[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwykle otaczały jąświatła, ale teraz tworzyła ogromne zagłębienie wypełnionemrokiem.Mroczna woda, mroczna ziemia, mroczne niebo,wszystko zlewało się w jedno.Wzgórza Berkeley przestały mi-gotać.Kilka plam światła było widać daleko na południu, wkierunku San Jose, ślad dwudziestego pierwszego wieku naziemi, która pogrążyła się w prekolumbijskich czasach.Setkikilometrów linii brzegowej teraz stały się czernią.Widok, któryJo miała przed sobą, był bliski temu z 1579 roku, kiedy FrancisDrake wpłynął do zatoki.W nocnym powietrzu niósł się dźwięk klaksonów.Nie byłostale obecnego dzwonienia tramwajów.Zupełnie jakby miastopadło powalone kontuzją.Kolejne syreny.Kilka kilometrów na zachód, w dzielnicy ozwartej niskiej zabudowie, co musiało oznaczać drewnianewiktoriańskie apartamentowce, Jo zobaczyła migocącą poma-rańczową łunę pożaru.Zaliczyli cios, ale nie nokaut.Uderzenie było solidne, wy-glądało jednak na to, że jeszcze trzymali się na nogach.Gdybyużyć terminów medycznych, można by powiedzieć, że przeżyliudar.Praca synaps została zakłócona, połączenia przekaźniko-we zerwane, i to dosłownie.Komunikacja, zdolność poruszaniasię, wszystko to ucierpiało.Jo nie wiedziała, ile to potrwa, alewszędzie pomiędzy Sausalito a Oakland panowała ciemność, cooznaczało, że światła nie pojawią się z powrotem za kilka mi-nut.Z sypialni Sophie zawołała:— Jo? Co widzisz?— Nie ma świateł, ale Kalifornia wciąż jest na swoim miej-scu.Nic nam nie będzie.355Powinna czuć się uspokojona, ale zamiast tego doświadcza-ła narastającego niepokoju.Wróciła do sypialni i zamknęła okno.Dziewczynka przyglą-dała się jej z podziwem.— Jak ty to robisz? — zapytała.— Mam wprawę, wspinam się na skały.— Ja też mogę?— Nie na dach.Może pójdziesz ze mną na salę, żeby siępowspinać.— Naprawdę?Jo ujęła małą za rękę i zeszły na dół.— Naprawdę.Ale powinnam cię uprzedzić, że niektórzyuważają mnie za wariatkę.— Wszystkie zombie są zwariowane, prawda?— Myślę, że się świetnie dogadamy.Poszły do kuchni.Radio bzyczało:— Otrzymujemy raporty, że w Marinie zawaliło się sporobudynków.Nie mamy potwierdzenia, ale słuchacze dzwonią zinformacją, że na wjeździe na Bay Bridge jest karambol dwu-nastu samochodów.— Zaszeleściły papiery.— I właśnie otrzy-maliśmy komunikat prasowy od wydziału policji San Franci-sco.Nalegają, żeby nie wychodzić na ulice.Nie podróżujcie,chyba że jest to absolutnie konieczne.W mieście potrzebne sąwolne drogi dla pojazdów ratunkowych.Jo poczuła przeciąg.Przesunęła latarką po pokoju.Prze-szklone drzwi na patio stały otworem.Pociągnęła je do siebie.Nie chciały się zamknąć.Framuga, cholera, przesunęła się na skutek trzęsienia.Po-ciągnęła mocniej.Bez skutku.Oparła jedną stopę o ścianę iszarpnęła.Drewno zazgrzytało, a ona zdołała przymknąć drzwina tyle, by powstrzymać przeciąg.Jednak nie dość, by je zaniknąć.Framuga zmieniła położenie356o zaledwie kilka milimetrów, ale części zamka nie znajdowałysię już w jednej linii.Będzie musiała zdjąć drzwi z zawiasów izheblować, by zlikwidować nierówność.W dodatku nie miałastruga.— Chodź, idziemy do mojego sąsiada — zaproponowała.♦ ♦ ♦Skunks siedział za kierownicą cadillaca przy centrum han-dlowym w Van Ness.Nie było światła, w sklepach panowałaciemność, a ludzie wciąż wchodzili i wychodzili — drzwiami.Nie mógł w to uwierzyć.Nikt nie stłukł żadnego okna.Nic niezostało podpalone.Nikt nie wybiegał ze sklepu ze sprzętem, ztelewizorem w objęciach.Co było nie tak z tymi ludźmi?Ulicą z wyciem syreny przemknął wóz strażacki.Mężczyzna spojrzał na sklep płytowy.Swędziały go ręce.Przydałby mu się zestaw płyt z Rodziną Soprano.I popcorn domikrofalówki.Brzęknęła jego komórka.Spojrzał na wiadomość.Zapomniał o wszystkim.„Twoja dziewczyna to Johanna Beckett, lekarz”.— Mam cię, Pająku.Najwyższy czas.Odczytał resztę wiadomości.„Żadnej broni.Musi wyglądać na wypadek”.Co? Perry, co jest, kurwa?„Potrzebuję czasu, żeby odebrać, co moje.I uciec.Miastoszaleje, z powodu wypadku gliny nie będą nas szukać”.Skunks doczytał do końca, rzucił telefon na siedzenie i włą-czył silnik.Cadillac z pomrukiem ożył.Wyjechał na pogrążonew mrocznym szaleństwie ulice.Wyminął go kolejny wóz stra-żacki.Umysł Skutleka działał na przyspieszonych obrotach.Wypadek, świetnie, był w stanie to załatwić.Ruszył z piskiem,357obracając w ustach ostatnie słowa wiadomości.To było cośnowego, ambitnego nawet jak na Perry'ego: amfibolicznaśmierć.Nieważne.To znaczyło, że Pająk idzie do piachu.♦ ♦ ♦Kiedy Jo wyszła na zewnątrz, powietrze wydało się jejchłodniejsze.W świetle latarki widziała mgiełkę utworzoną zoddechu Sophie.— Poprosimy mojego sąsiada i jego kumpli, żeby przyszli ipomogli mi wepchnąć drzwi na miejsce — powiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]