[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko uważajcie na prądy.Nie mamzamiaru przywiezć do domu pary topielców.Ostatnie słowa dodał raczej dla zachowania autorytetu.Rodzicemuszą mówić takie rzeczy.Słyszał tego typu upomnienia, kiedysam był małym chłopcem, ale nigdy się nimi nie przejmował ijakoś udało mu się przeżyć.Dorastał w o wiele gorszych warun-kach niż Michael i Aidan.Chłopak powinien bawić się, żyć,zmagać się z różnymi sytuacjami.Jak inaczej nauczy sięwystrzegać niebezpieczeństw, radzić sobie z nimi i wiedzieć,którymi trzeba gardzić, wobec których zaś czuć respekt?To był jedyny znany mu sposób.Chciał, aby jegosynowie rozwinęli skrzydła, chciał dać im swobodę, ale trzymałsię w pobliżu.Wystarczająco daleko, aby im nie przeszkadzać, iwystarczająco blisko, aby w razie czego podać pomocną dłoń.-Dostałbyś burę od Colleen? - spytał Michael.Chłopiec był wdoskonałym nastroju, na jego twarzy widniał uśmiech, któryAdam tak dobrze pamiętał, taki sam, jaki niegdyś gościł natwarzy jego brata.Syn Seamusa kropka w kropkę przypominałswego ojca.-Dostaniesz od Colleen burę, jak się utopimy, wujku?- Colleen nie ma prawa krzyczeć na tatę - zaoponował Aidanpoważnym tonem.- Nie jest jego żoną - wyjaśnił, przekrzywiającgłowę.- Może krzyczeć na Jareda, ale nie na tatę.- Ciocia Fiona by krzyczała - stwierdził Michael z absolutnąpewnością.- Jest siostrą Adama i jest od niego starszej sza.Alepewnie nie może się złościć tak bardzo, jak żona.Chłopiec zwrócił na Adama szare oczy i spytał:- Czy to dlatego się nie ożeniłeś, wujku? Bo żony mogą krzyczećna mężów?Adam uśmiechnął się słabo.Nigdy nie myślał w ten sposób ożonach.Raczej kojarzył je ze sprawami innego rodzaju.Znacznieprzyjemniejszymi.- Może - odparł nieobecnym głosem z nadzieją, że więcej niebędą go męczyć.- Może właśnie dlatego.Nie tylko bratanek był ciekaw odpowiedzi, zauważył Adam.Zdaje się, że i jego syn rozważał ten problem, ale Aidan nigdy bysam o coś takiego nie spytał.Był o wiele bardziej powściągliwy,a poza tym, w przeciwieństwie do Michaela, pamiętał Deidre.- Poradzę sobie bez żony - rzekł krótko.- A zresztą mam was, jużwy się potraficie zatroszczyć o po-rządną porcję wrzasków, co? Ale nie topcie się, bo mi będzieprzykro.Tego bardziej się obawiam, niż bury od Colleen alboFiony.-Phi! - prychnął Aidan.- Morza nie trzeba się wcale bać.- Ani trochę! - zawtórował Michael.- Morze jest dobre.Inajfajniejsze na świecie!Adam skręcił na zachód, w kierunku plaży.Chłopcy zapomną oswoich rozważaniach, jak tylko wskoczą do wody.Ocean był ichplacem zabaw -obok wrzosowisk i łąk, po których jezdzili konno.Zaprzyjaznili się z oceanem i nauczyli się go szanować.Pływalijuż jak ryby, a teraz, pózną wiosną, woda była ciepła i przyjazna.Z miejsca, gdzie siedział, widział małą, osłoniętą plażę ichłopców, na całego dokazujących w wodzie.Nurkowali ipływali, bawili się w zapasy.Chlapali na siebie wodą, skakali nagrzbietach napływających fal - jakby urodzili się w oceanie,stanowili jego cząstkę, jakby byli prawdziwymi wodnymidziećmi.roześmianymi.szczęśliwymi.Adam nie pamiętał, żeby on sam kiedykolwiek zachowywał się ztaką beztroską, jak tych dwóch chłopców.Dzieciństwo w Irlandiito było zupełnie coś innego.Tam nawet dzieci starzały się,jeszcze zanim zdążyły dorosnąć.Adam 0'Connor cieszył się, że młode, świeże umysły jego synównie zostały naznaczone tamtym mrokiem, że jego synowieuniknęli tego piętna, które było udziałem małych mieszkańcówtorfowych chatek.W jednej z takich chat on sam spędziłdzieciństwo.Pamiętał, co znaczy chodzić głodnym.Jadał wymieszaną zmchem kaszę.Zupę z wodorostami i małżami, które pod osłonąnocy dzieci zbierały na plażach bogaczy.Nawet zbieraniewodorostów było przestępstwem.Pamiętał chleb z kory.Brzuchwiele razy miał ciężki i bolący, bo albo był pusty, albo wy-pełniony czymś, co miało zastąpić jedzenie, lecz przecież nim niebyło.Matka robiła, co mogła.Jak wszystkie kobiety.Musiaływykazywać się pomysłowością; całą rodzinę potrafiły nakarmićkilkoma ziemniakami.Zaharowy-wały się na śmierć, wyglądałyjak staruszki w wieku, kiedy inne kobiety kwitną.Cierpiały,zginały karki tak długo, aż nie były w stanie ich wyprostować.Pamiętał, jak to jest uginać kark.To była jego siła.To, że pamiętał biedę tak żywo, jakby to byłowczoraj.Pamiętał, jak bolało życie w ubóstwie, i nigdy więcej niechciał tego zaznać.Jego dzieci nigdy nie doświadczą czegoś podobnego.Nikt niebędzie traktować ich jak żebraków.%7ładen O'Connor nie będzieczłowiekiem drugiej kategorii.Nie tutaj.Nie w Nowej Zelandii.Tu leżało New Favourite.Jego dom.Jego królestwo.Królowa Wiktoria mogła sobie rządzić całą Wiel-.ką Brytanią,ale ten skrawek Nowej Zelandii należał do niego, do AdamaO'Connora.Był jego własnością bardziej niż własnościąkrólowej.Londyn był tak daleko; Adam potrafił wyobrazić sobie,że New Favourite nie podlega władzy Brytyjczyków.Na krajobraz składały się pagórki, przypominające kształtempiramidy.Dziwnie spiczaste, płynnieprzechodziły jedne w drugie daleko, jak okiem sięgnąć.U ichstóp rozciągały się ogromne, wilgotne lasy.Tak ciemne, że czułlęk.Przypominały mu Florydę i tamtejsze moczary.Wspomnienie budziło w nim wyrzuty sumienia.Nie chciał o tym myśleć.nikt nie znał prawdy.tylko on wiedział, skąd wziął pieniądz;e na zbudowaniedomu.Kiedy ujrzał ten krajobraz po raz pierwszy, odezwało się w nimecho jakiegoś wspomnienia.Pamiętał pewną żartobliwąrozmowę i zrozumiał, że Rosi skrywała niejedną tajemnicę.Ujrzawszy dziwne pagórki, Adam wiedział, że właśnie tuzamieszka i że nie może tego miejsca nazwać inaczej, jak NewFavourite.Siedząc na wulkanicznych skałach brązoworudejbarwy myślał o Rosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]