[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na kartce oznaczona była godzina szósta dwadzieścia, a zegar stojący na biurku przewrócił się i zatrzymał na szóstej dwadzieścia dwie i to właśnie jest dla Lena i dla mnie zagadką.Wyjaśniła, że mamy zwyczaj nastawiać ten zegar o piętnaście minut naprzód.- Bardzo ciekawe - stwierdziła panna Marple.- Bardzo, bardzo ciekawe.Ale ta kartka wydaje mi się jeszcze bardziej osobliwa.Bo.Urwała i obejrzała się.Za oknem stała Letycja Protheroe.Weszła, ukłoniła się nam i bąknęła:- Dzień dobry.Opadła na krzesło i powiedziała z nieco większym ożywieniem niż zazwyczaj:- Słyszałam, że aresztowano Lawrence’a - Tak - odrzekła Gryzelda.- To dla wszystkich wielki wstrząs.- Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś naprawdę ojca zamorduje - powiedziała Letycja.Najwidoczniej szczyciła się tym, że nie okazuje wcale wzruszeni a, żalu czy jakiegokolwiek innego uczucia.- Chociaż mnóstwo ludzi chciało go zabić.Bywały chwile, kiedy sama bym go chętnie zabiła.- Może coś zjesz albo napijesz się czegoś, Letycjo? - spytała Gryzelda.- Nie, dziękuję bardzo.Wstąpiłam tylko, żeby zobaczyć, czy tu nie ma gdzieś mojego beretu - taki dziwaczny, żółty berecik.Mam wrażenie, że parę dni temu zostawiłam go tu w gabinecie.- Jeżeli go zostawiłaś, to na pewno dalej tam jest - zapewniła ją Gryzelda.- Mary nigdy nic nie sprząta.- Pójdę zobaczyć - oświadczyła Letycja wstając.- Przepraszam, że sprawiam tyle kłopotu, ale jakoś nic mam już nic na głowę - wszystko pogubiłam.- Niestety nie możesz teraz go odebrać - powiedziałem.- Inspektor Slack zamknął pokój na klucz.- A to pech! Czy nie możemy się dostać przez okno?- Niestety, nie.Okno jest zaryglowane od wewnątrz.A zresztą, Letycjo, po co ci teraz żółty beret?- Księdzu proboszczowi chodzi o żałobę i tak dalej? Nie będę sobie zawracała głowy żałobą.Piekielnie przestarzały zwyczaj.Szkoda, że się tak stało z Lawrence’em, wielka szkoda.Podniosła się z krzesła i stała zamyślona marszcząc brwi.- Obawiam się, że to wszystko przeze mnie i przez ten mój kostium kąpielowy.Taka bzdura.Gryzelda otworzyła już usta, żeby coś powiedzieć, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zamknęła je znowu.Wargi Letycji wygięły się w dziwnym uśmiechu.- Pójdę chyba do domu - powiedziała - i powiem Annie, że Lawrence’a aresztowano.Wyszła znów przez okno.Gryzelda zwróciła się do panny Marple.- Czemu nadepnęła mi pani na nogę? Stara dama uśmiechnęła się.- Zdawało mi się, że chce pani coś powiedzieć, moje złotko.A częstokroć lepiej jest zostawić rzeczy własnemu biegowi.Bo wie pani, ta dziewczyna moim zdaniem nie jest ani przez pół taką sensatką, jaką udaje.Bardzo dobrze wie, czego chce, i postępuje zgodnie z planem.Mary zapukała głośno do drzwi stołowego i natychmiast weszła.- O co chodzi? - spytała Gryzelda.- Proszę cię, Mary, pamiętaj, żebyś nie pukała do drzwi.Już ci o tym mówiłam.:- Myślałam, że może państwo są zajęci - oświadczyła Mary.- Przyszedł pułkownik Melchett.Chce się zobaczyć z księdzem proboszczem.Pułkownik Melchett jest naczelnikiem policji całego hrabstwa.Wstałem od razu.- Myślałam, że nie będzie ksiądz proboszcz zadowolony, jak go zostawię w holu, więc go zaprowadziłam do salonu - ciągnęła dalej Mary.- Czy mam sprzątnąć?- Jeszcze nie - odrzekła Gryzelda.