[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniała sobie coś.Coś, co działo się wiele lat temu.Nie, lepiej sobie tego nie przypominać.Raczej powinna się postarać, by już nigdy więcej nie zachować się głupio.13.PARTNERSTWO1Było kilka rzeczy, których Dermot w niej nie lubił.Irytował go każdy przejaw jej bezradności.- Dlaczego chcesz, bym robił coś dla ciebie, kiedy sama doskonale sobie z tym radzisz?- To prawda, ale ja bardzo lubię, kiedy coś dla mnie robisz.- Bzdura.Gdybym ci raz ustąpił, pozwalałabyś sobie na coraz więcej.- Możliwe - powiedziała Celia smutno.- Przecież wszystko potrafisz sama zrobić, i to doskonale.Jesteś absolutnie rozsądna, jesteś inteligentna i jesteś zdolna.- Przypuszczam - powiedziała Celia - że chodzi tu o moje lekko spadziste, wiktoriańskie ramiona.Kobiety z takimi ramionami chętnie się owijają wokół kogoś.Jak bluszcz.- Nic z tego, moja droga.Wokół mnie nie uda ci się owinąć - odparł dobrodusznie Dermot.- Nie pozwolę ci na to.- Czy bardzo masz mi za złe, Dermocie, moje marzenia i to, że wyobrażam sobie rzeczy, które mogłyby się wydarzyć, a także to, co bym zrobiła, gdyby się wydarzyły?- Oczywiście, że nie.Jeżeli ciebie to bawi.Dermot zawsze był sprawiedliwy.Sam był niezależny i respektował niezależność innych ludzi.Moż - na przypuszczać, że miał własne poglądy na życie, lecz nigdy nie przekładał ich na słowa ani z nikim się nimi nie dzielił.Kłopot polegał na tym, że Celia chciała dzielić się z nim wszystkim.Kiedy na podwórzu zakwitło drzewo migdałowe, jej serce zapłonęło dziwnym uniesieniem.Natychmiast zapragnęła włożyć dłoń w rękę Dermota i zaciągnąć go do okna, i zrobić coś takiego, co by sprawiło, że poczułby to samo co ona.Ale Dermot nie znosił, jak ktoś go brał za rękę.Dermot, poza chwilami, kiedy popadał w kochliwy nastrój, w ogóle nie znosił, gdy go ktoś dotykał.Kiedy Celia oparzyła rękę o piecyk, a chwilę później przycięła sobie palce kuchennym oknem, chciała podejść do Dermota i położyć mu głowę na ramieniu.Chciała, by ją pocieszył.Jednak czuła instynktownie, że taki gest tylko by go zirytował.(I miała rację.) Dermot nie lubił być dotykany, nie lubił, gdy ktoś szukał w nim oparcia, prosił o pocieszenie czy usiłował wciągać w obszar własnych uczuć.Tak więc Celia heroicznie zwalczała w sobie potrzebę dzielenia się swoimi uczuciami, słabość do pieszczot i tęsknotę za poczuciem bezpieczeństwa.Mówiła sobie, że jest dziecinna i głupia.Kochała Dermota, a Dermot kochał ją.On kochał ją prawdopodobnie mocniej niż ona jego, ponieważ mógł się obyć bez zewnętrznych oznak miłości.Tym, co otrzymywała od niego, była namiętność i koleżeństwo.Nierozsądnie byłoby żądać, by obnosił się jeszcze z uczuciami.Babunia potrafiłaby to zrozumieć.„Mężczyźni”, w pojęciu babuni, nie byli tacy.2W weekendy Dermot i Celia wyjeżdżali na wieś.Zabierali sandwicze i jechali pociągiem albo autobusem w upatrzone miejsce, spacerowali po okolicy i wracali do domu innym pociągiem czy autobusem.Celia czekała na weekendy przez cały tydzień.Dermot zawsze wracał z City krańcowo zmęczony, czasami z bólem głowy, a czasami z niestrawnością.Po obiedzie lubił siedzieć i czytać.Czasami opowiadał Celii o tym, co się zdarzyło w ciągu dnia, lecz na ogół nic nie mówił.Zwykle miał w zanadrzu jakąś książkę z dziedziny techniki i nie lubił, jak mu ktoś przeszkadzał w czytaniu.Za to w weekendy Celia odzyskiwała swojego kompana.Wędrowali razem przez przydrożne laski i żartowali ze sobą, a czasami, wspinając się na jakieś wzgórze, Celia mówiła: „Jestem w tobie bardzo zakochana, Dermocie”, i wkładała mu rękę pod ramię.Robiła to, ponieważ Dermot sadził w górę wielkimi krokami, podczas gdy ona z trudem łapała oddech.Dermotowi nie przeszkadzało, że ktoś wisi u jego ramienia, jeśli działo się to w konwencji żartu i jeśli faktycznie pomagało Celii wspiąć się na wzgórze.Pewnego dnia Dermot wspomniał o golfie.Stwierdził, że jest złym graczem, lecz chciałby trochę pograć.Celia, która dawno zdążyła zapomnieć o golfie i o swoich klubach, teraz pomyślała o Peterze Maitlandzie.Kochany Peter, kochany, bardzo kochany Peter.Nie zapomni o nim do końca życia.Peter jest częścią jej świata.Znaleźli jakieś skromne pole golfowe.Opłata za korzystanie z niego nie była wysoka.To było zabawne - grać w golfa.Znów grać.Celia była przerażająco niezręczna, lecz Dermot nie był lepszy.Strzelał straszliwie długie i straszliwie niecelne piłki.Wspólna gra - jakie to było zabawne.Radość Celii nie trwała długo.Dermot, tak w sporcie, jak i w pracy, był dokładny i skuteczny.Kupił książkę i z uwagą ją przestudiował.Ćwiczył w domu obroty.Ćwiczył rzuty korkowymi piłkami.W następny weekend nie rozegrali żadnej partii.Dermot ćwiczył uderzenia.Kazał Celii robić to samo.Dermot zaczął żyd dla golfa.Celia też usiłowała żyd dla golfa, lecz bez większego powodzenia.Dermot robił szalone postępy.Celia raczej stała w miejscu.Żałowała rozpaczliwie, że Dermot tak mało przypomina Petera Maitlanda.A przecież zakochała się w Dermocie, przecież pociągało ją w nim dokładnie to, czym różnił się od Petera.3Któregoś dnia Dermot oznajmił:- Posłuchaj, w sobotę jadę do Dalton Heath, z Andrewsem.W porządku?Celia oczywiście odpowiedziała: „w porządku”.Wrócił rozentuzjazmowany.Golf był fantastyczny, gra na pierwszorzędnym poziomie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]