[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przypuszczam, że chce pani zasięgnąć informacji o swej podróżypowrotnej.Uważam jednak, że kilka dni powinna się pani z tym wstrzymać.Aż będzie pani przekonana, że czuje się całkowicie dobrze.Jest pani jeszczebardzo blada.- Nie, nie przyszłam w sprawie podróży powrotnej.- Urwałam, kiedypytająco uniósł brew, po czym szybko ciągnęłam dalej: - Cathy chciałaby,żebym została bez żadnego ograniczenia czasowego, i jeśli nie ma pan nicprzeciwko temu, chętnie zostanę.Po tych słowach nastąpiła długa, przygniatająca cisza.Zerknęłamukradkiem na Stevena, który długo zastanawiał się nad odpowiedzią.- Chciałaby pani zostać?- Tak.- Z jakiegoś konkretnego powodu?- Podoba mi się tutaj.Słońce.kwiaty.morze.- Morze?- No cóż.morze.też.Jego szare oczy zatonęły niemal w moich, miałam uczucie, że potraficzytać w mej duszy i sercu.- A dlaczego tak naprawdę chce pani zostać?- Już panu mówiłam, że.- Wolę, Tino, żeby powiedziała pani prawdę.Prawdę! Kiedy spróbowałamją ująć w słowa, w mojej głowie nastąpiła gonitwa myśli, lecz słowa uwięzłymi w gardle.- Czy to Barry? - zapytał.- Nie chcę uchodzić za ciekawskiego, alechciałbym to wiedzieć.Czy to przez Barry'ego chciałaby pani tutaj zostać?- Z Barrym nie ma to nic wspólnego - zapewniłam pośpiesznie.-Chciałabym zostać ze względu na pańską żonę.Cathy przytrafiło się jużwiele niepokojących rzeczy - dodałam szybko na widok nowego wyrazu jegooczu.- Obawiam się, że jest w niebezpieczeństwie.- Myli się pani.Steven siedział prosto, twarz miał śmiertelnie poważną.- Cathy jest aktorką i lubi dramatyzować swoje przeżycia.Nie wiem.cowywołało ten syndrom zagrożenia, ale zapewniam panią, że nie byłby to dlapani przekonujący powód do przedłużania swego pobytu tutaj.Wszystko tojakiś zupełny absurd.- Napad na Cathy w hotelu - czy to był absurd?- Może absurd to niewłaściwe słowo - odrzekł po namyśle.-"Może lepiejpasowałaby złośliwość.Diabelska złośliwość.- A zatonięcie łodzi? A otrzymany przez Barry'ego list, który go odwołał?Też tylko diabelska złośliwość?Podniósł się z wyraźnym zniecierpliwieniem.- Sprawy tego listu nie potrafię wyjaśnić.Może ktoś pozwolił sobie nakawał.Poza tym łódź była stara.Guglielmo wykonał swoją robotę niedbale iłódź zatonęła.Nie ma w tym nic tajemniczego.- Jest jeszcze coś.- W ten sposób zdradziłam wprawdzie zaufanie Cathy,lecz uważałam, że trzeba to wreszcie powiedzieć.- Pańska żona otrzymujelisty z pogróżkami.Do tej pory cztery.- A te listy - zapytał niebezpiecznie powoli - gdzie one są?- Spaliła je.- Popatrzyłam na niego gniewnie.Drażniła mnie drwina wjego oczach.- Zawierały podłe oskarżenia.Cathy nie śmiała pokazywać ichnikomu.Ale okropnie się ich bała.- Moja żona nigdy w życiu niczego się nie bała.Nie ma nawet pojęcia, coto strach.- Wydaje mi się, że w ogóle nie zna pan swojej żony.Wiem, że mojesłowa brzmią bezczelnie - dodałam widząc jego oburzenie.- One nie tylko brzmią bezczelnie, one są bezczelne.W ostatnich minutachmój gniew przybierał coraz bardziej na sile.Skoczyłam na nogi.Drżałam nacałym ciele, ale tym razem nie była to słabość, tylko wściekłość.