[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wizyty u lekarzy powtarzały się co tydzień, robili profesorowie wszystko, żeby kostuchę odgonić,polecili zagraniczne zastrzyki, po całym mieście szukał Mietek tych zastrzyków, wreszcie u takich,co paczki z Ameryki dostają, udało mu się je zdobyć, dziesięć zastrzyków, dziesięć tysięcy tokosztowało.Czasem profesorowie we dwóch, trzech się zbierali, konsylium to się nazywało, cośgadali po łacinie, spierali się, nowe leki wymyślali, ale chłopakowi już nic nie pomagało, gasł woczach, jeszcze niedawno osiemdziesiąt kilogramów ważył, ciężary podnosił, sprężyny rozciągał,teraz cień tego dawnego chłopaka.Tylko oczy mu zostały mówiła Gościukowa, te jego oczy w ciemności błyszczały jak latarki, iMietek, niekiedy spoglądając przez uchylone drzwi pokoju, cofał się ze strachem i szybk o zamykałdrzwi.Tuż przy drzwiach rząd kresek na ścianie, swój wzrost w ten sposób jedynak oznaczał, przykażdej kresce zapisywał, najwyższa kreska i napisane przy niej 181 cm, pokiwał Mietek głową.Gościukowa też spojrzała na ścianę przy drzwiach i wybuchła przejmującym płaczem.Nastała ostra zima.Mietek kupił na Bagnie piecyk, wstawił rurę, koks się podrzucało całą dobę, ichociaż ciepło miał jedynak, w sklepie tylko Mietek handlował, Gościukowa cały czas przy chorymbyła.Mietek w sklepie trzymał się jak z rozpędu, może sera, masełko mamy świeże, kogutka, proszębardzo.Niekiedy nachodziła go myśl beznadziejna, że nic tu się nie pomoże, daremna największaforsa, daremny każdy wysiłek, ale na twarzy zawsze miał ten uśmiech kupiecki, grzeczny i pogodny.Bywały też chwile nadziei, może ta choroba, ta sarkoma, ustąpi, może wyliże się jedynak, i znówmasełka, proszę, ser, proszę, polecam jajeczka.Raz tak jakby lepiej chłopakowi było, i zjadł coś, i rozmawiał, i skrypty chciał przeglądać.Nieposzedł wtedy Mietek do sklepu, razem ze Zdziśkiem znieśli jedynaka z piątego piętra, wsadzili dotaksówki.Niech go obejrzy inny profesor, uznał Mietek, może tamci się mylą, może przechodzi towszystko.Szoferak spojrzał na chłopaka, westchnął współczująco. Gdzie mam jechać? pyta. Na ulicęEtiudy Rewolucyjnej mówi Mietek. Gdzie taka ulica może być? zastanawia się szoferak. Tyleteraz nowych ulic.Miał długie, siwe włosy w polkę ułożone, beret jak talerz, i bez przerwy pykałfajeczką Jedz pan na Mokotów mówi Zdzisiek.Pojechali.Etiudy powtarza szoferak, ale nie takzwyczajnie mówił, tylko przeciągał to słowo, wychodziło Etiudiii. Jak pan gadasz zdziwił sięZdzisiek. Prawidłowo odpowiada szoferak bo to francuskie słowo i należy akcentować.Szukalitej ulicy, na pola wyjechali, szoferak coraz zatrzymywał taksówkę, przechodniów pytał i ciągle takśmiesznie wymawiał: Etiudiii.Zmiali się ludzie z tej wymowy. Rewolucyjnej dopowiadał Mietek,ale szoferak tylko machał lekceważąco ręką.Długo błądzili, spierali, się o nazwę tej ulicy, nawetjedynak się wtrącił: tu o Szopena przecież chodzi, ale szofer, uparty jak kozioł, pyka z fajeczki iciągle te swoje: Etiudiii. Ja ciebie, baranie& zdenerwował się Mietek. Panie, ja w Paryżu latacałe zaperzył się szoferak.Napięcie rozładował jedynak, wybuchnął śmiechem. Co, lepiej ci? Mietek chwycił go za rękę. Lepiej, powiedz.Jedynak pokiwał głową.Nareszcie dojechali do celu.Profesor przyjął ich od razu, znów te długie, pełne napiętego oczekiwania badania.Zdzisiekwyprowadził jedynaka do poczekalni.Co z nim, pyta Mietek.Profesor zdjął okulary: podejrzewammożliwość przerzutów, gruczoły chłonne już zaatakowane, przerzuty bywają na kręgosłup, do płuc.Mietek już dalej nie słuchał, rzucił pieniądze, nie chciał reszty.Gdy wrócili do domu, Gościukowabez słowa wyczuła wszystko.Tak popatrzyli na siebie z Mietkiem, opuścili głowy, znów spojrzeli nasiebie. Przestańcie tak patrzeć wybuchnął jedynak.Wtedy oni popychając się, zaczęli pomagaćjedynakowi przy rozbieraniu, Mietek dorzucił koksu do piecyka, Gościukowa zabrała się doszorowania garnków.Nagle odstawiła garnki, zaczęła popiół wybierać z popielnika, Mietek pociągnąłZdziśka do drzwi pokoju. Patrz szepnął on się uśmiecha, uśmiecha się powtarzał Mietek.I wkrótce znów wybrał się Mietek do profesora, świt był wczesny, otworzyła mu służąca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]