[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niemożemy urządzić naszego domu w tym ko-lorze.Rozumie pan, obracamy się w tymPowiedz mi, jak.237samym towarzystwie.Co by powiedzieli nasiwspólni znajomi? Nie czekając, na odpo-wiedz, mówił dalej. Katherine myślała raczejo delikatnym odcieniu nieba o zachodzie słońca,takim jak ten, który pokazali w ostatnim nume-rze ,,Elity Teksasu .Proszę zaraz wszystkozmienić.Dallas nie dał się porwać nagłej fali gniewu,choć miał wielką chęć powiedzieć Dixonowi,gdzie może sobie wsadzić swoje nowe płytki,swój nowy dom, swoją niezdecydowaną żonęi ostatni numer swojego napuszonego magazy-nu dla snobów.Czy mu się to podobało, czy nie,zobowiązał się do wykonania tej pracy.Toprawda, że Dixon wciąż zmieniał warunkiumowy, ale to nie znaczyło, że Dallas mógłzłamać dane słowo.Miał zamiar doprowadzićtę pracę do końca, nawet gdyby KatherineDixon nagle zażyczyła sobie terakoty w groszki.W jego firmie najważniejsza była satysfakcjaklienta. W katalogu ten kolor ma numer 9067892. Chwileczkę przerwał mu Dallas. Muszęposzukać czegoś do pisania.Sięgnął do kieszeni po długopis i zacząłrozglądać się za jakimś kawałkiem papieru.Jegowzrok padł na zgniecioną kartkę w popielniczce.238 Kimberly RayeSięgnął po nią, rozprostował i znowu poczułzapach perfum Laney.To tylko zauroczenie,pomyślał. Słucham. Odsunął na bok myśli krążącewokół Laney i jej zapachu, ignorując narastającepożądanie.Skupił się na cyfrach, które dyk-tował mu Dixon. Czy tym razem jest pan pewien? Tosamo pytanie zadał ostatnio, kiedy Dixon zmie-nił zdanie. Jak najbardziej.Alyssa Jackson jest zbytzajęta pracą charytatywną, żeby przeglądać,,Elity Teksasu , choć jestem pewien, że prenu-meruje to pismo. Dixon odłożył słuchawkę.Dallas starał się nie ściskać kurczowo telefonu,kiedy wykręcał numer do swojego brygadzisty. Nie kładzcie dalej płytek. Właśnie skończyliśmy. To zacznijcie zrywać.Dixonowie znowuzmienili zdanie.Po drugiej stronie słuchawki rozległo się siar-czyste przekleństwo. Już i tak mamy trzy dni poślizgu przez toróżowe świństwo, którego zażyczyli sobieostatnio. Tym razem ma być niebieski, i pamiętaj, żeklient ma zawsze rację.Powiedz mi, jak.239 Zwykle tak bywa, chyba że klient jestwrzodem na dupie, jak Dixon.Myśli, że jak makasę, to może zmieniać zdanie szybciej, niżMadonna zmienia kolor włosów.Na twoimmiejscu wziąłbym jedną z tych płytek i wsadził-bym mu ją tam, gdzie słońce nie dochodzi. Po prostu zerwijcie te kafelki, i już.Zwinął kartkę i wsadził ją do kieszeni razemz telefonem, w chwili kiedy Eden podeszła dojego stolika. %7łyczę smacznego powiedziała, wręcza-jąc mu dwie duże papierowe torby i przyjmujączapłatę. Mógłbyś wpadać częściej. Mam pełne ręce roboty. Słyszałam, że urządzasz dom Dixonów.Mają szczęście, w przeciwieństwie do ciebie.Claude zachowuje się czasem jak prawdziwydupek. Nawet dość często. Tak, ale to dupek z dużymi pieniędzmi,więc łatwiej go znosić.Dallas chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu-siałby przyznać Eden rację.Pieniądze ułatwiajążycie, nauczył się już tego.Nie był już tymnaiwnym chłopcem, który myślał, że kotylionza dwa dolary wystarczy, żeby zdobyć sercenajpiękniejszej dziewczyny w mieście, mimo że240 Kimberly Rayekiedyś nie różnili się tak bardzo od siebie, gdywiedziała, co znaczy ubóstwo i bezsilność.Udało jej się wyrwać, zostawić tamto środo-wisko za sobą, a Dallas, mimo że wciąż w nimtkwił, czuł się z nią jakoś związany.Tylkodlatego schował kiedyś dumę do kieszeni.Z go-ryczą wspomniał, jak