[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.J.pracował w Aloha Lanes od kilku tygodni, kiedy IrmaKosminsky, jedna z regularnych klientek kręgielni, wróciła zcorocznych wakacji na Hawajach.Zwrócił na nią uwagę, bo trudno byłoby jej nie zauważyć - miałaufarbowane na pomarańczowo włosy i z wielkim upodobaniem nosiłabluzki i spodnie w kwiaty.Grała dwa razy w tygodniu - we wtorki ranoz paniami z organizacji Hadassah League, oraz w czwartki po południuw jednej z lig seniorów, ze spokojnym dżentelmenem o kruchymwyglądzie, który najprawdopodobniej był jej mężem.Tak więc M.J.często widywał Irmę Kosminsky, ale nie mógł sobie przypomnieć, abykiedykolwiek z nią rozmawiał, dlatego bardzo się zdziwił, gdy,obdarowawszy naszyjnikami ze sztucznych kwiatów praktyczniewszystkich w kręgielni, podeszła do niego, ściskając w ręce sporysłomiany koszyk, haftowany w jaskrawożółte ananasy i napis: Mauinależy do zakochanych".- Proszę bardzo.- odezwała się, przyciskając koszyk do piersi M.J.ipatrząc na niego z bliska.- Jesteś przystojnym facetem i założę się, żenie masz jeszcze siedemdziesiątki.- Słucham?- Przestań wyglądać jak chmura gradowa!- Co to jest? - zapytał, ostrożnie przyglądając się pakunkowi na dniekoszyka.- Obserwowałam cię - ciągnęła Irma, stając na placach i zarzucającnaszyjnik z kwiatów na szyję M.J.- Nie chcę, żebyś nagle zaczął sięuśmiechać od ucha do ucha, broń Boże, ale żebyś chociaż od czasu doczasu włożył coś kolorowego, jakiś ciuch z duszą.- Co to jest? - powtórzył M.J.Rozwinął cienki papier i wyjął różowo-zieloną koszulę z wiskozy(kolory niemal oślepiały).Wzór zaprojektowała osoba, która z całąpewnością nie miała zielonego pojęcia o anatomii ssaków - na tkaninie,z której uszyto koszulę, roiło się od kobiet w spódniczkach z trawy, opiersiach w kształcie kul do zbijania kręgli, oraz od mężczyzn zniewiarygodnie nabrzmiałymi bicepsami; panowie ci siedzieli nagrzbietach stworzeń, które chyba miały być delfinami, chociaż wyglą-dały raczej na szczeniaki jamnika z amputowanymi czterema nogami.- To koszula, na miłość boską! - ryknęła Irma.- Hawajska koszula!- Nie rozumiem.- Obudz się, młody! Pracujesz w Aloha Lanes! Podają tu koktajle wnaczyniach w kształcie kokosów, z szafy grającej najczęściej lecąpiosenki Blue Hawaii albo Bali Ha' i Dona Ho! Pokombinuj trochę!M.J.przyjął koszulę, ale jej nie nosił.Po tygodniu Irma zaczęła go prześladować.- Co z tobą? - spytała.- Nie podoba ci się, że daję ci prezenty?M.J.poczuł się mocno zaniepokojony użyciem przez Irmę liczbymnogiej rzeczownika.Obawiał się, że może to wróżyć dalsze zakusyna jego garderobę.- To piękna koszula, pani K., ale nie w moim stylu.- Wpadnij na kolację jutro wieczorem!- Bardzo to miło z pani strony, ale.- Przygotuję coś czarnego.Zupę z czarnej fasoli, kandyzowanąlukrecję, kawę.Będzie bardzo ponuro, słowo.Zasłonimy wszystkielustra, będziemy słuchać Piaf i czytać fragmenty z Dostojewskiego.- Dlaczego to robisz, Irmo?- To będzie zwyczajna kolacja, skarbie.Powinieneś przyjść zapiętnaście szósta i wyjść o siódmej trzydzieści.Sammy, mój kochanymężulek, musi się porządnie wyspać, bo inaczej następnego dniabędzie marnie wyglądał.- Chwyciła leżącą na ladzie broszurę oorganizowanych w kręgielni przyjęciach urodzinowych dla dzieci izapisała na odwrocie swój adres.- Jeżeli nie przyjdziesz, nigdy ci tegonie wybaczę!Państwo Kosminsky mieszkali mniej więcej dwa kilometry napółnocny wschód od kręgielni.M.J.spodziewał się, że trafi do osiedladla emerytów albo nawet do domu opieki (w okolicy było ichmnóstwo), zobaczył jednak normalny budynek mieszkalny, ozdobionynazwą La Belle Mer (Piękne morze).Było to zastanawiające, ponieważwygląd bloku z całą pewnością nie nasuwał żadnych, ale to żadnychmorskich skojarzeń.M.J.wszedł na piętro i znalazł mieszkanie nr 204.Drzwi otworzyła Irma w powłóczystej, długiej do ziemi wzorzystejhawajskiej szacie; w objęciach trzymała otyłego, czarnego kota ztrzema nogami.- Kto umarł?! - zapytała.- Dobry wieczór, pani K.!Kot zasyczał i prychnął, wyraznie niezadowolony z pojawienia sięM.J
[ Pobierz całość w formacie PDF ]