[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kot także przyszedł się przytulić do jej nóg i zaczął się domagać pieszczot. Czy są jakieś inne systemy bezpieczeństwa, które zainstalowałeś, ale zapomniałeśpowiadomić resztę załogi, jak działają? zapytała żeglarka.Zamiast odpowiedzieć, Kramer zaproponował, żeby uruchomić mechanizm rozwijającydrugie skrzydło.Kiedy skrzydło wysunęło się do końca, dwie cienkie złociste błony rozpościerały się odkadłuba statku kosmicznego niczym u prawdziwego motyla olbrzyma.Liczące milion kilometrów ożaglowanie było tak szerokie, że nawet z Ziemi dało siędostrzec gołym okiem oba skrzydła i długi korpus. Można by sądzić, że to jakiś gigantyczny owad latający nad atmosferą powiedziałjeden z gapiów, podnosząc wzrok. Jest ogromny! Latawiec wielkości miasta! Państwa albo nawet kontynentu.Patrzcie, potrafi rzucać mały cień na słońce.Obserwatoria astronomiczne również śledziły go z zainteresowaniem.Dawni koledzy z agencji uznali, że Yves Kramer doszedł w swym szaleństwie aż dokońca.Występujący w telewizji eksperci od astronautyki zapewniali, że skoro wszystkie próby,jakich dokonano z żaglowcami słonecznymi, skończyły się fiaskiem, istnieją niewielkie szanse,żeby ta się powiodła.Koncern Mac Namarry splajtował, ale nikt się już tym nie przejmował.Dla przytłaczającej większości ludzi Gwiezdny Motyl był niczym więcej jak tylkoekstrawaganckim eksperymentem, który spowoduje śmierć stu czterdziestu czterech tysięcyniewinnych osób, wystarczająco naiwnych, żeby spełnić mrzonki szalonego naukowca.Najbardziej ciekawscy zastanawiali się jednak, co też dzieje się tam, na górze.37.WYJZ Z OGNIAWszyscy byli na stanowiskach.Stojąc w lewym oku motyla, Elisabeth i Yves wpatrywali się w monitory kontrolne. %7łagiel z mylaru jest wypełniony fotonami i zaczyna ciągnąć.Powstrzymują nas jedyniereaktory zewnętrzne pchające do tyłu, które służą jako hamulce.Jestem gotowa do opuszczeniaorbity okołoziemskiej oznajmiła. Doskonale, w takim razie naprzód odrzekł Yves Kramer.Zamilkła na chwilę. A tak przy okazji mam jeszcze jedno pytanko.Chętnie polecę naprzód , tylko.dokąd? Tam pokazał palcem Yves Kramer. Wystarczy, żebyśmy kierowali się stale kutamtej konstelacji w kształcie trójkąta.Jeśli pewnego dnia odejdę albo będzie ze mną zle,pamiętaj, że naszym celem jest tamten trójkąt świateł.Elisabeth ustawiła się na linii, aby dokładnie zobaczyć kierunek, jaki wskazywał czubekjego palca. Tam? Nie, bardziej w lewo, tutaj.Tamto duże światło i dwa mniejsze. To nie do wiary, że mając do dyspozycji całą współczesną optykę, nadal wyznaczamykierunek palcem! Puścił tę uwagę mimo uszu. Hm, tak między nami, dlaczego chciałeś zachować w tajemnicy dokąd lecimy? Jeśli chcesz, porozmawiamy o tym pózniej, dobrze?Sprawdziła, czy wszystko jest w porządku.Monitor kontrolny pokazywał tłum pasażerówzgromadzonych przed tarasem, nad którym umieszczono podwójny ekran: na jednej jego połowiewidać było Ziemię, na drugiej zaś przestrzeń kosmiczną przed Motylem. Wszyscy gotowi? powiedział do mikrofonu Yves. Procedura uruchomiona odparła Elisabeth.Odłączyła kolejno wszystkie reaktory utrzymujące statek na orbicie okołoziemskiej. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.start!Tymczasem długi niebieski cylinder, ciągniony przez dwa olbrzymie złote trójkąty, nawetnie zaczął drżeć, przemieszczając się prostopadle do orbity okołoziemskiej.Ze stu czterdziestu czterech tysięcy piersi wyrwał się potężny ryk.Widoczna na podzielonym ekranie kula ziemska zaczęła maleć.Wynalazca machnął nieznacznie ręką w kierunku przezroczystej ściany. Do widzenia.planeto mamusiu. %7łegnaj powiedziała żeglarka.38.UKRY TAJEMNE SKAADNIKIDwa złote skrzydła napęczniałe od światła.Olbrzymi Motyl naszpikowany istotami ziemskimi sunął powoli przez nieznaną gwiezdnąotchłań.Zaczynał niepostrzeżenie przyspieszać.Elisabeth potrząsnęła długą rudą czupryną i odwróciła się do Yves a Kramera. A więc trzy gwiazdy.A kiedy już znajdziemy się całkiem blisko, skąd mam wiedzieć,dokąd lecieć? Te trzy światełka to nie są gwiazdy, tylko odległe galaktyki.Kiedy się do nichzbliżymy, ujrzymy pośrodku następny świecący punkt.Będzie to gwiazda wielkości naszegoSłońca.Na razie nie możemy jej zobaczyć gołym okiem.Właśnie wokół tego słońcanamierzyłem planetę, która może się nadawać do życia. Skoro nie można jej zobaczyć, to jak ją namierzyłeś? Za pomocą radioteleskopu w Centrum Badań Kosmicznych.Skierowałem go na pewnąkonkretną strefę, którą badam od dawna, gwiazda po gwiezdzie.I w końcu znalazłem.Ale nigdynikomu o tym nie mówiłem. A dlaczego inni jej nie widzieli? Pewnie ją widzieli, ale nigdy nie przyszło im do głowy, żeby na nią polecieć.Wydało się to Elisabeth podejrzane. A jak się nazywa ta twoja gwiazda? Na razie jej naukowa nazwa brzmi jot wu dziesięć trzydzieści sześć osiemdziesiąttrzy. A planeta? Też ją namierzyłeś radioteleskopem? Prawdę mówiąc, połączyłem kilka przyrządów, których zazwyczaj nie stosuje sięjednocześnie.W ten sposób zdołałem wydedukować, jaka jest budowa tych znajdujących siępoza układem słonecznym planet.Jest ich dużo wokół jot wu dziesięć trzydzieści sześćosiemdziesiąt trzy i same mają wiele satelitów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]