[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gra wpierwszej lidze wymagała całkowitego poświęcenia, a ten cyrk nakółkach miał się niedługo zacząć.Wkrótce powinien wyruszyć doWirginii, by wziąć udział w corocznym programie dla nowych graczy,który nazywano Szkołą Sław.Nie miał wielkiej ochoty rozmawiać o tym z AJ, któremu dopieroco odebrano matkę.I chociaż Bobby wiedział doskonale, że żaden zniego ojciec, to przecież dzieciak miał w tej chwili tylko jego.Na pewnonie przyjmie z entuzjazmem wieści, że Bobby również musi gozostawić.Szukał sposobu, jak wyjaśnić tę sytuację, lecz wszystkiepotencjalne rozwiązania nie wydawały mu się dobre.Uznał więc, że bezkręcenia, bez żadnych oratorskich sztuczek po prostu wyjawi całąprawdę.Zdecydował, że zrobi to dziś wieczorem.Po kolacji opowiesynowi o kontrakcie z Jankesami i o tym, że musi wyjechać na obóz dlanowych graczy.Był pewien, że AJ przyjmie to tak, jakby jego ojciec popełniałnajgorszy grzech. I co teraz? spytał AJ opryskliwie, zapinając pas.Czuł sięjeszcze bardziej przerażony.Zdawał sobie sprawę, że chodząc do szkoływ Avalonie, jeszcze bardziej oddali się od mamy. Może byśmy się trochę zabawili? Pojedziemy do saligimnastycznej, dobra? To ma być zabawa? Możemy też wrócić do szkoły i jeszcze trochę wkurzyć paniąJensen.AJ doskonale rozumiał, że Bobby próbuje złagodzić jego tęsknotęza mamą.To nawet działało.No, troszeczkę. Wiem, o co ci chodzi powiedział. To świetnie odparł wesoło Bobby. Prawdę mówiąc, bywa, żesam nie mam pojęcia. Wiem, dlaczego tak bardzo się starasz, żeby mi się tu spodobało. O kurczę.I to działa? Może trochę.Czasami. Nic nie pomoże na tęsknotę za mamą, to jednak nie znaczy, żemusisz cały czas cierpieć.Jej to nie przyniesie ulgi, no i bardzo nie chce,żebyś był nieszczęśliwy.Zgadzasz się z tym?Wzruszył ramionami i spojrzał przez okno.To dziwne, ale zacząłsię przyzwyczajać do tego małego miasteczka.Pewnie dlatego, żenaprawdę było bardzo małe: jedna główna ulica, rynek, park miejski nadbrzegiem jeziora, dworzec kolejowy, i to właściwie wszystko.W samymAvalonie mieszkało niewielu ludzi, natomiast wokół miasteczka wpewnym rozproszeniu było sporo rodzinnych domów i wspaniałychrezydencji.Bobby wjechał na parking przed dużym jak stodoła budynkiem,gdzie mieścił się kompleks sportowy.Zajęcia w szkole już sięskończyły, więc było tu pełno dzieci.Patrząc na nie, AJ zatęsknił zaswoimi kolegami.Nigdy nie chodzili do sali gimnastycznej, nie robilinic w tym stylu.Przypomniał sobie ulotki, które rozdawano w szkole: Zapisz się do drużyny piłki nożnej młodzików! , Mała Liga startuje wprzyszłym tygodniu! , Drużyna pływacka wkrótce zaczyna zajęcia!.Nie miał szans skorzystać z żadnej z tych propozycji.Reakcja mamyzawsze była taka sama: To zbyt wiele kosztuje, synku.W drugiej klasie nauczył się wyrzucać ulotki do kosza. No to jesteśmy oznajmił Bobby. Sala gimnastyczna ArthuraReya i centrum sportów wodnych.Sophie pożyczyła mi dla ciebie szortyMaksa. Nie będę pływał oświadczył AJ, otaczając się ramionami. Z początku rzeczywiście nie będziesz powiedział Bobby.Najpierw zagramy jeden na jednego. Zapomnij. Dobra.Możesz posiedzieć na ławce, gdy ja będę ćwiczył. Dlaczego koniecznie chcesz ze mnie zrobić kogoś, kim niejestem? Chłopiec patrzył na niego wilkiem. Chcesz, żebym tak jak tybył sportowcem.A ja jestem inny.Nie jestem superfacetem, nie jestemwysportowany. Coś ci powiem odezwał się Bobby. Jedyne, co w tobie niejest