- Wyraźnie pan okazuje, że nie kocha pan swojej żony - zawołałam zoburzeniem.- A teraz nie waha się pan nawet przyznać, że jest panu zupełnieobojętne, czy żona znajduje się w niebezpieczeństwie, czy nie.Już trzy razypopełniono zamach na jej życie, a pan po prostu nie przyjmuje tego dowiadomości i się uśmiecha.Jest panu wszystko jedno, czy straci dziecko.Sądzę, że miała rację mówiąc, że cieszyłby się pan, gdyby nie żyła.Słuchając mego wybuchu pozostał nieporuszony, ale przy ostatnichsłowach zerwał się z miejsca, obszedł stół i przyskoczył do mnie.Uniósłrękę i brutalnie pchnął mnie z powrotem na krzesło.Nie panując nad swoimgniewem pochylił się nade mną.- Cathy się pana boi, ale niech panu się nie wydaje, że dam się zastraszyć -krzyknęłam.Było to oczywiście kłamstwo.Serce podeszło mi do gardła.Wtym momencie nie wątpiłam, że Steven Denison mnie zabije.Zmusiłam siędo wstania, oceniłam odległość dzielącą mnie od drzwi i zastanawiałam się,czy uda mi się uciec.Z wahaniem zrobiłam krok, lecz chwycił mnie za ramię i ścisnął takmocno, że łzy napłynęły mi do oczu.Próbowałam się wyrwać, ale opuściłymnie siły.Pokój pociemniał i nagle wydało mi się, że znowu tonę.- Cathy wie o tym - powiedziałam.Chciałam te słowa wykrzyczeć, alezdobyłam się tylko na szept.- Cathy wie, że to pan.Niewidzialne morze podnosiło się coraz wyżej, i woda zamknęła się nadmoją głową.Z trudem chwytałam powietrze, lecz okrutne ręce nie puszczałymnie.A potem Steven Denison uderzył mnie w głowę z taką siłą, żezmącone zmysły odmówiły mi posłuszeństwa, a wszystko dookoła spowiłaczerń.Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam w twarz nad sobą.Próbując siępodnieść, z przerażeniem obserwowałam Stevena, który klęczał obok mniena podłodze podłożywszy mi rękę pod plecy.- Uderzył mnie pan - wyszeptałam.- Oczywiście, że pani nie uderzyłem.- Uśmiechnął się, lecz jego oczypozostały poważne.- Wyrwała mi się pani, a w następnej chwili panizemdlała.Zanim zdążyłem panią złapać, uderzyła pani głową o podłogę.Znów spróbowałam się podnieść, ale przytrzymał mnie w żelaznymuścisku.Ponieważ mnie nie wypuszczał, zrezygnowałam i oparłam głowę ojego pierś.Przez cienki materiał sportowej koszuli słyszałam bicie jegoserca.Westchnęłam głęboko, przypomniawszy sobie, jak wnosił mnie nagórę.Steven dotknął delikatnie policzkiem moich włosów.- Biedna mała Tina - rzekł cicho.- Jakże źle traktowaliśmy wszyscy paniądo tej pory.Jak długo trwaliśmy w tych dziwnych objęciach, tego nie wiem.Stevenpierwszy wykonał ruch i delikatnie pomógł mi usiąść na krześle.Podszedł dostojącej w kącie szafy i przyniósł mi kieliszek wypełniony jakimś złotympłynem.- Bez gadania, Tino.W tym wypadku to lekarstwo.Napój palił jak ogień,ale po chwili poczułam, jak w moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło.- Za kilka minut ściągnę Miriam.Zaprowadzi panią do łóżka.- Nie skończyliśmy jeszcze naszej rozmowy - zaoponowałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]