[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale powiem ci coś przykrego: forsy nie ma.Zginęła.Zdobyliśmy karty kredytowe Farrella.To tylko jakieś małe konta bankowe gdzieśna jakimś wygwizdowie.- Ale pieniądze muszą skądś płynąć.- No jasne.Z Montrealu.Pierwsze, co zrobił Farrell, to otworzył sobie konto wMontrealu.Tak samo w Barcelonie.Na każdym zdeponował pięćdziesiąt tysięcydolarów w gotówce.Urzędasy pocą się nad wyciągami i kartami kredytowymi.Ale ta wielka kasa, czyli to, co facet przelewał na różne konta, zanim się ulotnił,popłynęła przez banki, które nie chcą nam dać żadnych informacji.Mam na myślimiejsca takie jak.- Wiem, o co chodzi - przerwał mu Malloy.- A ty możesz wytropić te przelewy? - zapytał Josh Sutter.W tej chwili uwierzyłby nawet, że Malloy umie przechodzić przez ściany.Sutter za wszelką cenę chciał dorwać Jacka Far rella.Złapanie go i odesłanie zpowrotem do u s A oznaczałoby dla niego awans.- Po to właśnie tutaj przyleciałem - odpowiedział Malloy.Obaj agenci zamilkli.Trawili to, co przed chwilą usłyszeli.Agent, doszli downiosku.Chernoff i Carlisle słyszeli każde słowo wypowiedziane w samochodzie,którym jechał Malloy z dwoma agentami.Kiedy dotarli do miasta i wysiedli zwozu, podsłuch się urwał.Carlisle jednak namierzył obu agentów na komputerze Chernoff dzięki sy-gnałom z ich telefonów komórkowych.Obaj weszli do hotelu, a Malloy zapewnerazem z nimi.- Co o tym sądzisz? - zapytała Chernoff.Była niewysoką kobietą z ciemnymioczami oraz jasną, kremową karnacją.Kilka lat temu byli kochankami.Ich romanspodszyty był jednak obustronną nieufnością.Nawet kiedy się całowali, musielimieć oczy szeroko otwarte.Dali więc sobie spokój i zostali współpracownikami.Po jakimś czasie darowali sobie nawet uprzejmości.Chernoff zabijała ludzi nazlecenie i brała za to gigantyczne pieniądze.Kiedy w końcu doszła do wniosku, żeguzik ją obchodzi, co myśli o niej dawny kochanek, kompletnie zaprzestałagrzecznościowych rozmów.Carlisle, który miał styczność z mordercamiwszelkiego autoramentu, uważał, że Helena Chernoff jest najbardziej wyzutą zuczuć, zimnokrwistą istotą, jaką kiedykolwiek spotkał.Wydawało się, że jej nigdy nie nudzi się ta gra i że nigdy nie kwestionujewyborów, których dokonała, gdy była młoda.Patrzyła tylko i wyłącznie w przy-szłość.Przeszłość odrzucała bez problemu, tak jak wyrzuca się stare ubrania.Chernoff nie wiedziała, co to przyjemność.Z wyjątkiem tych chwil, kiedy wtrakcie intymnych zbliżeń odcinała swojemu partnerowi genitalia - podczas gdyofiara patrzyła na to w kompletnym szoku.Nawet jadła jak robot.Zresztą mogłaobejść się bez jedzenia i picia przez cały dzień, dopiero wieczorem coś przekąsić,nie dbając przy tym o smak potrawy i nie czerpiąc z tego ani odrobiny radości.Ciągle żyła w cieniu.Nauczyła się uprawiać seks jak dobrze opłacana kobieta dotowarzystwa.Robiła to w sposób kompetentny, lecz wyrachowany.Dla niej był toczysty biznes.Po stosunku zachowywała się tak intymnie jak ulicznica.Natomiast David Carlisle postrzegał siebie jako człowieka twardego, alepogodnego.Dobrze znosił ból i jeśli sytuacja tego wymagała, mógł się obyć bezwszystkiego.Był żołnierzem, przyuczonym do znoszenia niewygód.Jednak kiedymiał sposobność i warunki ku temu, zamieniał się w człowieka zmysłowego, wsybarytę.Uwielbiał trwonić pieniądze.Uwielbiał kobiety.Różnego rodzajukobiety - czasem nawet tak twarde suki jak Helena.Był koneserem wina - potrafiłcały wieczór rozprawiać o niuansach smaku danego rocznika.Lubił podróżować,odkrywać świat i jego różnobarwne oblicza.Nie gardził dobrą kuchnią.Dlategocały dzień w towarzystwie Chernoff to było dla niego trochę za wiele.Czuł siętak, jakby siedział obok ducha.