[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysoko nad nim powietrzesię rozwarło, ukazując ciemny otwór wrót.Percyspojrzała: w głębi, w górnym foyer Akademii,widniała sylwetka Alexiego, a za nim stali kręgiemStrażnicy i recytowali wersy mocy i zachęty.Tamtenświat, jej świat, wcale nie był tak daleko stąd, jaksobie kiedyś wyobrażała!Mrok odwrócił się ku niej błyskawicznie. To ty? %7łyjesz.I.Miałaś.Czelność. Dławiącsię z furii, sięgnął szkieletem ramienia do jej gardła,tam, gdzie zbierało się światło.Zdołała uniknąć chwytu, ale nie zdołała sięuchylić przed ciosem cielistej pięści, który po nimnastąpił.Poczuła ból rozbitej o zęby wargi iszarpnięcie za włosy kościstymi palcami.Odskoczyła; czerwona krew splamiła szarą suknię.Złapała się dłonią za usta i mimo bólu zdołałazauważyć, że Mrok cofa swe kości z zasięgu jejświatła. Bądz przeklęty! ryknął Alexi z głębi wrót.Jego grzmiący głos poniósł się po Zwiecie Szeptów,zdumiewając wszystkich jego mieszkańców.Z falipłomienia, którym emanował, wyfrunął wielki,gniewny ptak, cały z ryczącego błękitnego ognia.Wielkie skrzydła biły to w ciało, to w szkielet wroga,a przerażające pazury szarpały go bez litości. Ona nie jest twoja! I nigdy nie była! ryknąłFeniks głosem Alexiego.Mrok opędzał się wściekle przed atakiem.Beznogi korpus Lucille powstrzymywały płomykibłękitnego ognia; wężowe sploty włosów syczały ikłapały szczękami.Z oddali dobiegło szczekanie.Przybliżało się, coraz głośniejsze.Percy niezamierzała czekać, aż pojawi się trzecia bestia, którejtrzeba będzie stawić czoła.Korzystając zesposobności, wyrwała klucz z zamka i uciekła.Strażnicy wylali się hurmem z więzienia izbiwszy się w grupki po sześcioro, zaczęli szukaćsposobu, by przejść przez rzekę, pokonać wzburzonewody.Legiony wypełniły rozległy szary pejzaż, arosnąca w nich nadzieja odświeżyła stęchłepowietrze.Wszystkie ramiona wyciągały się w stronęmiejsca, gdzie niczym anielski wartownik stał Alexi rynna, którą spływał cudowny deszcz modregoognia.Przywódcy chłonęli tę ożywczą moc; ogieńWielkiego Dzieła, jaki słał im Alexi, na nowoprzywracał potęgę im, a wraz z nimi pozostałymStrażnikom.Percy miała wrażenie, jakby na jejoczach ożyło dzieło sztuki: niebiańskie zastępyzbroją się przed bramami piekieł.Wielki to był wysiłek dla potężnego, aleśmiertelnego ciała Alexiego być jedynym zródłemtakiej mocy i słać ją innym.Serce Percy ścisnęło się zmiłości i troski.Musi stąd wyjść i go odciągnąć! Anioły tu nie rządzą! syknął Mrok.Odrzuciłbłękitny ogień Feniksa, jakby to był ciążący na nimpłaszcz, i jego purpurowy całun rozbłysł niby zbroja.Tik.tak.Nadal był to szkieletem, to ciałem, jednakchwile bezcielesne trwały teraz dłużej.Zawarczał izwrócił ku Percy krwawe, ogniste oczy.Rzekazasyczała, zabulgotała, fala wzniosła się w górę,zdolna ją wciągnąć w głąb nurtu.Coś niby łagodna muzyka poczęło się w głowiePercy i głos, niezupełnie jej własny, spłynął jej zwarg głos, który głosił kiedyś wielkie sprawy,wypędzał Gorgony i ratował życie Strażników. Anioły może nie, ale ja tu kiedyś rządziłam powiedziała w niej niegłośno pradawna moc.Auk światła wybuchł z ciała Percy i okropnymciosem wylądował na czaszce Mroku.Z policzkaodprysnęły drobiny kości.Zwiatło padło na rzekę iczarne jej wody pokryły się lśniącą lodową taflą.Zastępy Strażników natychmiast wdarły się na nią