- Zadzwonię.Zwróciła się znów do panny Marple, a ja wyszedłem z pokoju.ROZDZIAŁ SIÓDMYPułkownik Melchett jest to drobny, starannie ubrany pan, który ma zwyczaj prychać nagle i niespodziewanie.Ma rude włosy i przenikliwe, jasnoniebieskie oczy.- Dzień dobry, księże proboszczu - rzekł - Ohydna historia, co? Biedak Protheroe.Nie żebym go lubił.Wcale nie.Nikt go zresztą nie lubił, jeśli chodzi o ścisłość.Dla księdza też kupa nieprzyjemności.Mam nadzieję, że pani się za bardzo nie przejęła.Odparłem, że Gryzelda trzyma się bardzo dobrze.- To szczęśliwie.Żeby też coś takiego zdarzyło się w waszym domu.Muszę powiedzieć, że dziwię się Reddingowi, że zrobił to tutaj.Żadnego poszanowania dla uczuć innych osób.O mało nie roześmiałem się na głos, ale się pohamowałem, bo pułkownik Melchett nie widział widocznie nic zabawnego w wypowiedzianym przez siebie zdaniu.- Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony, kiedy się dowiedziałem, że Redding sam oddał się w ręce władz - ciągnął dalej pułkownik Melchett, opadając na krzesło.- Jak to się właściwie stało?- Wczoraj wieczorem.Około dziesiątej.Gość wtacza się, rzuca na stół pistolet i powiada: „Oto jestem.To ja zabiłem”.Po prostu.- Co mówi o całej sprawie?- Bardzo niewiele.Ostrzeżono go oczywiście, że wszystko, co powie, może być użyte przeciwko niemu.Ale roześmiał się tylko.Powiedział, że przyszedł tutaj, żeby się zobaczyć z księdzem i spotkał pułkownika Protheroe.Od słowa do słowa wybuchła kłótnia, no i zabił go.Nie chce powiedzieć, o co poszło.Niech no ksiądz proboszcz posłucha - mówiąc między nami - czy ksiądz coś o tym wie? Słyszałem jakieś plotki - że Protheroe wypowiedział mu dom i tak dalej.Co to było - chłopak uwiódł mu córkę, czy jak? Ze względu na wszystkie osoby zainteresowane, nie chcielibyśmy wciągać w to dziewczyny.Czy o to chodziło?- Nie - odrzekłem.- Mogę pana zapewnić, że chodziło o coś zupełnie innego, ale na razie nie mogę powiedzieć nic więcej.Pułkownik Melchett skinął głową i wstał.- Rad jestem, że to słyszę.Krąży moc pogłosek.W ogóle w tej części świata jest za dużo kobiet.No, muszę iść.Mam się zobaczyć z Haydockiem.Wezwano go gdzieś do chorego, ale powinien już teraz być w domu.Przyznam, że żal mi Reddinga.Sprawiał na mnie wrażenie porządnego chłopca.Może adwokaci wymyślą dla niego jakąś obronę.Skutki wojny, kontuzja, czy coś w tym rodzaju.Zwłaszcza jeżeli nie wypłynie jakiś wyraźny powód zabójstwa.Pójdzie ksiądz ze mną?Odparłem, że pójdę chętnie, i wyszliśmy razem.Dom Haydocka sąsiaduje z moim.Służąca powiedziała, że doktor przed chwilą wrócił, i wprowadziła nas do jadalni, w której Haydock siedział nad parującym talerzem jajek na boczku.Przywitał mnie uprzejmym ukłonem.- Przykro mi, że musiałem wyjść.Poród.A całą noc prawie nie spałem, bo zajęty byłem waszą sprawą.Wydostałem kulę.Posunął ku nam małe pudełeczko.Melchett obejrzał kulę.- Kaliber dwadzieścia pięć?Haydock potwierdził skinieniem głowy.- Zostawię techniczne szczegóły na rozprawę - powiedział.- Pana obchodzi tylko to, że śmierć nastąpiła od razu.Głupi szczeniak, po co on to zrobił? Nawiasem mówiąc, zdumiewające, że nikt nie słyszał strzału.- Tak - rzekł Melchett - to mnie dziwi.- Okno kuchenne wychodzi na drugą stronę domu - powiedziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]