[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuł jej język wciskającymu się między wargi i poruszający się zwinnie, okrężnym ruchem w jego ustach.JednocześnieGiulia ujęła jego rękę i położyła ją sobie na piersi, żeby pieścił jej lewą sutkę.Sapała przy tymprzez nos i oddychała ciężko, z pomrukiem zwierzęcym, niewinnym, nienasyconym.Marcello nie był zakochany w narzeczonej; ale Giulia podobała mu się i nigdy niepozostawał obojętny na te zbliżenia, tak bardzo namiętne.A jednak nie skłaniał się doodwzajemniania jej uniesień: chciał utrzymać stosunki z narzeczoną w trady- cyjnychgranicach, jak gdyby mu się zdawało, że większa intymność wprowadzi znów do jego życiachaos i anormalność,które od dawna i nieustannie w sobie zwalczał.Tak więc po chwili oderwał rękę od piersiGiulii i łagodnie odepchnął dziewczynę. Ach, jakiś ty zimny powiedziała Giulia odsuwając się i patrząc na niego zuśmiechem naprawdę, czasami mogłabym pomyśleć, że mnie nie kochasz.Marcello odrzekł: Wiesz, że cię kocham.Ona ciągnęła dalej z upojeniem: Jestem taka zadowolona.nigdy nie byłam taka szczęśliwa.A propos, wiesz, żemamusia dziś rano nalegała znowu, żebyśmy zajęli jej sypialnię.ona się przeniesie do tegopokoiku w głębi korytarza.co o tym sądzisz? Mamy się zgodzić? Myślę powiedział Marcello że byłoby jej przykro, gdybyśmy odmówili. Ja też tak uważam.Czy wiesz, że jak byłam dzieckiem, marzyłam o tym, żeby sięchociaż raz przespać w takiej sypialni.Ale teraz sama nie wiem, czy ona mi się jeszcze takpodoba.A tobie się podoba? zapytała zarazem z powątpiewaniem i z lubością, jak osoba,która boi się oceny swojego gustu i chciałaby usłyszeć słowo aprobaty.Marcello odpowiedziałskwapliwie: Bardzo mi się podoba.jest śliczna i zobaczył, że jego słowa ucieszyły Giulię.Uradowana, cmoknęła go głośno w policzek, po czym ciągnęła dalej: Spotkałam dziś rano panią Persico.zaprosiłam ją na przyjęcie.Wiesz, ona wcale niewiedziała, że wychodzę za ihąż! Zasypała mnie pytaniami.Kiedy jej powiedziałam, kto tyjesteś, powiedziała, że zna twoją matkę.kilka lat temu spotkała się z nią nad morzem.Marcello nic nie odpowiedział.Nie lubił mówić o matce, z którą nie mieszkał już od wielulat i którą bardzo rzadko widywał.Na szczęście Giulia nie dostrzegła jego zmieszania i trzepaładalej, zmieniając temat: A co do przyjęcia.zrobiłyśmy już listę gości, chcesz zobaczyć?Wyciągnęła z kieszeni kartkę i podała mu.Marcello spojrzał na kartkę.Była to długa listaosób, ułożona rodzinami: ojciec, matka, syn, córka.Mężczyzni wymienieni byli nie tylko zimienia i nazwiska, lecz podano również ich tytuły zawodowe lekarz, adwokat, inżynier,profesor a nawet honorowe, jeśli je posiadali: commendatore, cavaliere.Obok każdego znich członkowie rodziny; Giulia dla większej pewności wpisała liczbę osób, trzy, pięć, dwie,cztery.Marcello nie znał prawie żadnego z tych nazwisk, a jednak wydawały mu się oniedobrze znajome: wszyscy ci ludzie pochodzili ze środowiska drobnomieszczańskiego,pracowali w urzędach państwowych lub uprawiali wolne zawody; mieli córki na wydaniupodobne do Giulii i wydawali jea młodych absolwentów uniwersytetu i urzędników, podobnych, jak się spodziewał, do niego,zi wszyscy mieszkali na pewno w mieszkaniach takich jak to, z salonami takimi jaik ten, izidentycznymi meblami.Długo przeglądał listę, zatrzymując się przy nazwiskach bardziejcharakterystycznych