[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła nas grupka roześmianej młodzieży.Nastrójprysł.Przed nami była już ulica.Spokojna i leniwa otej porze.Od czasu do czasu omiatały nas światłasamochodów. Czy za tydzień mogę przyjechać wcześniej?Przed południem? Będziesz miała czas?Przytaknęłam.Do następnej niedzieli był całytydzień. Tylko proszę, nie napisz mi znowu, że ci niepasuje, bo nie przeżyję. Ale i tak przyjechałeś. Po południu coś mi nagle podszepnęło: jedz.Więc wsiadłem w samochód i przyjechałem. Nie bałeś się, że mnie nie zastaniesz? zapytałam z nutą kokieterii. To pojechałbym z powrotem.Z żalem.Alepomyślałem sobie, że nawet jeśli wyjechałaś, to napewno w niedzielę wieczorem musisz wrócić,nauczyciele nie mają urlopu, prawda? Nie licząc,oczywiście, wakacji.Już się dokształciłem w tejdziedzinie.Przystanęliśmy pod domem.Zawahałam się.Spojrzałam na zegarek.Było już pózno.W pokoju Michała świeciło się światło.Zapewnewykorzystywał okazję i grał na komputerze. Wiem, że powinnam zaprosić cię na herbatę. zaczęłam przepraszająco. Wiem powiedział cicho. Wypijemy jeszczerazem niejedną herbatę. W sumie i tak widzieliśmy się zaledwiegodzinę. Wierz mi, przyjechałbym, nawet gdybym miałcię widzieć tylko kwadrans. Wariat! Popukałam go lekko w czoło. Przytrzymał moją rękę.A potem delikatnie jąpocałował. Dobranoc, Anito.Cały czas trzymał moją rękę w swojej.I całyczas patrzył mi w oczy.Trwało to długą chwilę.Iwcale nie chciałam, żeby się skończyło. Dobranoc odpowiedziałam półgłosem. Jedzostrożnie.Wsiadł do zaparkowanej na ulicy srebrzystejtoyoty.Pomachałam mu ręką.Odmachnął o wiele dłużej.Stałam i patrzyłam,jak odjeżdża.A potem stałam jeszcze chwilę, mimoże już dawno zniknął z pola widzenia.Stałam imyślałam.Podobno myślenie ma przyszłość.Zaswędział mnie nos.Gdy potarłam go dłonią,poczułam zapach Jacka.Muszę konieczniedowiedzieć się, co to za zapach, postanowiłam.Wolno powędrowałam na górę.Rozdział 39.Bukiet wyglądał jeszcze bardziej oszałamiająconiż poprzedni.Składał się głównie z tulipanów.Moich ulubionych.Papuzich.Większych imniejszych, o zaskakujących barwach.I pachniałnieziemsko.Stał w moim najładniejszym wazonie.Uśmiechnęłam się pod nosem.Skłamałabym,gdybym powiedziała, że się nie ucieszyłam.Bardziejniż poprzednio.Poprzednio byłam bardziej zdziwionai zaskoczona niż ucieszona.Podeszłam bliżej.Tobyło wspaniałe uczucie.Dotknęłam lekkodelikatnych postrzępionych płatków.A potemprzymknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrzeprzesycone ulubionym zapachem.Która kobieta nielubi dostawać kwiatów? Nikt mnie dotychczas podtym względem nie rozpieszczał.Za to ostatnioczułam się rozpieszczana w nadmiarze.Oszałamiający zapach odurzył mnie lekko. Ale dostałaś śliczne kwiaty. Michał stał wprogu i przyglądał mi się z zagadkowym uśmiechem. Od kogo?Drgnęłam przestraszona. Nie mam pojęcia udałam. A ja wiem! A ja wiem! Podskakiwałzadowolony z siebie.Zachowywał się jakoś podejrzanie.Bukiet odJacka z całą pewnością nie mógł być przyczyną takiejeuforii.Więc albo nie wiedział, albo.Poszukałamwzrokiem bilecika.Był doczepiony do jednego ztulipanów.Kwadratowy złożony karteluszek.Zserduszkami.Całym mnóstwem serduszek.Otworzyłam go, drżąc z przejęcia.Przeczucie mnienie myliło.Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy.Dobrze, że stałam tyłem do Michała.Moje plecy zapewne nie zdradzały ogromnego,ogromnego rozczarowania.Kwiaty były od Rafała.Informowało o tymkomputerowe równiutkie pismo.Z życzeniami miłego dnia oraz wyrazamiwdzięczności i miłości.Ledwo powstrzymałam sięprzed wpadnięciem w złość.I wrzuceniem kwiatówdo śmietnika.Choć pewnie i tak nie zmieściłyby się do mojegokosza.Kwiaty były śliczne. Nie cieszysz się? zmarkotniał Michał.Jednak moje plecy musiały zdradzićrozczarowanie. Jestem zaskoczona powiedziałamwymijająco. Skąd one się tu wzięły? Przyniósł je jakiś pan.Chyba posłaniec.Wyglądał na posłańca. Przecież wiesz, że gdy mnie nie ma, nie wolnoci nikomu otwierać, prawda? przypomniałamsurowo.W końcu na czymś musiałam wyładować złość.Dostało się Michałowi. Ale ten pan spotkał mnie na schodach.Napółpiętrze.Zapytał, czy jesteś.I czy może mizostawić te kwiaty dla ciebie, bo powiedziałem, żenie wiem, kiedy będziesz, a ja jestem synem.Kazałmi podpisać pokwitowanie czy coś.I poszedł.Był najwyrazniej niepocieszony.Spodziewał sięinnej reakcji z mojej strony.Czułam to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]