[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskazał brodą w kierunku zamku.- Moje łoże, to w głównej sypialni, które zaszczyci jedynie mojażona.Tam pragnę cię mieć - i właśnie to miałem na myśli.Nadal nie mieściło jej się to w głowie.- Więc zamierzałeś mnie poślubić, niemal od pierwszej chwili.- Po tym pierwszym pocałunku - tak.- Ale, skoro tak.Odrzuciła, zmieszana, włosy i wskazała gestem otoczenie.-.po co to wszystko? Cała ta gra? Zabawa w uwodzenie?Wykrzywił usta w grymasie, stanowiącym karykaturę uśmiechu.- Powiedziałaś mi, dlaczego nie wierzysz, mało tego, dlaczegojesteś pewna, że nie mógłbym myśleć poważnie o poślubieniu cię.Wyliczyłaś powody.Było ich cztery: nie pociągasz mnie fizycznie,417RSjesteś za stara, nie jesteś kobietą, którą towarzystwo zaakceptowałobyw roli mojej żony, jesteśmy zbyt podobni do siebie, by razem żyć.Wpatrywała się w kochanka zwężonymi oczami, szukajączwiązku pomiędzy jego słowami a tym, co robił i jak się wobec niejzachowywał.Teraz rozumiała już, dlaczego był tak ostrożny i spięty.- Zbijałeś moje argumenty.Jeden po drugim.- Raczej je podkopywałem.Nie dałaś mi wyboru.Przybyłem zLondynu sfrustrowany ponad wszelkie wyobrażenie, a potemspotkałem ciebie i zorientowałem się, że nie muszę już tam wracać,gdyż właśnie ciebie pragnę.Miałem cię pod nosem przez cały czas iwszystko, co musiałem zrobić, to otworzyć wreszcie oczy.A kiedyjuż to się stało.nie zamierzałem przyjąć odmowy i potulnie sięusunąć.- Potulnie? Nie wiesz, co znaczy to słowo - prychnęła.- Rzeczywiście.Uśmiech, który przeciął niczym błyskawica jego twarz, ostrzegałraczej, niż dodawał otuchy.- Postanowiłem zatem udowodnić ci, że naprawdę cię pożądam -tego nie możesz już chyba kwestionować.Do tej pory musiałaś teżuświadomić sobie, że nikt nie uważa, iż wiek czy usposobieniedyskwalifikują cię jako kandydatkę na żonę dla mnie.Sąsiedzi i osobyz tutejszego towarzystwa uznałyby małżeństwo pomiędzy nami zadoskonały związek.- Och, Boże!418RSWpatrywała się w niego otwartymi szeroko oczami, zrozchylonymi ze zdumienia ustami.- Kto jeszcze wie? - spytała gniewnie.- Powiedziałeś, że Sybil itwoje siostry.Kto jeszcze?Skrzywił się, ale odpowiedz miała przygotowaną, najwyrazniejwięc jej reakcja go nie zaskoczyła.- Nie wszyscy w okolicy - nie obwieszczałem o tym z wieży.- Dzięki ci, Boże, choć za to.Kto więc? Westchnął.- Moje siostry i Sybil, jak już wiesz, to one zwróciły moją uwagęna ciebie i nalegały, bym ci się przyjrzał, wiedziały zatem odpoczątku, że jestem tobą zainteresowany.Madeline wspomniała spotkanie z dziewczętami podczas festynui to, co wówczas powiedziały.- Wielkie nieba! Są jeszcze gorsze niż ty!- Zapewne; i lepiej o tym nie zapominaj.Nadal wpatrywała się wniego zmrużonymi gniewnie oczami.- Nikt więcej?Zacisnął wargi, a potem powiedział:- Muriel chyba się domyśla.I twoi bracia.- Moi bracia?!Skinął głową.- Harry poprosił mnie o rozmowę - bardzo stosownie.Zauważyli, że się tobą interesuję, chociaż umknęło to twojej uwadze.Wpatrywała się w niego zaskoczona w najwyższym stopniu.