[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG137 Złodziejski król, mocarz taki, a psami go szczują szepnął Witek. Pieskie nasienie, pogany zatracone! mruknęła stara i przysu-nąwszy się rozpowiadała, jak to Cygany dzieci kradną po wsiach. I żeby czarne były, to je kąpią we wywarze z olszyny, że i rodzo-na matka potem nie rozpozna, zaś cegłą ścierają jaże do kości te miej-sca, kaj przy chrzcie Oleje święte kładli na nie, i prosto w diablętaprzemieniają. A pono takie czary i zamawiania potrafią, jaże strach mówić! pisnęła któraś. Prawda, niechby cię ochuchała, a już by ci wąsy wyrosły na ło-kieć. Prześmiewacie!.Opowiadają, że chłopu ze słupskiej parafii, coich pono wyszczuł psami, to Cyganicha jeno mignęła jakimś lusterkiemprzed ślepiami, a zaraz całkiem zaniewidział. I podobno ludzi, w co chcą, przemieniają, nawet we zwierzaki. Kto się spije, ten się sam najlepiej we świnię przemienia. Hale, a ten gospodarz z Modlicy, co to łoni na odpuście beł, niełaził to na czworakach, nie szczekał?. Zły go opętał, przeciek dobrodziej wypędzali z niego diabła. Jezu, że to są na świecie takie sprawy, jaże skóra cierpnie!. Bo złe wszędy się czai, jak ten wilk kiele owiec.Trwoga wionęła przez serca, że skupiły się barzej, a Witek rozdy-gotany strachem cicho szepnął: A u nas też cosik straszy. Nie pleć bele czego! powstała na niego Jagustynka. Zmiałbym to, kiej chodzi cosik po stajni, obroków przysypuje,konie rżą.i za bróg chodzi, bo widziałem, jak Aapa tam leciał, war-czał, kręcił ogonem i łasił się, a nikogój nie było.To pewnikiem Ku-bowa dusza przychodzi. dodał ciszej oglądając się na wszystkie stro-ny. Kubowa dusza! szepnęła Józka żegnając się raz po raz.Zatrzęsły się wszystkie, mróz przeszedł kości, a kiej drzwi jakieśskrzypnęły, zerwały się z krzykiem.To Hanka stanęła w progu. Pietrek, a kaj te Cygany stoją? Mówili w kościele, że siedzą w lesie za Borynowym krzyżem. Trza stróżować w nocy, bych czego nie wyprowadzili. W bliskości pono nie kradną. Jak się im uda, dwa roki temu też tam stali, a Sosze maciorkęwzięli.Nie trza się na to spuszczać! ostrzegła Hanka i kiej sięNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG138dziewczyny rozeszły, pilnowała chłopaków, by za sobą dobrze poza-mykali oborę i stajnię, zaś powracając zajrzała na ojcową stronę, czyjuż jest Jagusia. Skocz no, Józka, po Jagnę, niech przychodzi do chałupy, nieostawię dzisiaj drzwi na całą noc wywartych.Ale Józka rychło oznajmiła, że u Dominikowej ciemno i na wsi jużprawie wszędzie śpią. Nie puszczę latawca, niech se do rana posiedzi na dworze wy-grażała zasuwając drzwi.Musiało też być już bardzo pózno, kiej posłyszawszy targaniedrzwiami zwlekła się otwierać i aż się cofnęła, tak od Jagny buchnęłogorzałką.Niezgorzej musiała być napita, gdyż długo macała za klamkąi słychać było z izby potykanie się o sprzęty i to, że jak stała, buchnęłasię na łóżko. Cie! %7łe i na odpuście galanciej by się nie uraczyła, no, no!.Ale już ta noc nie miała przejść spokojnie, gdyż na samym świtaniuzatrząsł się na wsi taki wrzask i lament, że kto jeszcze spał, w koszuliśpiesznie wybiegał na drogę myśląc, iż się kaj pali.To Balcerkowa z córkami darła się wniebogłosy, że jej konia wy-prowadzili złodzieje.W mig cała wieś się zleciała przed chałupę, a one rozmamłaneopowiadały nieprzytomnie pośród płaczów i lamentów, jako Marysiaposzła o świcie przysypać obroku, a tu drzwi wywarte, stajnia pusta ikonia przy żłobie nie ma. Ratuj, Jezu miłościwy! ratujcie, ludzie, ratujcie! ryczała staradrąc się za łeb i tłukąc się o płoty kiej ten ptak spętany.Przyleciał sołtys, po wójta też posłali, ale go w domu nie było, zja-wił się dopiero w parę pacierzy, jeno że się ledwie na nogach utrzymał:napity był, rozespany i zgoła nieprzytomny, bo jął cosik mamrotać iludzi rozganiał, aż go sołtys musiał usunąć z oczu.Ale i tak mało kto zważał na niego w tym ciężkim strapieniu, co jakkamienie przywaliło wszystkie dusze; słuchali wciąż opowiadań drep-cząc ze stajni na drogę i z nawrotem, nie wiedząc, co począć, bezradni ido cna wystraszeni, aż któraś rzuciła w głos: To cygańska robota! Prawda, w lesie stoją! penetrowały wczoraj! Nie kto drugi ukradł, nie! zerwały się burzliwe głosy. Lecieć do nich i odebrać, a sprać złodziejów! wrzasnęła Gulba-sowa.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG139 Na śmierć zakatrupić za taką krzywdę!Wrzask buchnął ogromny ku wschodzącemu właśnie słońcu, kołkizaczęły rwać z płotów, trząchać pięściami, kręcić się w kółko, to gdzie-sik już naprzód wybiegać z krzykiem, kiej nowa sprawa się wydała.Sołtyska z płaczem przybiegła, że i im wóz ukradli z podwórza.Osłupieli, jak kieby piorun trzasnął gdziesik z bliskości, że długiczas jeno wzdychali rozwodząc ręce i spoglądając na sie ze zgrozą. Konia z wozem ukradły, no, tego jeszcze we wsi nie bywało. Jakaś kara spada na Lipce. I co tydzień gorzej! Przódzi bez całe roki tylachna się nie zdarzało, co teraz przezmiesiąc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]