[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec nie źyjel A my dyskutujemy o pieniądzach!Na bladych policzkach Philipa pojawiły się słabe rumieńce.- Próbujemy ci pomóc - rzekł sztywno.- Wiem, Philu, wiem.Ale nic już na to nie można poradzić.- Przypuszczam - powiedział Philip - że mógłbym zgromadzić pewną ilość pieniędzy.Część mojego kapitału jest związana i nie mogę go ruszyć, na przykład zabezpieczenie Magdy i tym podobne.ale.- Oczywiście, że nie możesz podjąć pieniędzy, kochanie - wtrąciła się Magda.- To byłoby absurdalne.i nie w porządku, w stosunku do dzieci.- Powtarzam, że nikogo o nic nie proszę! - wrzasnął Roger.- Zachrypłem już, od powtarzania tego.Wcale się nie martwię bankructwem Associated Catering.- To kwestia prestiżu - zauważył Philip.- Ojca.Naszego: - To nie był interes rodzinny.Tylko ja odpowiadam za tę firmę.- Tak - przyznał Philip, patrząc mu prosto w oczy.- Tylko ty.Edith de Haviland wstała.- Myślę, że przedyskutowaliśmy już wszystko - powiedziała.W jej głosie była nuta autentycznego autorytetu, która przyniosła stosowny efekt.Philip i Magda wstali.Eustace również.Kiedy wychodził z pokoju, ponownie zauważyłem sztywność jego chodu.Nie był kulawy, ale poruszał się niezgrabnie.Roger wziął Philipa pod ramię i powiedział: - Zawsze mogłem na tobie polegać.Bracia wyszli razem.- I po co to całe zamieszanie! - mruknęła Magda i ruszyła za nimi.Sophia powiedziała, że musi przygotować dla mnie pokój i też odeszła.Edith de Haviland zwijała swoją robótkę.W pewnym momencie podniosła głowę i popatrzyła na mnie tak, jakby mi chciała coś powiedzieć.W jej wzroku było wezwanie.Ale widocznie zmieniła zdanie, bo tylko westchnęła i podążyła za resztą.Clemency podeszła do okna i wyjrzała na ogród.Zbliżyłem się do niej.Lekko odwróciła głowę.- Dzięki Bogu, że to się już skończyło - powiedziała i dodała z niesmakiem: - Ten pokój jest okropny! - Nie podoba ci się? - Nie mogę w nim oddychać.Zawsze czuję tu zapach zwiędłych kwiatów i kurzu.Pomyślałem, że to niesprawiedliwa ocena salonu.Ale wiedziałem, co miała na myśli.To był kobiecy pokój, egzotyczny i miły, zamknięty na nagłe podmuchy z zewnątrz.Mężczyzna nie mógł czuć się w nim szczęśliwy.Trudno by się w nim było zrelaksować, czytając gazetę i paląc fajkę.A jednak wolałem go od abstrakcyjnego pomieszczenia, jakie stworzyła Clemency na górze.Wolałem buduar od teatru na wolnym powietrzu.Clemency rozejrzała się dokoła.- To scena, na której Magda gra.Przed chwilą odbył się akt drugi: rodzinne konklawe.Magda to zaaranżowała.A przecież nie było w ogóle o czym dyskutować.Sprawa jest zamknięta.W jej głowie nie było smutku.Raczej satysfakcja.Zauważyła moje zdziwione spojrzenie.- Och, czy nie rozumiesz? - zapytała niecierpliwie.- Jesteśmy wreszcie wolnil Nie rozumiesz, że Roger cierpiał.był absolutnie nieszczęśliwy przez całe lata.Nigdy nie miał zdolności do interesów.Lubi konie, krowy i grzebanie w ziemi.Ale uwielbiał ojca.jak oni wszyscy.To właśnie było złe w tym domu.Nadmiar rodziny.Nie znaczy to, że staruszek był tyranem.Nie był.Dał im pieniądze.I wolność.Uwielbiał ich.A oni jego.- Czy jest w tym coś złego? - Według mnie, tak.Myślę, że kiedy dzieci dorastają, należy usunąć się w cień, zmusić je, by o nas zapomniały.- Zmusić? To dość drastyczne.Przymus nie jest dobrym rozwiązaniem.- Gdyby tylko nie robił z siebie takiej osobowości.- Nie można tworzyć swojej osobowości - zauważyłem.-On miał osobowość.- Zbyt przytłaczającą jak dla Rogera.Roger się do niego modlił.Pragnął robić wszystko, czego chciał od niego ojciec, pragnął spełniać jego wszystkie oczekiwania.I nie potrafił.Ojciec dał mu Associated Catering, swoją dumę i radość, a Roger próbował kontynuować jego pracę, ale nie miał zdolności.W sprawach biznesu jest.tak, powiem to wprost., głupcem.To go załamało.Cierpiał przez całe lata.Walczył, widział, że firma się stacza, miewał cudowne „pomysły” i „plany”, które tylko wszystko pogarszały.To okropne czuć rok po roku, że zawodzi się czyjeś nadzieje.Nie masz pojęcia, jaki on był nieszczęśliwy.- Odwróciła się do mnie twarzą.- Myślałeś, a nawet zasugerowałeś policji, że Roger mógłby zabić ojca.dla pieniędzy! Nie wiesz, jakie to śmieszne.- Teraz już wiem - przyznałem pokornie.- Kiedy Roger zrozumiał, że nic już nie powstrzyma krachu, poczuł ulgę.Naprawdę.Martwił się tylko tym, że ojciec się dowie, niczym więcej.Z radością patrzył w przyszłość i nasze nowe życie.Jej twarz lekko zadrżała, a głos złagodniał.- Gdzie się wybieraliście? - zapytałem.- Na Barbados.Mój daleki kuzyn zmarł niedawno i zostawił mi tam maleńką posiadłość.Och, nic wielkiego, ale mieliśmy dokąd pójść.Bylibyśmy rozpaczliwie biedni, ale wystarczyłoby nam na życie.Samo życie kosztuje niewiele.Bylibyśmy jednak wreszcie sami, szczęśliwi, z dala od nich wszystkich.Westchnęła.- Roger jest śmieszny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]