[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sali było dośćciemno.Jim leżał na wznak z nogą nawyciągu.Twarz i szyję miałposiniaczone, a prawe oko całkiem zapuchnięte.Na ten widok Jessica się rozpłakała.Jimodwrócił głowę w jej stronę.- Cześć, Jess - powiedział niewyraznie.Jessica podeszła i wzięła go za rękę.- Strasznie cię przepraszam.-To nie twoja wina.iaft- Gdybynie moja głupota.Chciałam się ztobą tylkotrochępodroczyć.- Nikt mnie przecież nie zmuszał.- Uśmiechnął się z wysiłkiem.-Sam chciałem.- Wszystko schrzaniłam.Co dalej będzie z wyprawą?- Paul zabierze was do dżungli.Jessica pokręciła głową.- Zostanę przy tobie.-Jess, nie wiadomo, kiedy znowu trafi ci siętaka okazja.Naprawdę nie.Położyła mu palec na ustach.- Zostanę.Pochyliła się i pocałowała go.- Wygrałaś - westchnął.-Zawsze wygrywam.ROZDZIAA Siedemnasty:Jim poprosił mnie, abym zabrał jego grupę do dżungli.Zaprowadziłbym ichnawetna MountEverest,gdybymwiedział, że Christine będzie znami.Z PAMITNIKA PAULA COOKAPaul i Christine siedzieli sami na szpitalnym korytarzu.iyłopodrugiej w nocy i większość świateł już wyłączono,)anował więcpółmrok.Głosy odbijałysię echem od ścian.- Jak to się stało?- spytał Paul.- Schodziliśmy z Huayna Picchu i byliśmyjuż prawie na dole, kiedy Jessicazaczęła się wygłupiać i o mało nie spadła.Jim zdążył jązłapać, ale nagle ni stąd, nizowąd ziemiamu się osunęła spod nóg.To dlategoona ma takie wyrzutysumienia.- Splótł dłonie.-Na szczęście nikt niezginął.- Dzięki Bogu.Zapadła cisza.Po chwili Christine zapytała:- Czy Roxana nie płakała po moim wyjezdzie?-Przez chwilę.Potem, kiedy jej powiedziałem, że już nigdy niewrócisz, rozpłakała się jeszczebardziej.Była tobąwprost oczarowana.I vice versa.- Dziękuję za list.-Chciałam napisać więcej, ale wtamtychokolicznościach.- Spuściła oczy i dodała: - Tęskniłam za tobą.- Ja też.- Na moment zatrzymali nasobie wzrok.-Jimpoprosił mnie, żebym was przeprowadził przez dżunglę.A więc będziesz na mnie skazana jeszcze przez jakiś czas.Christine nie starała się ukryćuśmiechu.- Czyli wtej nieszczęsnejsytuacji jest jakaś pozytywna strona.Paul także się uśmiechnął, a potem spojrzał na zegarek.189.- Za sześć godzin odlatujemy Lepiej zawiozę was do hotelu.-Chciałabym się jeszcze zobaczyć z Jimem.Poszli do sali.Paul delikatnie zapukał do drzwi i uchyliłje.Jessica siedziała na krześle przy łóżku z głową przytuloną do piersi Jima.- Cześć,Jim - powiedziała Christine.-Hej.- Jak się czujesz?-%7łyję.- To już coś.Zwietnie wyglądasz.- Wyglądam jak po pięciu rundach z Tysonem.-No dobra,wyglądasz okropnie.Ale humor cię nie opuszcza.Jim się uśmiechnął.- Jesteś bohaterem, wiesz?Uratowałeś życie mojej najlepszejprzyjaciółce.Jim pogładził Jessicę po włosach.- Bo to w sumie fajnadziewczyna.-Szkoda, że niemożesz z nami jechać.Nie będzieci tusmutno samemu?W tym momencie Jessicapodniosła głowę.-Ja znim zostaję.Christine spojrzała na nią zaskoczona.