- Zapytałam: co myślisz? - powtórzyła.To było jej drugie zdanie, odkąd zidentyfikowała Malloya.Carlisle zaśmiał siękostycznie.- Chyba przeceniliśmy tego naszego Malloya.Nie jestem pewien, czy ma natyle sprytu, żeby cię znalezć.Chernoff skoncentrowała się na prowadzeniu auta.- Znalazł Jacka Farrella - odparła.- Nie sam.Ktoś mu w tym pomógł.- Nie będzie problemu - powiedziała.- Jeśli on mnie nie znajdzie, to ja znajdęjego.- Gdybym chciał go posłać na tamten świat, załatwiłbym to już w NowymJorku.- Wiem.Ale niekiedy ludzie po prostu giną.- Nie tacy jak Malloy - zaprzeczył Carlisle.- Jeśli trzeba go będzie zli-kwidować, to musi być ku temu jakiś ważny powód.W przeciwnym wypadkujego znajomi zaczęliby węszyć, próbując ustalić, co tak naprawdę Malloy chciałosiągnąć.A wtedy miałbym o wiele więcej problemów niż teraz.- To proste.Przyleciał, żeby złapać mnie - odparła Chernoff.- Nie udało musię, za to udało się mnie: znalazłam go i wykończyłam.Carlisle nic nie odpowiedział.Miała rację, to mogłoby się udać.Wolał jednakpierwotny plan.Wiedział bowiem, że Malloy skontaktuje się z Kate i EthanemBrandami.Poprosi ich o pomoc.A to oznacza, że wtedy będzie możnazlikwidować za jednym zamachem całą trójkę.- Co nowego u Brandów? - zagadnął.- Nadal poza zasięgiem.Zniknęli jak kamfora tuż po imprezie Fundacji Rolanda Wheelera.Tak jakbywiedzieli, że ktoś ich obserwuje.- Istnieje możliwość, że są w Hamburgu?- Istnieje nawet możliwość, że depczą nam po piętach - oświadczyła.Carlislespojrzał nerwowo we wsteczne lusterko, a potem na Chernoff.Czyżby się uśmiechała?- Jesteś pewny, że Malloy wplącze ich w to wszystko? - zapytała.- On robi to dla Kate.A jeśli naprawdę poluje na ciebie, to nie uda mu się tegodokonać tylko z pomocą tych dwóch błaznów z FBI.Nie wiem, czy się skontaktujez Brandami.ale ja na jego miejscu bym to zrobił.- Obstawić lotnisko?- Skoncentrujmy się na Malloyu - odparł.- Chcę go mieć pod ciągłą obser-wacją.Niech ktoś przeszuka jego pokój, kiedy tylko nadarzy się okazja.Trzebateż pilnować, czy jego nowi koledzy z FB I będą do niego dzwonić na komórkę.Jeślizdobędziemy jego numer, będziemy w stanie monitorować połączenia.Możenawet uda nam się zlokalizować Brandów.Reeperbahn, Hamburg, piątek, 7 marca 2008W hotelu Royal Meridien Malloy wynajął pokój, korzystając ze zniżki przy-sługującej glinom.Poinformował agentów Suttera i Randala, że spotka się z nimiw barze hotelowym około ósmej.Zjedzą razem kolację.- A teraz - oznajmił - chciałbym się odświeżyć i trochę przespać.Agencispojrzeli po sobie, robiąc wielkie oczy.- Myśleliśmy, że będziesz chciał się dziś po południu zobaczyć z Hansem -powiedział Randal.Sutter spojrzał na zegarek.- Może się chwilę kimniesz i pojedziemy do niego za godzinkę lub dwie?- A nie możecie się z nim umówić na jutro rano? - zapytał Malloy.- Całą nocnie spałem.Jestem padnięty.Ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było spotkanie z Hansem.- Jak wolisz - rzucił Randal bez entuzjazmu.Kiedy zamknęły się drzwi szklanej windy, Malloy patrzył, jak ze sobą dysku-tują.Pewnie zastanawiali się, cóż to za gwiazda księgowości, która życzy sobiepięciogodzinnej drzemki.Wysiadł na półpiętrze, obszedł budynek i poprosiłconcierge'a o wezwanie taksówki.Dziesięć minut pózniej auto podjechało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]