[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bacznie studiował twarz zarządzającej domem, szukał podobieństwa między nią a twarzą kobiety, z którą niedawno rozmawiał w sanatorium Sosny.Cóż? Ogólny koloryt był nieco zbliżony, lecz rysy bardzo różne.Na koniec Mary Dove zwróciła ku niemu spojrzenie.- Słucham, inspektorze.Czym mogę służyć?- Proszę pani, ta sprawa obfituje w szczegóły wyjątkowo niepospolite.- Aha.- Na początek żyto znalezione w kieszeni Reksa Fortescue.- Szczegół istotnie niepospolity - przyznała dziewczyna.- Nie potrafię wyjaśnić go w żaden sposób.- Dalej mamy kosy.Cztery kosy podrzucone latem na biurko Reksa Fortescue i historia z kosami, którymi kłoś zastąpił farsz zapiekanego w cieście pasztetu z cielęciny i szynki.Pani była tu w czasie obu tych incydentów?- Byłam.Doskonale wszystko pamiętam.Taki niedorzeczny kawał, złośliwy i absolutnie bez sensu.- Czy na pewno bez sensu? Co pani wie o kopalni Kos?- Chyba jak żyję nie słyszałam o czymś takim!- W swoim czasie poinformowała mnie pani, że nazywa się Mary Dove.Czy to prawdziwe nazwisko?Zarządzająca domem podniosła brwi.Detektyw odniósł wrażenie, iż w jej niebieskich oczach dostrzegł wyraz czujności.- Osobliwe pytanie, inspektorze.Czy oznacza, ono podejrzenie, że nie nazywam się Mary Dove?- Trafiła pani! podchwycił swobodnie inspektor Neele.- Podejrzewam, że pani prawdziwe nazwisko brzmi Ruby MacKenzie.Szeroko otworzyła oczy.Przez chwilę miała twarz kompletnie pozbawioną wyrazu, ani oburzoną, ani zdziwioną.Detektyw był głęboko przekonany, że dziewczyna zastanawia się nad czymś.- Co pan spodziewa się usłyszeć, inspektorze? - powiedziała wreszcie.- Odpowiedź na pytanie: czy nazywa się pani Ruby MacKenzie.- W swoim czasie poinformowałam pana, jak się nazywam: Mary Dove.- Wiem.Ale czy ma pani na to dowody?- Co pan życzy sobie zobaczyć? Moje świadectwo urodzenia?- Świadectwo urodzenia to dowód i niedowód.Może pani być w posiadaniu takiego dokumentu jakiejś Mary Dove, swojej znajomej albo osoby nieżyjącej.- Naturalnie.Istnieją niezliczone możliwości - uśmiech rozjaśnił twarz Mary Dove.Ma pan nie lada orzech do zgryzienia.Prawda, inspektorze?- Może rozpozna panią ktoś z.personelu sanatorium Sosny - powiedział Neele.- Sanatorium Sosny! zawołała młoda osoba.- Co to za sanatorium? Gdzie się znajduje?- Myślę, że pani wie najlepiej.- Zapewniam pana, że nic nie rozumiem.- I kategorycznie pani twierdzi, że nie nazywa się Ruby MacKenzie?- Wolałabym nie twierdzić nic kategorycznie.Widzi pan, inspektorze, to pan musiałby dowieść, że moje prawdziwe nazwisko brzmi Ruby MacKenzie - złośliwie i z wyzwaniem spojrzała prosto w oczy detektywa.Tak, pański kłopot, inspektorze.Pan musi dowieść, że ja jestem tą jakąś Ruby MacKenzie - uśmiechnęła się zagadkowo - jeżeli oczywiście to możliwe.XXVSierżant Hay dopadł przełożonego na schodach i powiedział konspiracyjnym szeptem:- Stara plotkarka szuka pana inspektora.Myślę, że ma dużo do powiedzenia.- Bodaj ją licho!- Tak jest, panie inspektorze odparł z niezmąconym spokojem służbista.- Słuchajcie, Hay! - podjął inspektor.Trzeba sprawdzić referencje z poprzednich posad panny Mary Dove.No i chciałbym prędko dostać odpowiedź na parę pytań.Puście to w ruch.Na kartce papieru skreślił kilka zdań i podał ją sierżantowi.Gdy mijał hall, usłyszał w bibliotece szmer głosów, więc zajrzał tam przez uchylone drzwi.Może panna Marple szukała go poprzednio, obecnie jednak przemawiała z ożywieniem do pani Parcivalowej Fortescue.Pośród klekotu metalowych drutów detektyw wyłowił uchem jej słowa:-.święcie przekonana, że trzeba powołania, by zostać pielęgniarką.To, moja droga, szlachetna praca, bardzo szlachetna.Detektyw cofnął się pewien, że starsza dama spostrzegła go, ale nie chciała przerywać rozmowy.Mówiła dalej łagodnym, melodyjnym głosem:- Raz złamałam rękę w przegubie i opiekowała się mną przemiła pielęgniarka.Prosto ode mnie poszła do pani Sparrow czuwać w chorobie nad jej synem, młodym oficerem marynarki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]