[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy powóz Kerricha powoli przesuwał się w długiej kolejce pojazdów wstronę szerokich schodów pałacowych, przy których wysiadali goście, Pamelamyślała wyłącznie o Beth.O Beth, która siedziała naprzeciwko Pameli i lordaReynarda.O Beth ubranej w sukienkę z falbankami, białe pończochy i czarne,skórzane pantofelki.O Beth obdarzonej tą szczególną mieszaniną wrażliwości iulicznego sprytu, która szydziła z wysiłków Pameli, żeby wyjaśnić rzeczy nie dowyjaśnienia.- Lord Kerrich chciał wziąć dziecko, żeby zyskać szacunek - rzekła Pamela.- Wiem.- Beth z buzią przyklejoną do okna obserwowała lokajów i stangretówkręcących się na podjezdzie.- Zgodziłam się znalezć mu dziecko.- I znalazła pani - odparła Beth obojętnym głosem.Z wahaniem Pamela przystąpiła do najtrudniejszych wyjaśnień.- Oboje wiedzieliśmy, że dziecko nie zostanie adoptowane.- Pospieszniedodała: - Ale bardzo chciałam, żeby cię adoptował.Zachęcałam go, żebyspędzał z tobą jak najwięcej czasu, bo wiedziałam, że cię pokocha.W promieniach popołudniowego słońca, wpadających przez okno powozu,Pamela wyraznie widziała, jak Beth przewraca oczami.Co gorsza, lord Reynard parsknął.Skoro swoimi wyjaśnieniami nie przekonała nawet tego miłego starszego pana,to nie miała szansy, żeby przekonać kogokolwiek.Zwłaszcza zaś Beth, któraliczyła się najbardziej.- Lord Kerrich byłby teraz z tobą - powiedziała Pamela - ale wypadło mu cośbardzo ważnego do załatwienia.- Naprawdę? - Beth mocniej przycisnęła twarz do szyby.- Mogę się założyć,że nawet nie wie pani, co.- Nie.Nie wiem - Pamela sama nie rozumiała, czemu go broni, ale wiedziała,że jego nieobecność rani Beth jeszcze bardziej i że dziewczynka zasługuje nacoś lepszego.- Ale jestem pewna, że nie pojechałby, gdyby to nie byłabardzo ważna sprawa.Beth spojrzała prosto na lorda Reynarda.- Chodzi o dorabianie pieniędzy, prawda?- O podrabianie - automatycznie poprawiła Pamela.- Jakie podrabianie? Oczym ty mówisz? - Ale pozostała dwójka pasażerów powozu kompletnie jązignorował.Lord Reynard wyglądał na wstrząśniętego, a jego zwykle wesoła twarz staląsię napięta i surowa.- Co wiesz o fałszerstwie pieniędzy, młoda damo?- Słyszałam, jak pan Athersmith rozmawiał o tym na moim przyjęciu.- Podsłuchiwałaś? - z naganą w głosie zapytała Pamela, ale równie dobrzemogłaby przemawiać w obcym języku.Lord Reynard pochylił się do przodu, tak że jego twarz znalazła się nawysokości buzi Beth.- Czy wiesz, jakie to ważne?- Tak.- Beth wzruszyła ramionami.- Właściwie nie wiem.- Podrabianie pieniędzy to poważne przestępstwo - wyjaśnił lord Reynard.-To jakby ktoś kradł, nie mając odwagi spojrzeć w twarz ofierze.- Pan Athersmith na pewno będzie miał kłopoty.- Nie rozumiem.Lord Kerrich i pan Athersmith tropią fałszerzy? - usiłowałazrozumieć Pamela.- Beth, musisz mi powiedzieć, z kim rozmawiał pan Athersmith i co mówił.- Rozmawiał z damą.Na górze, gdzie nie powinni byli przebywać.- Z damą? Masz na myśli kobietę?- Nie.Damę - upierała się Beth.- Nie widziałam jej, ale była dla niegonieprzyjemna.Dziewczynka wyglądała niezwykle kobieco i dziecinnie zarazem, gdy machałanogami, siedząc na skórzanym siedzeniu powozu.Ale dostrzegała wiele iPamela widziała, że lord Reynard traktuje poważnie jej informacje.- Mówiła jak osoba z towarzystwa, a nie jak służąca? Może panna Fotherby? -zapytał.- Nie! Ta dama powiedziała, że jeśli pan Athersmith chce pannę Fotherby,musi być mądry i bogaty.Musi przestać galopować jak szalony i pić.Zabrałamu butelkę.- Beth zmarszczyła nos.