super, to twoje podejście.Dobrze wiesz, że mam rację. Wysiadł zsamochodu, wyciągnął z bagażnika torbę, po czym pochylił się i dodał: Możesz iść ze mną albo tu zamarznąć.Twój wybór.AJ wysiadł i zatrzasnął drzwi.W szatni zmienili ubrania.AJ włożył wielki szary T-shirt i długieszorty, które były na niego za duże.Czuł się jak kompletny kretyn, alenikt na niego nie zwracał uwagi.Na boisku do koszykówki było pełnoludzi.Z sali dochodziły odgłosy uderzeń piłki i skrzypienia butów nalśniącej drewnianej podłodze.Bobby chwycił piłkę, bez wysiłkukozłował nią wokół siebie, po czym podał do AJ.Chłopiec uniósłdłonie, żeby się osłonić, i zatrzymał piłkę. Jestem w tym kiepski powiedział. Potrzeba trochę ćwiczeń i tyle. Bobby wziął drugą piłkę izademonstrował metody kozłowania. Wolno i spokojnie.Potraktuj ją,jakby to była gorąca bułeczka dopiero wyjęta z pieca.Prawie nie musiszjej dotykać.Rada okazała się skuteczna.wiczyli kozłowanie i podania.Bobbynie przenosił zabawy pod kosz, co ucieszyło AJ, bo wiedział, że i tak byspudłował. Przestań tyle myśleć powiedział Bobby. Skąd wiesz, że myślę? Grasz wolniej i się usztywniasz. To co mam zrobić?W jego stronę poleciała mocna piłka.Chwycił ją w powietrzu iodbiwszy o ziemię, przekazał ojcu. Właśnie tak pochwalił z uśmiechem Bobby. Musisz działaćodruchowo.Daj mózgowi odpocząć.AJ nie rozumiał, dlaczego to działa, ale działało.Wkrótcekozłował i pozorował atak jak prawdziwy koszykarz.Dziwne.Nikt dotej pory nie zawracał sobie głowy tym, żeby mu pokazać, jak grać wpiłkę.Ojczym zawsze był zajęty, a mama w ogóle nie znała się nasporcie.Natomiast Bobby zaczął nawet ćwiczyć z nim rzuty.Co prawdawięcej razy nie trafił, ale kilka udało mu się wsadzić do kosza. Szybko się uczysz pochwalił Bobby.AJ rzucił okiem na zegar.Ku jego zdumieniu upłynęła całagodzina.Tak jak Bobby był zlany potem.Przyglądało się im dwóch chłopców, którzy jakiś czas temu weszlido sali.AJ bał się, że zaraz zaczną się z niego naśmiewać, lecz gdyBobby do nich pomachał, podeszli bliżej i jeden z nich zawołał: Cześć! Może zagramy? Grajcie powiedział Bobby, widząc pytające spojrzenie AJ. Japójdę po wodę.Gra z chłopakami poszła mu całkiem dobrze.Co prawda niewygrał, ale nie dał się też łatwo pokonać.Po kilku minutach chłopcybyli tak samo zgrzani i spoceni jak on.Nazywali się Shane i Lehigh.Chodzili do gimnazjum i wiedzieli, kim jest Bobby Crutcher. Chodzmy na basen zaproponował Shane. Nie mam spodenek odparł AJ. Zostań w tych odezwał się Bobby, który siedział z boku,popijając wodę z plastikowej butelki. Ręcznika też nie mam. Możesz wziąć z mojej torby.AJ zacisnął zęby, ale ruszył za nowymi kolegami w stronę basenu.Położył buty i skarpety pod ławką, jedną ręką ściągnął koszulkę,jak błyskawica pomknął przez prysznic, po czym wskoczył do wody nagłębszym końcu basenu.Nie był najlepszym pływakiem, ale nie bał sięwody.Każde dziecko w Houston musi umieć pływać, bo inaczejryzykuje, że utopi się w osiedlowym basenie.Wkrótce dołączył do nich Bobby, który wskoczył do wody ztrampoliny i popłynął, wykonując długie, miękkie ruchy, jakby nigdynie opuszczał Teksasu. Twój tata jest odjazdowy odezwał się Lehigh, młócąc wodę tużobok AJ. Chyba tak. Chyba? Co ty gadasz? To przecież odlot mieć ojca, który gra wJankesach.On cię bije czy co? Tylko w kosza szybko odparł AJ. Jest w porządku.Tylko.Nie znamy się za dobrze.Nigdy wcześniej nie spędzałem z nim czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]