- Zostajesz tutaj?-Tak.- To dobrze- wtrącił Paul.- Oile zdążyłem poznać Jessicę, personel szpitala będzie chodził jakna sznurku.Jim uśmiechnął się do niej, a potem znów spojrzał naPaula.- Czekają na nas wszkole w Puerto.-Wszystkozałatwione - odparł Paul.- Kilka godzin temurozmawiałem z dyrektorem.Onic nie musisz się martwić.- Dobra, tylko przyprowadz ich z powrotem żywych -powiedział Jim.190- Zgoda.Jessico, opiekuj się nim dobrze.- A ty się opiekuj moją najlepszą przyjaciółką.-Obiecuję.Christine podeszłado łóżka, schyliła się i pocałowałaJima w policzek.- Trzymajsię, Sledge.-Dzięki - uśmiechnął się.Christineuściskała Jessikę. - Do zobaczenia zaparę dni.-Do zobaczenia.Rób dużo zdjęć, pokażesz mi.- Obiecuję.Trzymaj się.Gdy wychodzili zsali, Jessica znów położyła głowę napiersi Jima.ROZDZIAA Osiemnasty:Drogi moja i Christine znów się spotkały.Los lubi czasem iść na skróty.Z PAMITNIKA PAULACOOKA-Wiesz może,gdzie nas zakwaterowali?- spytała Christine.- El hotelYilandre.Tensam, przed którym się poznaliśmyUśmiechnęła się.- Jesteśpewien, że sam tego nie zaaranżowałeś?Ta całasytuacja zkieszonkowcem.- %7łałuję, ale nie jestem taki zmyślnyHotel znajdował się zaledwie piętnaście minut drogi odszpitala.Paulzaparkowałprzed wejściem i oboje zChristineweszli do środka.W mrocznym holu paliła się tylko jedna lampka przydrzwiach.W recepcji nikogo niebyło.Paul bezskutecznierozglądał sięza kimś z personelu i w końcu wziął klucz, który leżałna biurku za kontuarem.- To chyba do twojego pokoju- powiedział,dając go Christine.Spojrzała na numer.-.- Ten sam, który miałyśmy poprzednio.Mam nadzieję,żemój bagażjuż dojechał.A gdzie są twoje rzeczy?- Jaime przywiezie mi je na lotnisko.Leci znami.Kiedynieoświetlonymi schodami wchodzili na górę, Paulspytał półgłosem:- Same mieszkałyściew tym pokoju?-Prawdę mówiąc, było nas troje.- Christine uśmiechnęłasię dumnie.-Mamy gekona.- A czy on zajmuje dużo miejsca?-Nie - odparła.- Zpina ścianie.Zatrzymali się przed drzwiami.193.- Mógłbym u was przenocować?-A gdzie niby się podziejesz?- No wiesz, na dole jest sofa.-Jasne.Wręczyła muklucze.Paul wsunął je do zamkai otworzył drzwi.Po omacku odszukał włącznik światła, po czympuścił Christine przodem.Tana widok swojej torby stojącej przy łóżku odetchnęła z ulgą.W pokoju było gorąco i parno, więc Paul włączył okiennyklimatyzator.Rozejrzał się.- Gdzie ten wasz gekon?Christine zerknęła na ścianę i przeżyłaniejakierozczarowanie.- Pewnie się wymeldował.Weszła do łazienki i rozebrałasię.Paul nastawił radiobudzik, a potem zdjął koszulę i opadł na łóżko.Christine wystawiła głowę zzadrzwi.- Mógłbyśzamknąć oczy?-Jeśli muszę.- Musisz.- Dopiero, gdy się upewniła, że nie patrzy, wyszłaz łazienki w samej bieliznie iszybko wskoczyła do łóżka.Potem wystawiła rękę i zgasiła lampkę.- Już możesz otworzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]