- A poza tym, wiem, jak panna Fotherbymówi.Ma cienki głos i strasznie piszczy.Ta dama zaś miała głos niższy iznudzony, jak pani Fallowfield, kiedy w sierocińcu karmiliśmy myszy.Myśli wirowały w głowie Pameli.Jeszcze nigdy nie była tak zdezorientowana.Pod jej nosem popełniono przestępstwo i wszyscy, poza nią, o nim wiedzieli.Dokładnie z tego powodu zawsze radziła młodym guwernantkom, żeby niespoufalały się ze swoimi pracodawcami.- Pan Athersmith próbował zdobyć trochę pieniędzy.łapiąc fałszerzy?- Oj, nie sądzę, żeby pan Athersmith był dobrym człowiekiem - rzekła Beth.Pamela pomyślała o uprzejmym, dobrze ułożonym, jasnowłosym młodzieńcu,który w porównaniu ze swoim kuzynem sprawiał wrażenie wzoru wszelkichcnót.- Pan Athersmith jest zamieszany w podrabianie pieniędzy?Beth oceniła pana Athersmitha z dziecięcą przenikliwością.- On nie jest ważny.Jest biedny i należy do tych ludzi, którzy chcą miećwszystko to, co mają inni, tyle że bez wysiłku.- Widząc szeroko otwarte zprzerażenia oczy Pameli, dodała pospiesznie: - Ale mogę się mylić.- Na pewno się mylisz.Pan Athersmith jest.dobry i zachowuje się właściwie.- Pamela zerknęła na lorda Reynarda, oczekując od niego obrony krewniaka,ale starszy pan wpatrywał się w okno.Stale usiłując coś więcej zrozumieć,zadała pytanie: - Nawet jeśli z panem Athersmith to prawda, czemu jakaśdama miałaby być zainteresowana fałszerstwem?Lord Reynard spojrzał na nią po raz pierwszy i zareagował tak, jakbywypowiedziała niezwykle głęboką myśl.Pocierając brodę, zamyślonym głosemzauważył:- Sam sobie zadaję to pytanie.ROZDZIAA 26W holu wejściowym pałacu Buckingham Kerrich starał się uporządkowaćswój wygląd, ale niewiele mógł poradzić na potargane wiatrem włosy i pognie-ciony żabot.W takim stanie nie należało się pojawiać na popołudniowymprzyjęciu u królowej Wiktorii, jednak nie wolno było też zignorować zaprosze-nia, zwłaszcza gdy miało się poważne kłopoty ze swoją podopieczną i znarzeczoną.I tak zle się stało, że pozwolił im przybyć na przyjęcie jedynie wtowarzystwie lorda Reynarda.Strach pomyśleć, jaką karę poniósłby z rąkwszystkich trzech pań, gdyby spóznił się na prezentację Beth przed królową.Chociaż nieraz zdarzyło mu się mieć do czynienia z rozwścieczoną kobietą, towątpił, aby tym razem banalne okazanie skruchy załagodziło gniew.Na schodach Kerrich spotkał lorda Albona, schodzącego na dół, i serce muzamarło.- Powiedz mi, że przyjęcie jeszcze się nie skończyło.- Ależ skąd.Ale już się na nim pokazałem, więc teraz mogę wrócić do mojejżonki.Kerrich przyłożył rękę do piersi.Znów mógł oddychać.- Królowa jest w niebieskim saloniku - powiedział Albon.- Ale masz dośćwymięty wygląd.Czyżbyś ostatnio wypadł z jakiegoś okna?Mijając Kerricha, roześmiał się z całego serca i stuknął go w ramię.Kerrichzachwiał się i odwrócił, patrząc na oddalającego się kolegę.Co Albon miał namyśli? Lepiej, żeby była to aluzja do nieporządnego wyglądu niż to, czegoKerrich obawiał się najbardziej.Jednak gdy przechodził obok grupki matron na podeście schodów,uśmiechnęły się do niego w mało dystyngowany sposób, a jedna nawet do niegomrugnęła.Kiedy wspinał się na piętro, czuł na karku przenikliwe zimno, aodwróciwszy się, zobaczył damy wpatrujące się w niego, a właściwie w jegopośladki, z czymś na kształt lubieżności w oczach.Nie wyglądało to dobrze.Właściwie zupełnie niedobrze.Był oburzony, ajednocześnie zaniepokojony, nadal jednak miał nadzieję, że ma zbyt bujną wy-obraznię.Na korytarzu na piętrze słychać było gwar rozmów.Kerrich przystanął przedlustrem, przeczesał palcami włosy i obciągnął surdut.Następnie głębokozaczerpnął tchu i wkroczył do niebieskiego saloniku.Wszystko wyglądało zwyczajnie.Kolumny z brązowego marmuru sięgałyzłoconego sufitu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]