- Dobry Boże!419RSNic więcej nie była w stanie powiedzieć.Przez dłuższą chwilę po prostu siedziała na tapczanie niemalnaga, otulona jedynie szalem, wciśnięta pomiędzy kolana Gervase'a,rozpaczliwie starając się ogarnąć myślą to, co jej powiedział iuporządkować na powrót swój świat.W końcu skupiła spojrzenie na twarzy Gervase'a i zapytała:- Co teraz?- Teraz? - odparł, przybierając stanowczy wyraz twarzy.- Będzietak jak dotychczas, dopóki nie uwierzysz, że możemy być razem na codzień.Wtedy zgodzisz się mnie poślubić i wyprawimy wesele - apotem zaczniesz grzać moje łoże.Wziął ją za rękę i skłonił, by wstała.- Jeśli chcesz zdążyć do domu przed świtem, musimy sięubierać.Spojrzała za okno na jaśniejące w oddali niebo.Miał rację.Wstała, lecz zakręciło jej się w głowie.- Zaczekaj.Puściła szal i chwyciła się ramienia kochanka.- Działasz zbyt szybko.Puściła go, podeszła do krzesła i wyciągnęła koszulę ze stosuzmiętej odzieży.Nałożyła ją, odwróciła się i zobaczyła, że Gervasezapina spodnie.- Tylko dlatego, że zostaliśmy kochankami, nie zamierzampotulnie za ciebie wyjść.Spojrzał na nią.420RS- Nie wiesz, co znaczy to słowo.Skrzywiła się i sięgnęła pomajtki.- Jak powiedziałam, jesteśmy do siebie zbyt podobni.Niezapowiada to spokojnego pożycia.- Lecz znaczy także, że zwykle doskonale się rozumiemy.Madeline włożyła majtki i zajęła się wiązaniemprzytrzymujących je w talii troczków.Jeśli poprzednia sytuacja byładla niej bolesna, wiedziała przynajmniej, na czym stoi.Teraz, zasprawą Gervase'a, wszystko się zmieniło.Niczego nie była już pewna.Rzuciła mu mroczne spojrzenie.- Mam nadzieję, że nie powiedziałeś tego, gdyż sądzisz, że skoropołączyły nas intymne stosunki, musisz ożenić się ze mną, by chronićmoją reputację.- Oczywiście, że nie.I, proszę, doceń to.Rzucił jej równie ostrespojrzenie, a potem zajął się wiązaniem krawatki.- Gdybym sądził, że taka intryga ma szansę się powieść, napewno bym to wykorzystał.Wystarczyłoby wyjaśnić to i owoHarry'emu.Westchnęła zaszokowana, a wtedy spojrzał na nią zirytowany.- Lecz skoro wiem, że utwierdziłoby cię to jedynie w uporze,nawet nie brałem takiej możliwości pod uwagę.- I dobrze, bo nic by ci z tego nie przyszło.- Wiem.Widzisz? Wzajemne zrozumienie.To działa.Prychnęła i włożyła amazonkę.421RS- Musisz pomóc mi z tymi sznurówkami.Gervase narzuciłsurdut, a potem podszedł i z wprawą zawiązał to, co zostało wcześniejrozwiązane.Poczuła, że zaciska supeł.Odwrócił ją do siebie.Trzymając dłonie na ramionach Madeline, spojrzał jej w twarz,w oczy.I po raz pierwszy pozwolił, by dojrzała w jego spojrzeniu,wyzbytym zwykłej ostrożności, jak bardzo jest wobec niej zaborczy.- Chcę się z tobą ożenić.I nie podoba mi się, że muszę czekać.Wiem jednak, że nie jesteś jeszcze gotowa się zgodzić.Jednakże, jakpowiedziałem wcześniej, chcę, byś grzała moje łóżko - przez resztęmojego życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]