[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej głos brzmiał cicho Wstał, poczłapał do łazienki, przepłukał usta i spryskał twarz zimną wodą.Piłniczym pomruk leśnego drapieżnika.ostatnio tyle, że przestały skutkować lekarstwa, które zazwyczaj pomagały mu na kaca.- Spójrz na górną krawędz wewnętrznej framugi drzwi - polecił Nedijanin.Spojrzał na odbicie swojej twarzy w lustrze.Zapadła krótka cisza.Kaird miał na tyle wrażliwe uszy, że usłyszał, jak jego Co za żałosny widok, pomyślał.Westchnął.Nie da się ukryć, że żałosny.rozmówczyni podchodzi cicho do drzwi, chwilę przy nich stoi i wraca na poprzednie A poza tym, co za żałosna wymówka dla mężczyzny, dodał w myśli.Naprawdęmiejsce.Zobaczył przez kratkę nikły blask i domyślił się, że Thula włączyła sześcian zamierzasz pozwolić jej odejść? Tak po prostu, bez walki?kredytowy, aby sprowadzić wysokość wyświetlanej sumy.Nie odrywając spojrzenia od odbicia swojej twarzy w lustrze, zmarszczył brwi.- Bardzo hojnie - pochwaliła.- A niby co mam zrobić? - zapytał na głos.- Nie chce ze mną rozmawiać, a ja nie- A gdzie mój neseser? - zainteresował się Kaird.mam pojęcia, dlaczego.- Do tej pory powinien się znalezć w twojej kabinie obok reszty bagażu - odparła No i co z tego? - ciągnął w myśli.Nie jesteś idiotą.Dowiedz się, dlaczego! NieFalleenka.- Robienie interesów z tobą to prawdziwa przyjemność, przyjacielu.zapobiegłeś śmierci Zana, ale czy zamierzasz pozwolić, żeby Tolk odeszła od ciebie- Wymyśliliście sposób, żeby stąd odlecieć? bez podania powodu?Michael Reaves, Steve Perry Medstar II Uzdrowicielka Jedi175 176Odwrócił się plecami do lustra, podszedł do pryczy i zaczął się wpatrywać wzmiętą pościel.To było pytanie, zasadnicze pytanie, prawda? Najważniejsze i jedyne:dlaczego.Dlaczego Tolk, ukochana kobieta, która wyznała mu miłość, zamierzała goROZ DZ I AArzucić i przenieść się do innej jednostki? Twierdziła wprawdzie, że to przez eksplozjęna pokładzie fregaty MedStara, gdzie zginęło kilkadziesiąt osób.ale ten pretekst niemiał przecież najmniejszego sensu.Widywała gorsze przypadki, o wiele gorsze, i to zbliska.Nie, tu musiało chodzić o coś innego.Zachowywała się, jakby otrzymałapolecenie od jakiegoś prymitywnego planetarnego bóstwa.Nagłe uświadomienie sobie prawdy uderzyło go z taką siłą, że musiał usiąść.Czuł32się, jakby ktoś walnął go z całej siły w splot słoneczny i wyparł powietrze z jego płuc.Domyślił się! Wiedział!Starszy krewniak Erel! To on musiał odbyć rozmową z Tolk.To on jejopowiedział, jak się czuje ktoś, kto musiał na zawsze zrezygnować z odwiedzaniaKaird albo Mont Shomu, jak nazywał siebie w przebraniu nadającym mu wyglądojczyzny i utrzymywania kontaktów z krewnymi.To on zatruł jej myśli! Tak, to miałootyłego mężczyzny, patrzył z uśmiechem, jak pilot i twi lekańska kucharka popijająsporo sensu.Pielęgniarka musiała się spodziewać, że przełożony zechce z niąmiejscowe wino z butelki, którą przyniósł do kabiny.Miało niezły smak, a wytłoczonoporozmawiać.Jos od początku bał się tej rozmowy, ale był tak przepracowany ije z miąższu kulistych purpurowych owoców wielkości zaciśniętej ludzkiej pięści.zmęczony, że jakoś mu to umknęło.Nie do wiary, że nie wpadł wcześniej na takąOwoce rosły na podobnych do wielkich grzybów drzewach na Wyżynie Jasserak,możliwość, ale tak było.Tolk mówiła mu o eksplozji, śmierci i przerażeniu, a on tak sięnazywały się avedamy i kiedy dojrzewały, miały chrupiący miąższ i cierpko-słodkiskoncentrował na analizie jej wymówek, że nawet nie pomyślał o możliwości innegosmak, który wyczuwało się w winie.wyjaśnienia.Obecność myokainy w butelce nie wpływała na aromat wina; roztwórKuzyn Erel, pomyślał.wywołującego zwiotczenie mięśni leku nie miał barwy, woni ani smaku.PragnącPoczuł, że wściekłość zalewa go niczym gorąca fala.Poszedł do łazienki,rozwiać możliwe podejrzenia, Kaird także napił się troszkę.Nie zapomniał przedtemprzycisnął guzik sonicznego natrysku i wszedł do kabiny.Od razu poczuł, że brud, sen iwsypać do swojej szklaneczki szczypty środka neutralizującego działanie leku, dziękiwciąż jeszcze sącząca się z porów kwaśna woń alkoholu spływają brudnymi falami poczemu mógł być pewien, że nie odczuje skutków jego wpływu.jego ciele i znikają w odpływie.Spojrzał na chronometr i stwierdził, że następny- Może byśmy w końcu zaczęli, dobrze? - zaproponowała Twi lekanka.W jejtransportowiec wystartuje dopiero około południa.Miał dość czasu, żeby spokojnie sięgłosie brzmiało wyraznie słyszalne podniecenie.ubrać, a potem.Na wszystko, co sprawiedliwe, zamierzał użyć wszelkich wpływów,Kaird uśmiechnął się, a usta maski otyłego mężczyzny posłusznie rozciągnęłypowołać się na przysługi, a nawet wyhodować sobie skrzydła i odlecieć, jeżeli właśniesiew uśmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]