[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęli stojącą po prawej stronie tablicę z napisem: WAASNOZRZDOWA, WSTP WZBRONIONY, nie widać było jednak żadnego ogrodzenia,żadnych strażników z psami -jedynie podniszczoną, spłowiałą tablicę.- Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa - stwierdził Hall.- Staramy się nie wzbudzać podejrzeń.Zabezpieczenia są lepsze, niż to wygląda.Przejechali jeszcze milę, podskakując na wyboistych koleinach, i pokonali niewielkiewzniesienie.Niespodziewanie przed Hallem roztoczył się widok na mniej więcej stujardowejśrednicy kolisty, ogrodzony teren.Spostrzegł, że dziesięciostopowej wysokości ogrodzeniejest solidne: w regularnych odstępach było przeplecione drutem kolczastym.W środku byłdrewniany budynek gospodarczy i pole kukurydzy.- Kukurydza? - zagadnął Hall.- Dość przemyślne, jak mi się wydaje.Dotarli do bramy wjazdowej.Podszedł do niej jakiś mężczyzna w drelichowychspodniach i koszulce z krótkimi rękawami i otworzył ją; równocześnie z apetytem wgryzał sięw trzymaną w ręce kanapkę.Mrugnął i machnięciem ręki dał im znak, by wjeżdżali, wciąż glamiąc.Napis na bramie głosił:POSIADAOZ RZDOWA MINISTERSTWA ROLNICTWA USA STACJADOZWIADCZALNA REKULTYWACJI PUSTYCLeavitt przejechał przez bramę i zaparkował koło drewnianego budynku.Zostawiłkluczyki w stacyjce i wyszedł z samochodu.Hall podążył za nim.- Co teraz?- Do środka - powiedział Leavitt.Weszli do budynku, prosto do niewielkiego pokoiku.Przy rozchwierutanym biurku siedział tu mężczyzna w stetsonie, kraciastej sportowej koszulii krawacie w paski.Czytał jakąś gazetę i podobnie jak człowiek przy bramie właśnie jadł lunch.Spojrzałna nich i uśmiechnął się uprzejmie.- Dzń dóbr - rzekł niewyraznie.- Czołem - odpowiedział Leavitt.- Pomóc wam, ludziska?- Właśnie tędy przejeżdżaliśmy - stwierdził Leavitt.- Po drodze do Rzymu.Mężczyzna skinął głową.- Wie pan, która godzina?- Wczoraj stanął mi zegarek - rzekł Leavitt.- A niech to gęś kopnie - powiedział mężczyzna.- To przez ten upał.Po tej wymianie haseł mężczyzna powtórnie skinął głową.Ruszyli za nim przez pokójprzyjęć w głąb korytarza.Na kolejnych drzwiach widniały ręcznie wypisane tabliczki:INKUBACJA ZASZCZEPEK, SPRAWDZANIE WILGOTNOZCI, ANALIZY GLEBY.Wpomieszczeniach pracowało jakieś pół tuzina niedbale ubranych ludzi, najwidoczniej jednakzajętych swoimi sprawami.- To autentyczna stacja agrotechniczna - objaśnił Leavitt.-Gdybyś zechciał, ten facet przy biurku potrafiłby cię po niej oprowadzić, wyjaśniająccele jej działania i prowadzonych w niej eksperymentów.Przeważnie chodzi w nich owyhodowanie szczepu kukurydzy mogącego rosnąć na glebach o niskiej wilgotności iwysokiej zasadowości.- A kompleks Pożar Stepu?- To tutaj - powiedział Leavitt.Otworzył drzwi z napisem:MAGAZYN.Znalezli się w ciasnej pakamerze obstawionej grabiami, motykami iwężami ogrodniczymi.- Wejdz dalej - zaprosił go Leavitt.Hall posłuchał.Leavitt wyminął go i zamknął drzwi.Hall poczuł, że podłoga zaczynaopadać.Opuszczali się wraz z grabiami, wężami i całą resztą.Po chwili znalezli się w pustej sali oświetlonej rzędami lśniących zimno świetlówek.Zciany były pomalowane na czerwono.Jedynym przedmiotem znajdującym się tu był wysokiprostopadłościan z zielono świecącym, szklanym wierzchem, przypominający Hallowipodium.- Podejdz do analizatora - zażądał Leavitt.- Połóż ręce płasko na szkle, dłońmi dodołu.Hall usłuchał.Poczuł słabe mrowienie w palcach, po czym urządzenie zamruczało.- W porządku.Cofnij się.- Leavitt położył swe dłonie na prostopadłościanie,odczekał, aż odezwie się brzęczyk, po czym powiedział: - Teraz przejdziemy tam.- Głowąwskazał drzwi w drugim końcu sali.*- Wspominałeś o zabezpieczeniach; pokażę ci je, zanimzjedziemy do laboratorium.- Co to za urządzenie?- Analizator odcisków dłoni i palców - wyjaśnił Leavitt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]