[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliśmy tylko my.Od trzynastu lat.- I co?- I doszliśmy do końca, do naszego końca.Czy to, co mówię, ma sens?Sheppard znów przypomniał sobie Marylin.Była jesień.Marylin miała na sobie stary szkolny sweter.Oparta o szybę, stała tyłem do jeziora, z papierosem w ręku.Powiedział coś do niej, bujając się przy tym na fotelu, a wtedy jej twarz pociemniała i rzuciła w niego popielniczką, która rozbiła się o oparcie.Kawałki szkła poraniły mu twarz.Zanim zdołał podnieść wzrok znad zakrwawionych palców, wyszła z domu.Usłyszał, jak startuje silnik jej samochodu i piszczą opony, nie podniósł się jednak z krzesła, tylko siedział, wpatrując się w pluskające fale jeziora i czując, jak zasycha mu krew na twarzy.- Niech pan mówi dalej.- Musieliśmy zrobić coś nowego.Coś radykalnie innego.- Tak? A z jakiego powodu?- Żeby nas ratować.-Przedczym?- Przed nami samymi - stwierdził Pepin.- To Alice zaproponowała, że-byśmy wyjechali.- Czyli to był jej pomysł?-Tak.- Kiedy na niego wpadła?- W zeszłym roku.- Dlaczego więc nie wyjechaliście wtedy?- Wtedy nie uważałem, że trzeba nas ratować.Chyba dlatego.- To znaczy, że dzisiaj pan tak uważał?- Tak.- Dlaczego? - Sheppard widział, że Pepin się rozpręża.Coś się zmieniło.Kołysał się teraz pewnie na krześle, jakby unoszony delikatnym prądem prawdy.Dotychczas Sheppard był przekonany, że to on jest podczas prze-TLRsłuchania górą.Teraz stracił przewagę.- Bo zrozumiałem, że ona ma rację.- Dlaczego zmienił pan zdanie?- Nie muszę panu tego mówić - stwierdził Pepin.- Możliwe, że będzie pan chciał, kiedy oskarżymy pana o morderstwo.- Możliwe - odparł.- Ale chyba poczekam, aż to zrobicie.Sheppard się wyprostował, oparł łokcie o poręcze fotela i splótłdłonie na brzuchu.- Co pan zrobił, kiedy kupił pan bilety?- Pojechałem do szkoły Alice, żeby się z nią zobaczyć.- O której pan tam dotarł?- Mniej więcej za kwadrans dziewiąta.- Ktoś pana widział? Czyjej współpracownicy mogą to potwierdzić?- Oczywiście.- Co pan zrobił?- Znalazłem ją w klasie i powiedziałem o wyjeździe.I że musimy wyruszyć natychmiast.- Jak zareagowała?- Powiedziała: nie.- Podała jakiś powód?- Nie wierzyła, że naprawdę chcę wyjechać.Powiedziała, że robię to z litości.Może wcześniej przegapiłem okazję.- Co się stało dalej?- Kłóciliśmy się.- Był pan na nią wściekły.- Nie.Zdesperowany.- Dlaczego?- Bo byliśmy zagrożeni.- Czym?- Końcem.Mieliśmy za sobą.zły okres.Alice wpadła w silną depresję.I była na diecie odchudzającej.To wpływało na jej zachowanie.-Jak?- Była porywcza.Ciągle rozdrażniona.Miała urojenia.Nie sposób było z TLRnią wytrzymać.- Rozmawialiście o separacji? Albo o rozwodzie? Pepin pokręcił głową.- Ale zaczynałem już odchodzić od zmysłów.- W końcu nie zdołał pan jej przekonać, żebyście wyjechali?- Nie.- Co więc pan zrobił?- Miała jechać ze swoją klasą do Muzeum Historii Naturalnej.Czekałem w swoim samochodzie, aż ruszą.- I co?Pepin wziął głęboki oddech.Jego historia wydawała się niewiarygodna.Ktoś niedoświadczony mógłby ją uznać za kompletnie zmyśloną, taka była dziwna i podejrzana, Pepin mógłby jednak powiedzieć wszystko, choćby to, że miał umówione spotkanie na Plutonie, a Sheppard i tak by mu uwierzył, ponieważ całym sobą czuł, że ten mężczyzna mówi prawdę.- Pojechałem za nią.- Po co?- Bo nie chciałem tracić jej z oczu.,-Wiedział pan przecież, dokąd jedzie.- Wiem, to dziwne.Ale wtedy byłem pewien, że tak właśnie powinienem postąpić.Jechał pan za nią aż do muzeum?- Niezupełnie - Pepin zaczął nerwowo potrząsać nogą.Miałem stłuczkę.-Gdzie?- Na West Side Highway.Sheppard po raz drugi poczuł dreszcz.- Proszę mówić dalej.Lewą ręką Pepin wskazał kierunek.- Jechałem środkowym pasem, przede mną autobus.Chciałem zjechać na lewy pas, kiedy nagle ktoś się pojawił w moim martwym punkcie.-Wzruszył ramionami.- I stuknąłem go.- Gdzie dokładnie to się stało?- Zaraz za Dziewięćdziesiątą Szóstą.TLR- Uczestniczyły w tej kolizji jakieś inne pojazdy?- Nie, bezpośrednio nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]