[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochwycił jejspojrzenie.- Co się tyczy Roscoe.Zamrugała i natychmiast umilkła, przerywająctyradę.Ujął ją ostrożnie pod ramię, nie odrywając od niejspojrzenia.- Spotkanie z nim niczym mi nie grozi.Niew sensie fizycznym.Zmarszczyła brwi, lecz pozwoliła, by ją obrócił iskierował na ścieżkę wiodącą w głąb parku.- Mogę więc iść z wami?Poprowadził ją ku kępie drzew o bujnym listowiu.- Pozwól, że wyjaśnię.Wizyta u Gallaghera mogła okazać się niebezpieczna nie ze względuna niego samego, ale na otoczenie, w którymmieszka.Może i jest królem podziemia, ale z pewnością nikogo by nie zaatakował, przynajmniej niebezpośrednio.Patrzyła przed siebie, ani trochę nie uspokojona.Przynajmniej jednak słuchała.- Nawet gdyby mieszkał w Chelsea, i tak nie mogłabyś się z nim spotkać.Ktoś mógłby cię zobaczyći wybuchłby okropny skandal.Właśnie to - zagrożenie dla twojej reputacji - było powodem, dlaktórego nie mogłaś udać się ze mną na to spotkanie.Powód, dla którego nie możesz pójść ze mnądo Roscoe, jest taki sam; tyle że jeszcze bardziejistotny.Gdyby zobaczono, że wchodzisz do jegodomu lub go opuszczasz, twoja reputacja ległabyw gruzach.Nieodwracalnie.Nadal marszczyła gniewnie brwi, lecz powód tegogrymasu był już inny.392- Roscoe mieszka w Pimlico, w zamożnym otoczeniu.Jeśli Gallagher nie stanowił fizycznego zagrożenia, to Roscoe tym bardziej - to byłobydo niego absolutnie niepodobne.Uznałby uciekanie się do przemocy za poniżej swej godności.Niemusisz się więc niczego obawiać.Nie odezwała się.Zerknęła na Christiana, jakbysprawdzając, czy mówi prawdę.Odetchnęła - nie-zbyt głęboko, lecz widać było, że odrobina niebez-piecznego napięcia znalazła wreszcie ujście.- Wiem, że to nieracjonalne, nie musisz mi tego mówić.Nie czułam się tak - nie do tego stopnia - gdy wyruszałeś przed laty na wojnę, lecz teraz.- Machnęła bezradnie dłonią.- Nie potrafię się powstrzymać.A to, co czuję - i kiedy czuje--.Wywiera na ciebie wielki wpływ.- Uniósł jejdłoń i ucałował palce.- Wiem.Rozumiem.Nie odczuwałaby lęku tak silnie, gdyby mocnogo nie kochała.Zdawał sobie sprawę, że owe uczucia, choć nie-racjonalne, nie znikną w jednej chwili.Na dodatekw przypadku Letitii jego umiłowanie niebezpiecz-nych sytuacji stanowiło w przeszłości preludiumwydarzeń, które zaważyły w tragiczny sposób na jejżyciu.Nic dziwnego, że źle znosiła sytuacje, któremogły wydawać się jej podobne.- Jutro wybiorę się z Dalzielem i Justinemdo Roscoe, a potem wrócę - od razu - i powiem ci,co się wydarzyło i czego zdołaliśmy się dowiedzieć,także na temat planowanej sprzedaży.Wiele mówiące napięcie, które sprawiało, żemaszerowała obok sztywno wyprostowana, słabłoz każdym krokiem.W końcu spojrzała na niego ipowiedziała:393- Obiecujesz, że przyjdziesz po spotkaniu prostodo mnie?Uśmiechnął się leciutko, obrócił ją i skierowałz powrotem ku Picadilly.- Słowo Allardyce'a.Skinęła głową i spojrzała przed siebie.- Dobrze.- Po chwili zaś dodała: - Będę czekać.Lecz to miało zdarzyć się jutro.Tego wieczoruspotkali się zaś w domu ciotki Christiana, Cordelii.Zasiedli obok siebie, najpierw w salonie, a potemprzy długim stole, podczas kolacji z wybraną sta-rannie gromadką gości.Było to głównie spotkanie polityczne, służąceodnowieniu kontaktów przed jesienną sesją Parla-mentu.Dyskutowano też na wiele innych tematów.Christian był teraz markizem Dearne, a skoro wró-cił na dobre do domu, będzie musiał brać żywszyudział w życiu politycznym kraju.Ku swemu za-skoczeniu odkrył, że Letitia doskonale sprawdzasię w roli jego doradcy.Kiedy uniósł w zdziwieniu brwi - zdziwienie bra-ło się stąd, iż Randall nie zasiadał w Izbie Gminani Izbie Lordów - wzruszyła ramionami.- Występuję w roli swego rodzaju zastępcy papy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]