izamrowiły na przeciwległym brzegu.Niezliczoneduchy przywódców dodały swą moc do mocy ptaka,wciąż atakującego Mrok dziobem i pazurami.Ichświetliste kajdany nie mogły go wprawdzie spętać wtym świecie, ale osłabiały go i spowalniały jegoruchy.Mrok miotał się wokół, wirował, walcząc zatakującym go zewsząd błękitnym ogniem.Wtemspojrzał na swoją pustą pierś, a potem na pustyzamek, w którym powinien tkwić klucz, i jęknąłrozpaczliwie w ślad za uciekającą Percy, przybierającna to mgnienie postać mężczyzny: Znowu wydarłaś mi serce?Obejrzała się, ale nie zatrzymała.Dzielił ich jużspory dystans, ale nie mogła mieć pewności, że niepochwycą jej same tylko cienie. To ciało cię nie zna! zawołała, wracającznów do własnego głosu. A ty chyba nigdy niemiałeś serca, które mógłbyś stracić. Jeszcze.Wszyscy.Mi.Zapłacicie zagrzmiałgłos Mroku, zwielokrotniony przez echo, a on sampotężnym ciosem zgasił ostatnie płomyki błękitnegoognia.Wyrzucił ramię naprzód i rzeka znówpopłynęła ku niej wezbraną, spiętrzoną falą, gotowają pochłonąć.Wodne bałwany zmieniały się wkamienne. O, jestem tego pewna mruknęła.Zciskałaklucz w ręku tak mocno, że jego wyżłobienia, byłapewna, poranią jej wnętrze dłoni.Rozległ się donośny, ochrypły okrzyk walki igromada przywódców, rozświetlona mocą iświadomością celu, stanęła ścianą pomiędzy nią afalą kamieni, wody, sentymentalnych śmieci i kości,przyjmując na siebie impet jej uderzenia.A potemzwrócili się do niej i w rozmaitych językachpowiedzieli: Uciekaj!Percy podkasała spódnicę i pobiegła przed siebiekorytarzem, tym samym, którym przyszła.Kwiatynadal rozkwitały jej pod stopami i natychmiastwiędły.A jednak nie był to jeszcze sukces! Przykońcu korytarza czekała na nią Lucille.Czołgała siękalekim, popielistym ciałem po podłożu, wrzeszczącpiskliwie, węże chlastały zajadle, wokół unosiły sięchmury popiołu.Osypująca się, popielista rękachwyciła ją za spódnicę. Jeszcze się nie nauczyłaś? mruknęła Percy.Chwyciła w garść grubą tkaninę spódnicy i machnęłanią z całej siły.Popielata wężowa głowa Lucillepotoczyła się korytarzem, skomląc i zawodząc.Jeszcze raz udowodniłam, że moja moc jest większa powiedziała Percy, pozwalając sobie na momentdumy.A jednak sprawy nie były tak proste.Wężowagłowa przyczepiła jej się do rąbka spódnicy iusiłowała ją podpalić. Do usług, milady wionęły jej chłodem wucho słowa Aodhana.Jego uzdrawiająca energiaprzywróciła jej równowagę.Ponaglił ją gestem, bypodążała w stronę portalu, którym weszła, ikopnięciem strąciwszy wężową głowę z jej spódnicy,zmiażdżył ją butem.Rozległ się ohydny syk.Pobiegła, najszybciej jak mogła.Za nią jak falaprzypływu narastał tłum niespokojnych, gniewnychduchów.Przywódcy Straży stali murem pomiędzynią a wzbierającą burzą, ale wicher, kurz i kawałkikości uderzały w nią i kąsały szarą sylwetkęAodhana. Połóż klucz na ziemi ateńskiej, milady, awtedy będziemy wreszcie mieli szansę zawołał,przekrzykując burzę. A Marianna? Zwiaty się połączą i będziesz mogła zabrać jądo domu.Przedtem jednak musisz sama wrócić cała izdrowa! Naprzód! Ja zajmę się twoją przyjaciółką.Zwiatło przed nią było coraz jaśniejsze.Mogłajuż uchwycić w wylocie wrót jakieś sylwetki.O, któżto tam stoi po drugiej stronie? Alexi! Osłoniła oczyręką, niczego już nie pragnąc widzieć, tylko jegotwarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]