie Kejt, Dżen, Dżil, marmite, Kilimandżaro, szron na tyłku,pasta z pesto.Małgosia po-siedziała chwilę, wklepała matce w czoło krem odżywczy, który niestetynie ma mocy odżywiania mózgu, obejrzała nowy ultrasonograf w gabinecie ojca, a siedziała, wklepy-wała i oglądała tak, jakby już biegła w górę przez Krzaki do tamtej dziwnej dziewczyny z PiaskowejGóry.Doktor Lipka pamięta jak dziś ten dzień, gdy jego Małgosia i proboszcz Postronek znalezliDominikę po wypadku.Wszystko umiała, gówniara, zrobić, jakby już lekarzem była, a ledwo na studia się dostała.Udrożnienie dróg oddechowych, odpowiednia pozycja ciała, usztywnienie karku, mówili mu, żesanitariuszy po kątach poustawiała, bo dwóch młodych szczyli przyjechało, co mniej wiedzieli niżona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]