[ Pobierz całość w formacie PDF ]
..więc może lepiej, że jej tu nie ma".Już zaczynała sięzastanawiać, czy powinna wspomnieć o przyczynach swojegoprzyjazdu, kiedy Stuart odchrząknął.Peter wypuścił Cienia,uśmiechnął się na powitanie do Vicki i Henry'ego, przemienił izwinął na podłodze obok swojej blizniaczki.Cień szczeknął zpodnieceniem i opadł, dysząc u stóp matki.Wszyscy pozostali,w tym dwoje gości, odwrócili się wyczekująco do Stuarta. A on tylko odchrząknął".Vicki znowu była pod wrażeniem. Gdyby mógł to chrząknięcie pakować i sprzedawać, zbiłbyfortunę".- Pani Nelson.Vicki.Henry zapewnił nas, że można ci ufać.-Miał bladoniebieskie oczy, jak husky, uderzająco jasne podgrubymi, czarnymi brwia-mi.- Na pewno zdajesz sobie sprawę,że nasze życie nieprzyjemnie by się skomplikowało, gdybyświat się o nas dowiedział.- Owszem, zdaję.- Dlatego postanowiła nie obrażać się na topytanie.- Chociaż ktoś z całą pewnością wie.- Tak.- Vicki nie miała pojęcia, jakim cudem możnawywarczeć słowo zbudowane z samych bezdzwięcznychspółgłosek.- Są w okolicy ludzie, którzy wiedzą o watasze.Starszy lekarz w London, miejscowy leśniczy i partner Colina.- Colina policjanta.- Wilkołak w szeregach policji London byłfenomenem, o którym Vicki nie mogła zapomnieć.Wyciągnęłaz głębin torby notesi długopis.- Bliznięta - Rose i Peter - wspominały o nim.Na twarzy Donalda zaskoczenie wydawało się przeważać naddumą.- Mój najstarszy syn.Pierwszy spośród nas, który otrzymał coś,co można nazwać pracą.- Pierwszy, który skończył szkołę średnią - powiedziała Nadine.Widząc minę Vicki, dodała: - Zasadniczo szkoła jest dla łakówbardzo.stresująca.Większość z nas opuszczają, kiedy tylkomoże.- Jej wargi ułożyły się w coś, co, jak przypuszczała Vicki,było uśmiechem.- Problem w tym, że nie chcą nas z niejwypuścić, ale też utrudniają pozostanie.- Zwiat staje się coraz mniejszy - powiedział cicho Henry.- Aakimuszą się integrować.Prędzej czy pózniej zostaną odkryte.-Nie miał wątpliwości,Jak ludzie potraktowaliby łaki.Zostałyby uznane za zwierzęta, oile w ogóle pozwolono by im żyć.Skoro taki drobiazg jak kolorskóry bywał problemem nie do przejścia, jakie szanse miałyłaki?Vicka doszła do podobnych wniosków.- Cóż - odezwała się głosem nietolerującym sprzeciwu - miejmynadzieję, że nastąpi to raczej pózniej.Mnie osobiście zadziwia,jak udało wam się ograrniczyć lisię do tych trzech osób.Stuart wzruszył ramionami.- Zachowujemy tajemnicę, a ludzie są dobrzy w wierzeniu w to,w co chcą wierzyć.- I widzeniu tego, co chcą widzieć - dodał Donald, a skórawokół jego oczu zmarszczyła się z rozbawienia.- Albo niewidzeniu - dołożyła Marie, chichocząc.Zebrane wilkołaki pokiwały głowami - nieważne, jakiegoaktualnie były kształtu - wszystkie poza Cieniem, który zasnął zbrodą opartą o bosą stopę matki.- A co z tymi, którzy podejrzewają, czym jesteście? - zapytałaVicki.Ofiary niemal zawsze znały morderców.W przeciwnymrazie mało która sprawa znajdowała rozwiązanie.- Nie ma takich osób,- Słucham?- Nie ma takich osób - powtórzył Stuart.Widać było, że wierzyw to, co mówi, ale Vickiuznała to za mrzonki.Na dzwięk dobiegający z prawej zerknęłana dwa łaki leżące na podłodze.Chmura wyglądała, jakby chciała się nie zgodzić. Albo iść na spacer.Jak niby mam to odróżnić?"- Kontaktujecie się z ludzmi.Młodsi, w każdym razie,regularnie.- Vicki zrobiła gest w stronę obu par blizniąt.- Co zinnymi dziećmi w szkole? Nauczycielami?- Nie przemieniamy się w szkole - zaprotestowała Marie.Jennifer wsparła ją, energicznie kiwając głową.- Nie możemy, kiedy jesteśmy ubrani.- A ponieważ w szkole musicie być ubrani, nie możecie sięprzemienić.- Wyglądały na zadowolone, że tak szybko załapała.- To musi być frustrujące.Marie wzruszyła ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]