[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjęła wachlarz, rozłożyła kilka razy, podziwiając delikatnerzezby na rękojeści i haft na jedwabiu, po czym, nie czekając na zachętę,zaczęła opowieść&Wachlarz debiutantkiOleńka nie mogła się już doczekać.Co chwila wyglądała przezokno szarego mercedesa dumy papy narażając się na jęki iutyskiwania starszej siostry, Małgorzaty.Teraz też trzepnęła Oleńkęwachlarzem po dłoni. Suknię mi gnieciesz! Siedz spokojnie!Aatwo jej było mówić.Swój debiut miała dwa lata temu i z tego,co młodsza panna Leszczyńska pamiętała, Małgorzata jeszcze przedwyjściem dwa razy zemdlała z nerwów. Dziewczęta, dziewczęta mitygowała je matka. Niedługodojeżdżamy, dużo aut przed nami&Mercedes rodziny Leszczyńskich zatrzymał się (znów!)naprzeciwko Zamku. Jeśli będziemy poruszać się w tym tempie, mójbal rozpocznie się beze mnie! jęknęła w duchu Aleksandra. Mamusiu, może pójdziemy na piechotę? To przecież parękroków miauknęła błagalnie.Gdyby nie zdążyła na poloneza& Oleńko droga! Pani Maria spojrzała na młodszą córkę zezgrozą. Cała Warszawa dziś na nas patrzy.Nie wypada zjawić siępieszo! Wiem, wiem szepnęła Oleńka Leszczyńska, nerwowoskładając i rozkładając wachlarz.Piękny jedwabny wachlarz o rączce z kości słoniowej, przysłanyspecjalnie na tę okazję z dalekich Indii przez ukochanego starszego brataWacława. Mojej małej siostrzyczce na jej wielkie święto tak brzmiałzałączony liścik.W ślicznie zdobionym, jedwabnym pudełku naczarnym aksamicie spoczywało śnieżnobiałe cudo, które wyrwało zpiersi starszej siostry jęk zazdrości.To do tego drobiazgu dobrały potemsuknię; cieniuśki jedwab lśnił w świetle latarni tysiącem maleńkichbrylancików, oplatanych misternym haftem, takim samym, jaki zdobiłwachlarz.Brylanciki błyszczały także w diademiku zdobiącymkasztanowe włosy Oleńki Leszczyńskiej.Wyglądała prześlicznie zarumieniona, z oczami jak gwiazdy, w długiej, białej sukni podgronostajową pelerynką i ze skromnym sznurkiem perełek, zdobiącymsmukłą szyję, darem od prababci Chorzelskiej. Mój pierwszy bal!Pierwszy i najważniejszy bal! niemal podskakiwała, nie mogącusiedzieć w miejscu.Auto ruszyło, Oleńka przechyliła się przez starsząsiostrę, by wyjrzeć na zewnątrz, Małgorzata sarknęła: Moja suknia!Ale wreszcie& Już podjeżdżały pod bramę Zamku.Siedziba dawnych królów tego wieczora prezentowała sięszczególnie uroczyście.Sypiący z granatowego nieba śnieg, w świetletrzymanych przez szpaler lokajów pochodni, nadawał scenerii iściebajkowy klimat. Jakbym zagubiła się we śnie pomyślała Oleńka, wysiadając zauta za starszą siostrą.Karol jej partner, również dziś debiutujący,obiegł samochód i podał swą ciepłą, nieco spoconą z nerwów dłoń.Alenie zwracała na towarzysza uwagi, oczarowana tym, co się działo przedjej oczami.Wznosząca się nad nimi bryła Zamku, tysiące świateł,czerwony dywan, prowadzący na dziedziniec, a stamtąd dalej, pewniedo sali balowej, śnieg chłodzący rozpalone policzki i czoło, roześmiane,odziane na biało rówieśniczki i eleganccy chłopcy, starający sięzachować powagę w wyjątkowym dniu.Czy można marzyć o czymświęcej niż o tak baśniowym wieczorze? Chodzmy. Usłyszała spokojny głos matki, która po raz trzeciwprowadzała swą pociechę do towarzystwa, a nieraz była zapraszana iwcześniej.Ruszyły ku zamkowemu podwórcowi&Nie wiadomo, co spłoszyło konie bo niektórzy, bardziejstaroświeccy goście przybyli tego wieczora karocami może warkotzapalanego motoru? Może płomień pochodni? Dość, że stojący do tejpory spokojnie zaprzęg nagle ruszył z kopyta i szarżował wprost narodzinę Leszczyńskich.Pani Maria krzyknęła i skoczyła w przód,Małgorzata z kolei cofnęła się gwałtownie, wpadając na następną parę,Karolek poszedł w jej ślady, ale Oleńka& jej długa sukniauniemożliwiła ucieczkę.Zdążyła tylko szarpnąć za jedwab zaczepiony oobcas, krzyknąć na widok nadciągającej śmierci i& w następnejsekundzie poczuła, że unosi się o centymetry nad ziemią, że czyjeśramię zgarnia ją z drogi spłoszonych koni.Okrzyki przerażenia zostały zagłuszone przez gromkie brawa.Oleńka dopiero po kilku głębokich oddechach otworzyła oczy,konstatując z ulgą, że nadal żyje. Oluś, kochanie moje, nic ci nie jest?! Matka, przerażona idrżąca niemal wyrwała córkę z ramion zbawcy. Dziękuję! Dziękuję!Co za bohaterski czyn! Jakże się panu odwdzięczę? Puściła Oleńkę, byuścisnąć dłoń młodego mężczyzny w mundurze. Każdy zrobiłby to samo odparł miłym głosem, lekkozmiękczając spółgłoski. Moskal! Oleńka usłyszała pogardliwe prychnięcie Małgorzaty,ale mało obeszła ją uwaga siostry.To przez zazdrość, bo też miała czego dzisiejszej debiutantcezazdrościć: wybawca okazał się bardzo przystojny i niezwykle przejęty. Jest pani cała i zdrowa? Na pewno? Pochylił się kudziewczynie, zaglądając w jej pobladłą twarz.Kiwnęła tylko głową; nie mogła słowa z siebie wydobyć aniodpowiedzieć spojrzeniem. Jeszcze raz dziękuję. Głos matki był znów spokojny. Proszęnas kiedyś odwiedzić.W środy urządzam małe, nieformalne przyjęcia.Nowy Zwiat 27.O szesnastej.Oleńka spojrzała na matkę ze zdumieniem.Odprawia z takimchłodem mężczyznę, który uratował jej życie?! I przypomniała sobiesyknięcie siostry: Moskal!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]