kupił na targu bukiecikfiołków i poszedł zaprosić Laney na bal.Oczy-wiście odmówiła mu, a fiołki wylądowały naśmietniku.Poszła na bal w towarzystwie kapi-tana młodzieżowej drużyny futbolowej, a dosukienki miała przypięty wielki kotylion zezłotymi wstążkami.Tego wieczora postanowił, że wybije ją sobiez głowy.Od tamtej pory, przez całą szkołę średnią,odnosili się do siebie jak wrogowie, aż doostatniej nocy przed promocją.Wtedy wszyst-ko było inne.Ona była inna.I przez jednąsłodką chwilę Dallas był bliski urzeczywist-nienia swojego najskrytszego marzenia przezchwilę myślał, że Laney Merriweather będziejego.Choćby tylko na jedną noc.Rozdział drugiLaney trzymała w ręku czerwony biusto-nosz, który przed chwilą kupiła, i czuła, żeogarnia ją tęsknota.Był ładny, to musiała przyznać.Ale onanie należała do kobiet, które nosiły czerwone,zielone czy jakiekolwiek z tych, które prezen-towała Karen.Nosiła za to nazwisko Merri-weather, a to zobowiązywało.Duma, god-ność oraz szacunek te wartości towarzyszy-ły jej całe życie, a żadna szanująca się Mer-riweather nie mogła dopuścić, by ktokolwiekujrzał ją noszącą coś takiego.Większość ma-tek martwiła się, czy ich córki dbają o czys-tość.Matkę Laney bardziej niepokoiła moż-liwość, że jej córka, choćby martwa, mogłabymieć na sobie niestosowną dla młodej damybieliznę.242 Kimberly RayeLaney zerknęła jeszcze raz na koronki i zawi-nęła je z powrotem w ozdobny papier.Nie dlaniej takie fatałaszki, bez względu na to, copróbował jej wmówić Dallas Jericho.Dallas.Był najprzystojniejszym i najbardziejirytującym chłopakiem w całej szkole.Nie byłodnia, żeby z niej nie zadrwił, żeby z niej nieszydził, doprowadzając ją do wściekłości.Siedziałza nią na lekcjach i ciągał za włosy.Na każdymmeczu można go było zobaczyć w pierwszymrzędzie i wył głośno, kiedy Laney jako jednaz cheerliderek zagrzewała ich drużynę do walki.Gdy odpowiadała przy tablicy, rzucał w niąkulkami z papieru.Zmienił jej życie w mękę, alemimo to wciąż go pragnęła, zarówno wtedy, jaki teraz.Jednak nie miała zamiaru poddać się temu.A jeśli chodzi o jej erotyczne fantazje.Cóż,to tylko fantazje, nie mające związku z rzeczy-wistością.Każdemu wolno marzyć.Byłby z nie-go wspaniały Tarzan lub wysoki, ciemnowłosy,nieokrzesany kowboj.Jednego była pewna nie będzie więcejwspominać tamtej nocy, kiedy porzuciła skru-puły i po raz pierwszy poczuła, jak to jest, kiedyDallas Jericho dotyka, pieści i całuje.Potrząsnęła głową.Nie, nie będzie więcejwspominać.Powiedz mi, jak.243 Tak, zgadza się. Dallas powtórzył numerkatalogowy zamawianych płytek. Chciałbym,aby dostarczyli mi je państwo najszybciej jak tomożliwe. Oczywiście, ale to kosztuje dodatkowo od-parł mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. Nieważne, tylko mi je dostarczcie.Nawczoraj.Podał adres i odłożył słuchawkę.Opadł naoparcie fotela i przetarł oczy.Było już pózno, alenie miał po co wracać do domu.Puste łóżko niepociągało go zbytnio, zwłaszcza teraz, kiedy podziesięciu latach znów spotkał Laney Merri-weather.Jego ciało reagowało na nią tak samogwałtownie jak dawniej.I jak dawniej byłapoza jego zasięgiem.Odsunął od siebie przygnębiające myśli.Mo-że nie pasowali do siebie zbytnio, ale nie zna-czyło to, że Laney była od niego pod jakimkol-wiek względem lepsza.Nie był tym samymubogim chłopakiem, który mieszkał w zruj-nowanym domu bez kanalizacji.Rozejrzał siępo biurze i poczuł dumę.To był jego dom,położony na kilkunastoakrowym ranczu naperyferiach miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]