[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak.Ja też mam nadzieję.A teraz idz do Celii i pociesz ją, Harry.Zapewnij ją, że chociaż jest mibardzo smutno, nie załamię się pod ciężarem bólu.Harry pocałował mnie czule w czubek głowy i wyszedł.Zostałam jeszcze, żeby wypić szklankęportwajnu przy wygasającym kominku i położyłam się wcześniej.Czekał mnie nazajutrz dzień pełen pracy.Przyjeżdżał pan Llewellyn.Miał obejrzeć posiadłość przed udzieleniem nam pożyczki pod zastaw hipoteczny.Zyskalibyśmy tym samym pieniądze na opłaty sądowe za uchylenie zasady majoratu.I wreszcie mogłamnapisać do prawników, by nadali sprawie bieg.Miałam dostęp do fortuny rodu MacAndrew i gotowa byłam zniej skorzystać, aby wykupić Wideacre dla mojego syna, który w przyszłości przekaże ziemię swojemu synowi,RLTa ten swojemu synowi i tak po wsze czasy.A cała linia spadkobierców wezmie swój początek od wiedzmy zWideacre.16Wygląd pana Llewellyna nastawił mnie przychylnie.Był to pięćdziesięcioletni Walijczyk, który siędorobił na hodowli kucyków, rasy pochodzącej z jego rodzinnych wzgórz.Wyhodował wiele koników i chytrzedawał je w prezencie najszlachetniejszym londyńskim rodom.Miesiące wytrwałych prób opłaciły się.Kucykinosiły na swych grzbietach dziedziców najbogatszych posiadaczy.Były bezpiecznymi zwierzętami izapoczątkowały nową modę.Szał na górskie kucyki Llewellyna trwał, dopóki córka każdego rzeznika niedostała własnego konia.Zanim moda się skończyła, pan Llewellyn miał własny dom w mieście i jego noga niepostała więcej w Walii.Nie musiał już marznąć podczas mglistych walijskich zim ani rąbać lodu w skutejmrozem studni.Nie stracił jednak nic ze sprytu wieśniaka, chociaż od dawna zamieszkiwał w okazałej rezydencji.Niebieskie oczy bystro taksowały pola Wideacre.Rozglądał się z okna mojego gabinetu, jak gdyby wyceniałkażde drzewo w parku. Aadna posiadłość stwierdził przychylnie. Wprowadziliśmy wiele innowacji wyjaśnił Harry, pijąc ze smakiem kawę.Wskazał ręką mapę, naktórej przyłączone pola zaznaczono żółtą obwódką, kolorem pszenicy planowanej do wysiania tej wiosny.Harry i ja spędziliśmy długie niespokojne wieczory, zaznaczając kropkowaną pomarańczową linią ziemie,gdzie moglibyśmy uprawiać pszenicę, gdyby obszary te były wolne.Za każdym razem gdy pulchny palecHarry'ego zahaczał o las czy soczystą łąkę, drętwiałam przeczuwając najgorsze. Nie możemy chyba zagarnąć Aąki Normanów stwierdziłam. To dawne pole bitwy.Pługwyorałby spod gleby czaszki i kości.Nikt się nie zgodzi tam orać.Cała wieś Acre wierzy, że to nawiedzonemiejsce. Nie wiedziałem zainteresował się Harry. Jaka bitwa tam się odbyła? Chyba ta, która dała nam ziemię odparłam bez ogródek. Wedle tradycji nasi przodkowie, Le Saysowie, przybyli tu z garstką żołnierzy i pobili saksońskichchłopów w walce trwającej trzy dni.Wycięli ich w pień.W każdym razie tak głosi legenda. Cóż, to musiał być dobry nawóz zaśmiał się Harry rubasznie. Patrz, Beatrice! Jeśli na DębowejAące i Aące Trzech Bram wysiejemy zboże, to nie możemy zostawić między nimi zwykłej łąki.To będzie głupiwidok: stogi siana pośród łanów zboża.Wszystkie te zmiany wydawały mi się bezsensowne.Zmieniał się charakter naszej farmy, gdziedotychczas żyli w harmonii właściciele ziemscy i pozostali mieszkańcy Wideacre.Gdzie pamięć o okrutnychwłaścicielach ograniczała się do legendarnej nazwy pola.Wideacre stanowiła zawsze oazę bezpieczeństwa wzmieniającym się na niekorzyść hrabstwie.Wokół nas