[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz dosyćsił? - zwrócił się do Campbella.Campbell uśmiechnął się, po czym obaj z Wolfem cofnęli się, a potem rzucili doprzodu i otworzyli drzwi kopniakiem.Pokój, jak się okazało, był pusty.Po pannieMeadowfield i jej torbie nie zostało ani śladu.- Gdzie ona się podziała, do cholery? - zapytał Campbell.- Uciekła z Kempsterem - odparł Wolf.- Na miłość boską! Nie mogła przecież.- Mogła, możesz mi wierzyć - stwierdził ponuro Wolf, który poczuł się jak ostatnigłupiec.- Musieli uciec wiele godzin temu.Mogą już być bardzo daleko.- Daleko? Na pewno nie - powiedział Wolf.- Wiemy, że nie podróżują konno, awszystkie wozy, bryczki i inne pojazdy zostały zabrane do gaszenia pożaru.Czyli oni idąna piechotę, Struan, i to powoli, z uwagi na stan nóg panny Meadowfield.- Możliwe, ale i tak nie mamy pojęcia, w jakim zmierzają kierunku.- A ty dokąd byś poszedł, Struan?Campbell zmarszczył brwi.- To by zależało przede wszystkim od tego, z jakiego powodu pomogłem jej uciec.Wolf uśmiechnął się cynicznie.- Wątpię, aby chciał ją uratować przed zemstą Evedona.Kempster nie wie, co towspółczucie.- Może ma do niej słabość? Może było coś między nimi w Londynie?Wolf potrząsnął głową.- Nie.Kiedy na nią patrzył, w jego wzroku nie było cienia uczucia.- No to dlaczego jej pomaga?- Poznałeś takich typów jak Kempster, więc wiesz, o co im chodzi.- O szybki zarobek jak najmniejszym kosztem.- No właśnie.Może więc wcale nie pomaga jej, tylko sobie.Chce ją wydaćEvedonowi, licząc na to, że sam zgarnie całą nagrodę.RLT- Przecież dziewczyna nie poszłaby z nim, gdyby tak było.- Wątpię, by zdradził jej swoje plany.- A to kawał sukinsyna! - zaklął Campbell.- Niech go tylko dopadnę, to skręcę mukark.- Będzie się starał przemieszczać możliwie szybko.- Czyli dyliżansem pocztowym - powiedział Campbell.- Ale nie mogą przecieżczekać na jego przyjazd gdzieś w pobliżu.- Właściciel zajazdu powie nam, gdzie jest następny przystanek.Campbell pokiwał głową.Ich oczy się spotkały.- Obyś miał rację, Wolf.Skąd ta pewność, że poszła z nim dobrowolnie?- Gdyby ją porwał, nie pozwoliłby jej wrócić po torbę - powiedział Wolf.- Pozatym widziałem, jak z nim szła, bez żadnego przymusu.Zapadła cisza.- Czego szukała wczoraj wieczorem w stajni? - zapytał Campbell.- Przecież boi siękoni.I wszystko się już paliło.Wolf oparł się o drzwi i wbił wzrok w sufit.- Poszła do stajni, żeby uratować tego chłopca.- A niech to! - Campbell spojrzał na niego przeciągle.Znowu zapadła cisza.- Wobec tego, trzeba za nią jechać - stwierdził Campbell po chwili.- Jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć, Struan - powiedział Wolf.- Tenchłopiec widział podpalacza.Campbell osłupiał.- Więc to było podpalenie?- Tak, to było podpalenie - potwierdził beznamiętnie Wolf.- I kto to zrobił?Wolf spojrzał mu wymownie w oczy.- Pete KempsterRLTRozdział dziesiątyPoranek był zimny, szary i ponury.Rosalind resztką sił wlokła się skrajem gościńca.- Już niedługo - pocieszył ją Kempster.Pokiwała głową bez słowa.Podczas nocnego marszu na jej stopach popękałypodgojone pęcherze, w podeszwach butów porobiły się dziury, a pończochy i opatrunkiprzemokły od porannej rosy.Głowa pękała jej z bólu, paliło ją w gardle i płucach, piekłyją zaczerwienione oczy.Mimo to wiedziała, że musi wytrwać, jeśli chce oddalić się odWolfa na bezpieczną odległość.Wolf.Na myśl o nim zadrżała.Była pewna, że musiał już odkryć ich ucieczkę i mogła siętylko domyślać, jak straszliwy targał nim gniew.Będzie ich ścigał, co do tego nie miałanajmniejszych wątpliwości - wściekły, bezlitosny i zdeterminowany.Przypomniała sobie, jak wynosił małego żebraka z płonącej stajni i jego łagodnygłos, kiedy próbował go ocucić. Obudz się, mały.Powiedz coś".Przypomniała sobieteż, jak szedł u jej boku przez tyle mil.Każde wspomnienie pociągało za sobą następne,aż wreszcie dotarła do momentu, gdy dotknął jej ust w delikatnym pocałunku. Dlaczegonie chce mi pani zaufać?"- zapytał.Chcąc odciąć się od wspomnień, zamknęła oczy.Wolf brał pieniądze od Evedona za to, że ją schwyta.Zwykły łajdak i tyle, zgorzkniały iwściekły na cały świat.Poza tym zna go zaledwie od kilku dni.Czy komuś takiemumożna zaufać? Dobrze zrobiła, decydując się na ucieczkę, kiedy trafiła jej się szansa.Powtarzała sobie to wszystko przez całą noc, podczas długiego, mozolnegomarszu.Jednak, skoro postąpiła słusznie, czemu czuła się tak podle? W uszach wciążdzwięczały jej jego słowa: Dlaczego nie chce mi pani zaufać?".Nie ufała mu, dlategozdecydowała się skorzystać z pomocy Kempstera.Wolała raczej zaufać służącemu, któryz taką złośliwą uciechą szydził z jej strachu, niż Wolfowi.Nic więc dziwnego, że było jejteraz tak ciężko na sercu.Mimo to podążała niezmordowanie do przodu, z determinacją, o jaką by siebienigdy nie podejrzewała.Sił dodawało jej przeświadczenie, że Wolf tak czy siakRLTodwiózłby ją z powrotem do Evedona.To przez tę historię z chłopcem, który omal niezginął w płomieniach, nachodzą ją teraz takie niemądre myśli.I oczywiście zezmęczenia.Postanowiła, że nie będzie się już więcej zadręczać.Schowany pod ubraniemlist przypominał jej, że Evedon nie będzie miał litości.Dlatego wytrwale wciąż szłaprzed siebie.Wolf przez cały czas popędzał konia.Jechali w kierunku Leeming Lane,położonego o siedem mil na południe, gdzie znajdował się kolejny przystanekdyliżansów pocztowych, zmierzających do Londynu.Trzymali się głównego traktu,jednocześnie przeszukując wzrokiem okolicę.Wolf nawet przez chwilę nie wątpił, że Kempster podłożył ogień z jednego tylkopowodu: aby wśród powszechnego zamieszania nikt nie zauważył jego ucieczki zRosalind Meadowfield.Przypomniał sobie, jak klęczał przy chłopcu, a ona mignęła muw tłumie, idąca z Kempsterem.Nie dopatrzył się żadnych śladów użycia siły, żadnegoprzymusu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]