[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W piątek po południu, kiedy Delia ustawiła nakredensie w jadalni duży ekspres do kawy, zaczął wokół niej krążyć.- Będą same kobiety - poinformował ją.- Hm, domyślam się, to podwieczorek dla matek.- Jest wprawdzie jeden ojciec, ale wyjechał w interesach.Czyli w stuprocentach przyjęcie dla kobiet.Poszła nalać wody.On za nią.- Ale będziesz podtrzymywać rozmowę, prawda?Nie liczyła się z tym.Widziała siebie raczej w kuchni, niby jedną z tychdyskretnych gospodyń z dziewiętnastowiecznych powieści.Właściwie tonawet na to czekała.- Hm.umm.- Delio, przecież sam nie dam rady.- Dobrze więc, spróbuję.Okazało się jednak, że nie była mu potrzebna pomoc.Przyszło czterna-ście kobiet - po dwie na każdą salę spotkań w szkole.Jedyny ojciec niemógł się stawić, podobnie jak jedna matka, której nie udało się zwolnićsię z pracy.Wszystkie znały się, przeważnie już od dzieciństwa, łatwowięc podejmowały różne tematy tak im znajome, że można było odnieśćwrażenie, iż rozmawiają utrwalonym przez lata szyfrem.- No i jak w końcu postanowiła Jessie?- No tak, jak wszystkie myślałyśmy.- Do diabła!- No tak, ale to nigdy nie wiadomo.może się okaże, że wyjdzie z tegoto samo, co córce Sandersonów.SR- No tak, to jest myśl.Delia miała na sobie granatową dżersejową sukienkę, zakładała bo-wiem, że podwieczorki bywają eleganckie, lecz kobiety były ubrane wspodnie, nawet dżinsy, a jedna włożyła podkoszulek z nadrukiem KOM-POST TO COZ.Wszystkie okazywały przesadne zainteresowanie osobąDelii.Wciąż podchodziły do niej i zadawały pytania.- No, jak tu się pani podoba? Jak Noah radzi sobie z tym wszystkim?Już się przystosował?Kiedy odpowiadała, głosy w pobliżu cichły, a panie stojące dalej przy-suwały się.- Ojej! Pan Miller musi być strasznie z pani zadowolony.I pomaga pa-ni w korepetycjach! Udziela ich pani najmłodszemu Brewsterów! PanMiller zawsze narzeka, że nie może znalezć odpowiedniej liczby korepe-tytorów.Teraz wiedziała, jak muszą się czuć nowe uczennice pierwszego dnia wszkole.Grzecznie jednak odpowiadała, z uśmiechem na ustach, trzymającprzed sobą dzbanek z herbatą niby bilet.Bay Borough bardzo jej się po-doba, Noah dobrze sobie radzi, a jeżeli chodzi o nią samą, to więcej na-uczyła się od uczniów, niż oni od niej.Normalne odpowiedzi.Mogłabyich udzielać przez sen.Tymczasem }oel stał, rozmawiając z dwiema ko-bietami w drugim końcu pokoju.Z namysłem kiwał głową i od czasu doczasu marszczył czoło.Już się nie denerwował.A kiedy podszedł z tale-rzem ciasteczek, powiedział:- Delio, świetnie ci idzie.- Dzięki - odparła z uśmiechem.- To chyba najlepszy z naszych podwieczorków.- O! Ale kwadraciki cytrynowe to wkład Ellie, pamiętaj.Była taka miłai.W tej chwili jedna z kobiet spytała Joela, co planuje na Jesienny Bazar,Delia więc uciekła do kuchni.Zrobiła porządek, wytarła blaty, włożyła kilka naczyń do zmywarki.Kot schował się pod stołem, wywlokła go więc stamtąd, przytuliła i po-SRdrapała za uchem.Przez moment obserwowała, jak duża wskazówka ze-gara ściennego wyraznie przeskakuje naprzód - z piątej osiemnaście, napiątą dziewiętnaście i piątą dwadzieścia.Czas, by zaproszone panieprzypomniały sobie, że powinny wracać do domu i przygotowywać ko-lację.Istotnie, usłyszała nawet, że gwar zmienia barwę - słychać było co-raz wyższe tony pożegnań.- Czyżbym nie miała ze sobą torebki?- Czy ktoś widział moje klucze? I nagle:- A gdzie jest Delia? Chcę się z nią pożegnać.Musiała puścić George'a ipójść do gości, odprowadzićwszystkie panie do drzwi.( Naprawdę było mi bardzo miło.Z przy-jemnością dam swój przepis").Wróciła do jadalni.Joel wyłączał ekspres,a kobieta, która najdłużej została (znajdzie się taka na każdym przyjęciu),z pedanterią segregowała łyżeczki, oddzielając czyste od brudnych.- Ależ proszę to zostawić - poprosiła Delia.- Mam swój system.fak szybko przywołała na pamięć stare formułki: Mam swój system.Ale to naprawdę drobiazg.Naprawdę to żaden kłopot".Kobieta nie miała ochoty wychodzić, stała przez chwilę zaglądając dotorebki, jakby szukała instrukcji, dokąd ma się następnie udać.Była mat-ką trojaczków, jak Delia przypadkiem usłyszała - trzech chłopców iwszyscy trzej właśnie zaczynali samodzielnie prowadzić samochód.Aa-two więc było zrozumieć, dlaczego nie spieszyło jej się do domu.W koń-cu jednak zaczęła się żegnać.- Dziękuję bardzo obojgu państwu.Podwieczorek był wspaniały.- Iposyłając Joelowi uśmiech, zwróciła się do Delii: - Jak on pomaga! Gdy-bym swojego męża poprosiła, by posprzątał, uważałby, że żartuję.Poiry-towałby się i poszedł sobie do kolegów.Joel parsknął, dopiero kiedy wyszła.- Poirytowałby się! - powtórzył jej słowa.- Deprymujące, prawda?Delia nie była pewna, co właściwie go zbulwersowało.(Ale przynajm-niej nie zauważył, iż ta kobieta niewątpliwie uważała ich za parę).Zanio-sła stertę filiżanek do kuchni i zaczęła ustawiać je w zmywarce.SR- Wiesz, do czego dojdzie - odezwał się Joel, stawiając dzbanek od eks-presu na blacie.- Stopniowo coraz więcej ludzi będzie mówiło poiryto-wał się" w znaczeniu był poirytowany", uważając, że to w stu procen-tach to samo, podobnie jak myślą, że zamieszkały" i zamieszkany" teżoznaczają to samo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]