[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A teraz Elena i Stefano muszą odejść.A kiedy odejdą, ju\ nigdy nie wrócą -dokończyła za niego Bonnie.- Dlaczego? Dlaczego Damon to rozpętał?- Z nudów.Stefano powiedział mi kiedyś, \e Damon wywołuje zamieszanie, \ebyzabić nudę.Chocia\ myślę, \e tym razem kierowała nim nienawiść do Stefano ~ powiedziałaMeredith.- Ale chciałabym, \eby wreszcie zostawił nas w spokoju.- Co za ró\nica? - Bonnie teraz ju\ płakała.- Więc to wina Damona.Nic mnie to nieobchodzi.Nie rozumiem tylko, dlaczego wszystko musiało się zmienić!- Nie mo\esz wejść dwa razy tej samej rzeki.Albo nawet raz, je\eli jesteś wampirem owielkiej mocny - stwierdziła kwaśno Meredith.Nikt się nie roześmiał.Potem dodała łagodnie.- Pytasz niewłaściwą osobę.Mo\e Elena umiałaby ci wytłumaczyć, dlaczego wszystko musisię zmieniać, je\eli pamięta, co się z nią działo - tam.- Nie chodziło mi o to, \e musi się zmieniać.- Ale musi.Nie rozumiesz? Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego.To \ycie.Ka\dymusi dorosnąć.- Wiem! Matt dostał stypendium sportowe, a ty jedziesz do college'u, a potem siępobierzecie! I będziecie mieli dzieci! - Bonnie udało się sprawić, \e zabrzmiało to jak coś bar-dzo nieprzyzwoitego.- Ja utknę w szkole do końca \ycia.A wy oboje dorośniecie izapomnicie o Elenie i Stefano.i o mnie - dokończyła bardzo cicho.- Ej.- Matt zawsze stawał po stronie skrzywdzonych i przegranych.Teraz, mimowspomnienia Eleny (zastanawiał się, czy kiedykolwiek zapomni o jej pocałunku), \al mu byłoBonnie.- O czym ty mówisz? Po college'u wrócę do Fell's Church.Pewnie tu umrę.I będę otobie pamiętał.Oczywiście, je\eli ty nie będziesz miała nic przeciwko.Bonnie zadr\ała.Matt bez zastanowienia przytulił ją.- Nie jest mi zimno - wyjaśniła, ale nie próbowała strącić jego ręki.- Jest ciepła noc.Ja.ja po prostu nie lubię, jak ktoś mówi o umieraniu.Uwa\aj!- Matt, uwa\aj!- Ooooo.- Mart wcisnął hamulec, przeklinając głośno.Obiema rękami próbowałutrzymać kierownicę.Jego samochód miał kilkanaście łat, nie by! wyposa\ony w poduszkipowietrzne.W gruncie rzeczy jechali kupą złomu.- Trzymajcie się! - krzyknął Matt, kiedy samochód z piskiem opon zaczął obracać sięw miejscu.Uderzył w drzewo, tylne koła były w rowie.Matt powoli wypuścił powietrze i zdjął ręce z kierownicy Obrócił się w stronędziewczyn t się przeraził.Bonnie le\ała z głową na.kolanach Meredith, trzymając się jej kurczowo.Meredithsiedziała wyprostowana, z nienaturalnie odchyloną głową.Gałąz drzewa wybiła szybę i cudem nie przebiła Meredith jak włócznia.Gdyby pas Bonnie nie pozwolił jej się obrócić; gdyby się nie schyliła; gdyby Meredithnie odrzuciła głowy do tyłu.Mart zorientował się, \e patrzy prosto na rozłupany, ostry koniec gałęzi.Gdyby pasnie przytrzymał go na miejscu, gdyby pochylił się na bok.Słyszał swój cię\ki oddech.Samochód wypełnił się zapachem igieł.Czuł nawetaromat \ywicy, która kapała z drzewa.Meredith bardzo powoli próbowała odsunąć gałąz, która wycelowana była w jej szyjęjak strzała.Nie mogła.Matt usiłował jej pomóc, Ale gałąz nawet nie drgnęła.- Muszę się wydostać - jęknęła Bonnie - zanim to mnie złapie.To chce mnie złapać.Matt spojrzał na nią w zdumieniu.Otarł policzek o koniec gałęzi.- To nie chce cię złapać.- Ale gdy chciał odpiąć pas, poczuł mdłości.DlaczegoDonnie te\ ma wra\enie, \e to nie gałąz, tylko coś \ywego, co mo\e jej zrobić krzywdę?- Wiesz, \e chce - wyszeptała Bonnie.Trzęsła się, Szamotała się, usiłując odpiąć pas.- Matt, musimy jakoś wydostać się z samochodu - powiedziała Meredith.Wcią\siedziała w tej samej pozycji, z głową odchyloną do tyłu.Ale oddychała z trudem.- To cośchce mnie udusić.- To niemo\liwe.- Ale on te\ to widział.Gałązki wyrastające z grubego konara,który przebił szybę, poruszyły się nieznacznie, ale wyraznie było widać, \e wyginają się wstronę szyi Meredith.- Masz takie wra\enie, bo siedzisz w bardzo niewygodnej pozycji - próbował uspokoićMeredith, ale sam nie wierzy! w to, co mówił.- W schowku jest tatarka.- Schowek jest zablokowany.Bonnie, dasz radę sięgnąć do mojego pasa?- Spróbuje.- Bonnie przesunęła się do przodu, nie podnosząc głowy.Z perspektywy Matta wyglądało co, jakby gałęzie zaciskały się wokół niej i wciągałyją do środka.- Mamy tu cholerną choinkę.- Oparł czoło o szybę.Coś dotknęło jego karku.Drgnąłnerwowo.- Cholera, Meredith.- Matt.Matt był na siebie wściekły, \e tak się przestraszył.Ale miał wra\enie, \e coś godrapie.- Meredith? - Przyjrzał się swojemu odbiciu w szybie.Meredith nie dotykała go.- Matt.nie ruszaj się.w lewo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]