[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już kazałem George'owi przygo-tować pokoje.Jutro rano mój szofer zawiezie was na lotnisko.Czekam na wieści z Wodnego Labiryntu.- Proszę się nie martwić, panie Kalamtiano.Jeśli tylko nie dopad-ną nas zabójcy od ośmiokątów, już wkrótce się odezwiemy.HongkongRitz Carlton miał wszystko, czego wymaga się odhotelu wysokiej klasy: doskonałą lokalizację, świetne spa i wspa-niałą obsługę.Po zimnym prysznicu, długim masażu i śniadaniuzłożonym z żytniego chleba, mocnej kawy i świeżo wyciskanegosoku z pomarańczy Archanioł wyjął z szafy szary prążkowanygarnitur z lekkiej wełny uszyty na miarę przez znajomego krawcaz Savile Row, a także czarne sznurowane buty marki John Lobb,niebieską oksfordzką koszulę z bawełny i krawat Marinelli, błę-kitny w białe grochy.Starannie się uczesał i ubrał.Musiał jeszcze przygotować broń.Oparł o łóżko półautomatyczny rosyjski karabin SVD Dragunowna naboje kaliber 7,62 x54R.Jego ciężar nie przekraczał czterechi pół kilograma i miał trochę ponad metr długości, toteż łatwo gobyło schować do pokrowca na kije golfowe.Archanioł od kilku dni szukał najlepszego miejsca do prze-prowadzenia akcji.Właśnie ze względu na owo specyficzne miej-sce musiał użyć szczególnych pocisków, zdecydował się więcna penetrator HS 9,6g, wzmacniany stalą oraz stopem wolfra-mu i ołowiu.Tego rodzaju amunicji używano jedynie w krajachUkładu Warszawskiego - stąd pomysł, by posłużyć się zawszeskutecznym dragunowem.Po złożeniu karabinu Archanioł zamontował jeszcze na lufiewojskową lunetę Schmidt & Bender 3-12x58 ze swoim ulu-bionym krzyżem MIL-DOT pozwalającym bardzo precyzyjnienanosić poprawki na odległość i znios.Zakończywszy przygoto-wania, załadował broń, nałożył na lufę okrągłą drewnianąnasadkę i schował karabin do pokrowca, kolbą do dołu, razem zkilkoma kijami do golfa.Zanim wyszedł z pokoju, ustawił pokrowiec przy szafie,by sprawdzić, czy dragunow został dobrze zamaskowany.Nawetz niewielkiej odległości wyglądał jak niewinny ekwipunek golfia-rza.Sam Archanioł z kolei do złudzenia przypominał zmęczo-nego trudnym tygodniem menedżera żądnego relaksu na polugolfowym.Dzień był szary i pochmurny.Jeśli zacznie padać, będę musiałzmienić strategię, pomyślał zabójca, spoglądając na niebo.Od Spring Garden Lane dzieliły hotel ponad dwa kilometry.Torba z karabinem w środku ważyła prawie dwadzieścia kilogra-mów, należało więc iść spacerkiem, żeby się nie spocić, co mogło-by wzbudzić podejrzenia ochroniarzy w Hopewell Building.Pozytywne było to, że w Hongkongu, gdzie co drugi mieszka-niec uprawiał golf, elegancko ubrany mężczyzna z pełną kijówgolfowych torbą na plecach wyglądał najnaturalniej w świecie.Czterdzieści minut pózniej Archanioł ujrzał przed sobą dwagórujące na okolicą wieżowce: pięćdziesięcioczteropiętrowy WuTower oraz sześćdziesięciopiętrowy Hopewell Building.W obumieściły się klimatyzowane biura wielkich korporacji.Tuż przed dwunastą przed wejściem do Hopewell Buildingpojawiła się grupa biznesmenów.Archanioł wmieszał się międzynich i już po chwili prowadził z jednym ożywioną konwersacjęna temat golfa.Ta szczęśliwa okoliczność pomogła mu bez przeszkód minąćochroniarzy.- Na które piętro pan jedzie? - spytał Archanioła zapalonymiłośnik golfa:- Na pięćdziesiąte czwarte.- Do Sheffield & Bros?- Tak, mam tam spotkanie.- Jeśli trafi się panu okazja, proszę pozdrowić Johna Catwella,szefa działu inwestycji.- Oczywiście - odrzekł Archanioł, który nie miał zielonegopojęcia o firmach zajmujących kolejne piętra wieżowca.Mechaniczny głos płynący z niewielkiego głośnika obwieścił,że winda dotarła na miejsce.Wyszedłszy, Archanioł skierowałsię ku schodom awaryjnym.Miał jeszcze sześć pięter do poko-nania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]