i rozpowszechnionych, z głębokim zadowoleniem, zaprawionym jednakzwykłą chłodną i niewzruszoną melancholią. Ale kto to jest na przykład Arcan- geli? -1- nie mógł powstrzymać się od zapytania Giuseppe Arcangeli, z żoną Lolą, córkami Silvaną i Beatrice oraz z synem, doktorem Gino? I tak ich nie znasz.Arcangeli był przyjacielem ojca z ministerstwa. Gdzie on mieszka? O dwa kroki stąd, przy ulicy Porpora. A jaki ma salon? No wiesz, że jesteś śmieszny z twoimi pytaniami zawołała wybuchając śmiechem.Jaki ma mieć salon? Taki jak ten i jak setki innych.Dlaczego tak się interesujesz salonemArcangelego? A jego córki są zaręczone? Tak, Beatrice.a dlaczego? A jaki jest ten narzeczony? Uff, jeszcze i narzeczony.No, więc narzeczony ma dziwne nazwisko, Schirinzi, ipracuje w kancelarii u notariusza.Marcello zauważył, że z odpowiedzi Giulii trudno wywnioskować, jacy są ci jej znajomi.Prawdopodobnie nie wiedziała o nich nic więcej, niż zapisała na tej kartce, ot nazwiskaosób szanowanych, niczym się nie wyróżniających, normalnych.Ponownie przebiegłwzrokiem listę i zatrzymał się -na chy- bił-trafił przy innym nazwisku: A kto to jest doktor Cesare Spadoni, z żoną Livią i bratem, mecenasem Tullio? To lekarz pediatra.jego żona jest moją koleżanką szkolną.może ją poznałeś: bardzoładniutka, ciemnowłosa, drobna, blada.On jest przystojny, kulturalny, dystyngowany.jego -brat też jest bardzo przystojny.to blizniaki. A Luigi Pace z żoną Teresą i czworgiem dzieci: Maurycym, Giovannim, Vitto- riem iRicardem? To też przyjaciel ojca.jego synowie są na studiach.Riccardo jest jeszcze w liceum.Marcello zrozumiał, że nie warto dłużej wypytywać o osoby wpisane na listę.Giulia nieumiałaby mu powiedzieć więcej, niż wynikało z samego spisu.I przyszło mu na myśl, żegdyby nawet opisała mu szczegółowo życie i charakter tych ludzi, to siłą rzeczy, przy jej brakulotności i bardzo ograniczonej inteligencji, te informacje nie byłyby wiele warte.Niemniej byłzadowolony, nawet jeśli w tym zadowoleniu nie było radości, iż dzięki swojemu małżeństwuwejdzie do tego tak pospolitego towarzystwa.Miał jednak na końcu języka pewnepytanie i zdecydował się je zadać po chwili wahania:pi Powiedz mi.czy ja jestem podobny do tych wszystkich gości? Co przez to rozumiesz?.Czy z wyglądu? Nie.chciałem wiedzieć, czy według ciebie przypominam ich ze sposobu zachowania, zprezencji, z powierzchowności.słowem, czy jestem do nich podobny. Dla mnie nikt nie może się z tobą równać odpowiedziała z uniesieniem ale tak naoko jesteś tak jak oni: dystyngowany, poważny, kulturalny.słowem, widać, że tak jak onijesteś człowiekiem z dobrego towarzystwa.Ale dlaczego mnie o to pytasz? Ot, tak sobie. Jaki ty jesteś dziwny f powiedziała przyglądając mu się z zaciekawieniem każdychciałby się od reszty ludzi różnić.a tobie jakby zależało na tym, żeby być takim jak wszyscy.Marcello nic nie odpowiedział i oddał jej listę mówiąc prawie szeptem: Tak czy inaczej, nie znam ani jednej z tych osób. A czy ty myślisz, że ja ich wszystkich znam? zawołała wesoło Giulia. Większość znich zna tylko matka.a zresztą przyjęcie szybko mija.godzinka i nie zobaczysz ich więcej. Będzie mi przecież bardzo miło ich zobaczyć rzekł Marcello. Tak sobie tylko powiedziałam.A teraz posłuchaj, jakie będzie menu w hotelu, i po-wiedz, czy ci dogadza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]