[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jogan! Wszystko w porządku?Za jej plecami, na północnym wschodzie, poniósł się nadwybrzeżem huk eksplozji ostatniego balonu.Quarra niezwracała na to uwagi.Szukała wokół potężnego cielska, dopókinie znalazła Jogana, przygwożdżonego do ziemi ciężkimogonem zwierzęcia.Jego fioletową twarz oświetliła eksplozja.Podniósłwzrok, oszołomiony.Z ust ciekła mu krew.- Chyba znalazłem twoje zwierzątko - odezwał się,pokasłując.- Ale myślałem.mówiłaś, że wynajęłaś muntoka.a nie uvaka.311 ROZDZIAA 5Chmury się rozeszły i słońce znów odbiło się odszklanych iglic Tahv.Edell wstąpił na marmurowe schodywiodące do rezydencji - sam.Nie powitała go eskorta.Jegoprzybycia nie uczczono paradą.Wewnątrz, w atrium, gdzie ćwierć wieku temu walczyłytrzy wielkie frakcje, czekało zgodnie współdziałające Plemię.Lordowie i Miecze tłoczyli się nad kopią tajnej mapy Korsina,rozłożonej jak ogromny stół pośrodku Sali.Edell oglądał jąwiele razy, planując podróż - tę podróż, którą właśniezakończył.- Lordowie i Miecze, powróciłem! - oznajmił.Nikt przy stole nie zareagował.Zawołał jeszcze raz.Ijeszcze raz.Wreszcie Lordowie wysłali jakiegoś dzieciaka.Nawetnie ucznia, zwykłego Tyro, trzy razy młodszego od Edella.Młodzik chichotał.- Czego chcesz? - zapytał.- Mam wieści - odparł Edell, prostując się.- Byłem nanowym kontynencie i wracam w chwale.- A czym właściwie się chwalisz?- Doprowadziłem nas tam.Dowiodłem, że kontynentistnieje.- Stara historia - odparł chłopak, nie przestając sięszczerzyć.- Teraz zamierzamy go podbić.Pomiędzy Lordami, stojącymi plecami do niego, naglezrobiła się wyrwa.Edell zauważył, że mapa jest pokrytadziesiątkami markerów, oznaczających siły Sithów i statki312powietrzne, które je przenoszą.Zmarszczył brwi.- Nie oczekiwałem, że napadniecie ich tak szybko.Tyro nie odpowiedział.- Bardzo dobrze - rzekł Edell, podchodząc bliżej.-Gotów jestem udzielić rad.- Nie ma potrzeby - Tyro włączył miecz świetlny,blokując mu drogę.Prześwit między planującymi zamknął się iEdell nie mógł już widzieć mapy.- Tu jest moje miejsce - zaprotestował.- Potwierdziłem,że kontynent istnieje!- I co z tego? Ktoś i tak by to zrobił.- Wynalazłem statki powietrzne!- Możemy je budować bez ciebie.- Ale ja jestem Arcylordem Plemienia Sithów.- Prawdziwy Sith coś by z tym zrobił - odparł Tyro.- Anie tylko rozglądał się wokoło.Jesteś majsterklepką, niczym więcej.- Dwaj potężnistrażnicy, których do tej pory nie widział, chwycili Edella odtyłu.- Wyrzucić go.To nie jego miejsce.Edell jęknął i otworzył oczy.Była noc.Zaciskając wgarści mokry piasek, zwymiotowałmorską wodą.Zastanawiał się, jak długo był nieprzytomny, skorozdążył śnić? Wydawało się, że bardzo długo - a jednak niemogło to być więcej niż kilka minut.Spoglądając na zachódwzdłuż najeżonego skałami wybrzeża, zobaczył czterech swoichtowarzyszy, również leżących na piasku lub czołgających się zwody.Kilometr dalej na północny wschód na wodzie wciążunosiły się płonące szczątki Candry.On i jego towarzyszespadli dokładnie na północ od stacji sygnalizacyjnej.Balonponiósł resztki gondoli dalej na wschód.Zmrużył oczy izobaczył krążącego nad szczątkami uvaka.Na północnym313nabrzeżu poruszały się światła.Nie wiedzą jeszcze, że tu jesteśmy, pomyślał Edell.Mamy szansę.Wstał chwiejnie.Był posiniaczony i przemoczony, alepoza tym nieuszkodzony.Chwiejnie przeszedł kilka kroków wstronę pozostałych, którzy ocaleli.Była tam Peppin, opiekunkauvaków, Ulbrick i Janns, dwaj wojownicy, i jeden Keshiri,którego imię nie miało znaczenia.Wraz z Edellem było ichpięcioro.Tyle tylko pozostało z trzydziestoosobowej grupy.- Na górę! - rozkazał, wskazując kamieniste zbocze.Nadnim, na zachodnim szczycie, stała smukła biała wieża otoczonawysokim murem.Schronienie czy kolejni wrogowie? Niewiedział, ale ten kompleks był mniejszy niż na północnympółwyspie, a jeśli ktokolwiek strzelał stamtąd pociskami, nierobił tego teraz.- Nie używajcie mieczy świetlnych - poleciłszeptem.Ciemność zawsze była przyjazna Sithom, a terazszczególnie.Wojownicy dotarli na szczyt jako pierwsi.Edell usłyszałgłośny trzask.- Arcylordzie!Wspiął się na górę i zobaczył, że Ulbrick leży na ziemi iuciska krwawiącą obficie ranę na udzie.Kilkanaście metrówdalej, za zwłokami uvaka klęczała keshirska kobieta i strzelałalśniącymi kamykami z dziwacznej broni.Strzały o włos minęłyJannsa, który schronił się za zrujnowaną chatą.Edell usłyszał,jak pociski rozbijają się o nią.To jest szkło, zrozumiał.Jak temałe ostrza shikkar.A sądząc po ranie Ulbricka, jeszczebardziej niebezpieczne.Kobieta spostrzegła Edella i wycelowała w niego.Arcylord odskoczył w samą porę.Ile jeszcze pocisków ma wswojej broni? Nie chciał sprawdzać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]