[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Blenheim chwycił swoją walizkę i ruszył za chłopcem.Był kilka metrów przed Annette, ale dopędziła go.– Proszę pana! Udawał, że nie słyszy.– Proszę pana! Proszę się zatrzymać!Blenheim odwrócił się i zawahał, cały czas trzymając za ramię chłopca, który również obejrzałsię, przestraszony.– Chcę wyjść z synem – powiedział mężczyzna.– To pański syn? Blenheim przytaknął.Annette spojrzała chłopcu w oczy.– To twój ojciec?W jego oczach widziała strach i wahanie, lecz nim odpowiedział, Blenheim krzyknął:– Oczywiście, że jestem jego ojcem!– Nie pana pytam.Skinęła na chłopca, by podszedł do niej, a Blenheimowi gestem nakazała milczenie, nim zdążyłsię odezwać.Ostatni wychodzący właśnie wchodzili na schody.Annette pochyliła się i szepnęła chłopcu doucha:– Musisz powiedzieć mi prawdę.Czy ten pan to twój ojciec?Chłopak potrząsnął głową.– Nie, proszę pani.– Jest z tobą spokrewniony?– Nie.– Widziałeś go kiedykolwiek przedtem, nim kazał ci udawać, że jesteś jego synem?– Nie.Ale mnie to nie przeszkadza.– A mnie tak.– Odwróciła się w stronę Blenheima.– Niech pan się cofnie.Już!Przeprowadziła nastolatka obok grubasa i patrzyła za nim aż do chwili, gdy zaczął schodzić poschodach.Ken przyglądał się temu zamieszaniu ze swojego miejsca przy drzwiach.– Annette, o co chodzi?Blenheim wciąż stał z szeroko otwartymi oczami w przejściu.– Kto to jest, Annette? – dopytywał się Ken.– To ten cwaniaczek, o którym mówiłam ci w Colorado Springs.Nic mu się nie podobało.Właśnie próbował się wymknąć, udając ojca tego chłopca.Blenheim zwrócił twarz w stronę Kena, a ten przyglądał mu się przez kilka bardzo długichsekund.– Annette – powiedział w końcu – przypnij go do siedzenia, potem włącz głośnik i powiedzwszystkim pasażerom, co chciał zrobić.Podaj jego nazwisko i adres firmy.Uśmiechnęła się, po raz pierwszy od kilku godzin.– Z przyjemnością.POKŁAD N-5-L-L, LOTNISKO TELLURIDE; GODZ.15.52Bill North i jego dwaj piloci w napięciu obserwowali pasażerów wychodzących z boeinga.Kiedy schody zaczęły się podnosić, na zewnątrz było tylko czternaście osób.– Dane, jeśli porozumieliśmy się co do tego, o czym mówiliśmy, daj mi mikrofon – odezwał sięNorth, a kiedy Dane to zrobił, połączył się z boeingiem.– Kat, tu Bill North.Słyszysz mnie?Widzieli Wolf e’a w bocznym oknie po stronie kapitana; najwyraźniej sadowił się w swoimfotelu.– Jestem, Bill.Ken Wolfe też – odpowiedziała Kat.– Jasne.Chciałbym z nim porozmawiać.Dane podniósł wzrok na szefa i znowu skinął głową.Potem spojrzał do tyłu, gdzie zauchylonymi drzwiami Jess pomagał pasażerom wejść na pokład.– Tu Ken Wolfe.Kto mówi?– Bill North, kapitanie.Jestem właścicielem tego gulfstreama i, jak pan może wie,wiceprezesem linii AirBridge.Mam dla pana propozycję.– Co pan tu robi, panie North? – Ton głosu Kena świadczył o całkowitym zaskoczeniu.– Byłem tu przez cały czas.Kiedy dowiedziałem się o porwaniu, chciałem lecieć do ColoradoSprings, ale właśnie wtedy zawitał pan na lotnisku w Salt Lake.– Panie North, niech pan posłucha.– Mów mi Bill.Nastąpiła długa cisza.– Dobra.Słuchaj.Przepraszam za to wszystko, ale nie mam wyboru.– Chcę ci coś zaproponować, Ken.– Nie zależy mi na pieniądzach.– Nie proponuję pieniędzy, tylko zamianę.Zamieńmy się samolotami.Wypuść resztę ludzi,weź Kat i tego drugiego zakładnika.Moi piloci zawiozą was, gdziekolwiek zechcesz.Ja też zostanęjako zakładnik.Na pewno wiesz, że gulfstream może dolecieć niemal wszędzie.– Nie, dziękuję, panie North.– No, kapitanie.Obaj wiemy, że tym boeingiem nie uda ci się stąd wydostać.Temperatura nadpasem wzrasta, gęstość powietrza już jest mała.Jeśli spróbujesz, narazisz życie wszystkich.To sąnasi pasażerowie.Jesteś przecież odpowiedzialnym kapitanem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]