podnoszono podatki i skracano terminy spłacaniapożyczek, likwidowano tradycyjne prawa najuboższych, tak że biedota uciekała ze wsi.Zatrudniano chętniejRLTrobotników z parafialnych przytułków niż miejscową siłę roboczą.Wznoszono coraz wyższe mury zakończoneżelaznymi kolcami wokół dworskich parków, aby nie widzieć wychudzonych, wygłodniałych twarzy irozwścieczonych oczu.Pamiętałam jednak o majoracie i moim synu.Hardziałam.Kiedy Richard zostanie dziedzicemWideacre, a Julia jego wspólniczką, dadzą sowite odszkodowanie ludziom tak ciężko skrzywdzonym przezemnie w drodze do osadzenia ich na fotelu dziedzica.Richard będzie mógł zwrócić pola wieśniakom, abyhodowali na nich tak jak dawniej warzywa.Aąki staną się na powrót łąkami, a ludzie wydepczą niegdysiejsześcieżki.Richard pozwoli mieszkańcom zastawiać sidła na króliki i łowić ryby w rzece Fenny.Nowe polaobsiane zbożem staną się znów gruntami wspólnymi.W ciągu paru lat (raczej jednak wielu, wielu lat)Wideacre odzyska swój dawny charakter sprzed okresu, gdy musiałam z Harrym po prostu obrabować nasząziemię.Richard naprawi to, co ja musiałam zniszczyć.Niech no tylko zostanie dziedzicem, a do Wideacrepowróci dobro.Ale jedyna droga do tego wiedzie poprzez tymczasowe zło. Wszystko będzie wyglądało całkiem inaczej niż teraz odezwałam się. Tak potwierdził Harry. Zacznie wyglądać jak wzorowo prowadzona posiadłość, jak przykładyz moich podręczników, a nie malowniczy bałagan. Tak zgodziłam się ze smutkiem.Zamówiona przeze mnie mapa, przedmiot mojej dumy i pomoc w rozsądzaniu sporów o granice, wwytyczaniu ścieżek i miedzy, teraz dawała powód do radości Harry'emu.Energicznie powiódł do niej panaLlewellyna. Widzę, że planujecie wiele zmian pan Llewellyn zmierzył wzrokiem pola pokrytepomarańczowymi kropkami niczym rozprzestrzeniającym się grzybem. Tak odparł z dumą w głosie Harry. A zatem stawiacie na zboże? z uśmiechem zapytał londyński kupiec. Oczywiście.Dzisiaj zyski płyną właśnie z uprawy zbóż oznajmił Harry.Pan Llewellyn pochodzący z ubogiej walijskiej wsi skinął głową. Tak przyznał. Ale dokonujecie tego bardzo szybko, prawda?Harry skinął głową, pochylił się do pana Llewellyna i zagadnął konfidencjonalnie: Mamy pewien projekt, na którego sfinansowanie potrzebujemy kapitału. I zamierzamy uzyskać ten kapitał dzięki pożyczce hipotecznej udzielonej przez pana przerwałamgładko Harry'emu. Spłacimy ją dodatkowymi zyskami z nowych zasiewów, tak że obrót pieniędzyposiadłości pozostanie na niezmienionym wysokim poziomie, mimo obciążenia.Pan Llewellyn kiwnął głową, a przenikliwe niebieskie oczy spojrzały z uśmiechem.Zauważył, żeuciszyłam Harry'ego. Tracicie jednak siano stwierdził. Ile wydacie na zakup dodatkowego siana na zimową paszę?Przyciągnęłam do siebie arkusz papieru; to ja robiłam obliczenia, nie Harry. Osiemset do tysiąca funtów w zależności od aktualnej ceny.Będziemy jednak karmić owceroślinami okopowymi i kiszonką z koniczyny.Te pasze rosną na polach zazwyczaj obsiewanych zbożem, kiedyleżą one odłogiem.RLT A siano dla koni? spytał Harry'ego pan Llewellyn.I znów to ja odpowiedziałam: Też będą jadły koniczynę.Ale starczy dla nich siana.Pan Llewellyn skinął głową i przebiegł wzrokiem rzędy liczb na papierze. Obejrzyjmy teraz ziemię oświadczył, odstawiając filiżankę z kawą. Mój brat Harry oprowadzi pana zapowiedziałam, wskazując swoją czarną suknię. Noszęjeszcze żałobę i nie mogę jezdzić konno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]