[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom pogrzebowy, jak go poinformowano, znajdował się niedaleko portu lotniczego wMissouli i Ben postanowił jechać tam prosto z lotniska.Nie tak umawiali się z Sarah, któraleciała tu z Nowego Jorku.Miał na nią zaczekać.Kiedy jednak po wylądowaniu włączyłkomórkę, znalazł w poczcie głosowej wiadomość, że spózniła się na samolot i przylecinastępnym.W Missouli będzie dopiero wieczorem, już po zamknięciu domu pogrzebowego.Musieliby odłożyć tę wizytę do jutra.Nie mógł czekać tak długo.Pomimo zapewnienia Kendricka, że identyfikacji dokonano ze stuprocentową pewnością,w Benie tliła się jeszcze iskierka nadziei, że mimo wszystko mogła zajść pomyłka.Czytał kiedyśo takim przypadku.Ktoś pomylił dwa zestawy próbek i opatrzył je nie tymi co trzebanazwiskami.Musi ją zobaczyć, przekonać się na własne oczy, że to Abbie.Miał ze sobą tylko podręczny bagaż i pierwszy wysiadł z samolotu.Obrotna młodakobieta w punkcie wynajmu samochodów Hertza powitała go jak starego znajomego, ale ich takprawdopodobnie szkolono.- Na urlop? - spytała.- Nie, przyleciałem.zobaczyć córkę.- To miło.Studiuje na naszym uniwerku?- Owszem, studiowała.- Formalności zajęły zaledwie kilka minut.Kobieta podała mu numer miejscaparkingowego, wręczyła dokumenty i kluczyki do samochodu.- To wszystko.Przyjemnego pobytu.Ben podziękował i wyszedł podwójnymi szklanymi drzwiami.Niebo zasnuwały ołowianechmury, było parno i w powietrzu wyczuwało się jakiś niepokój, tak jakby lada chwila miał lunąćdeszcz.Abbie mawiała, że pogoda w Montanie jest jak pudełko czekoladek Forresta Gumpa:nigdy nie wiadomo, na co się trafi.Pamiętał, jak przed pięciu laty po raz pierwszy przylecieli zSarah do Missouli obejrzeć uniwersytet.Był koniec pazdziernika i termometry pokazywałydwadzieścia pięć stopni.Kiedy obudzili się nazajutrz, śniegu na ulicach napadało po kostki imusieli sobie sprawić cieplejsze ubrania.W sklepie na North Higgins kupili wtedy Abbiewiśniową patagońską kurtkę narciarską za ponad dwieście dolarów.Boże, jak pięknie wyglądałatamtego dnia.Taka pewna siebie, tryskająca radością życia.Stop.Nie wolno mu myśleć o niej w ten sposób.Tyle spraw do załatwienia, tyle decyzjido podjęcia, z tyloma osobami trzeba porozmawiać - z szeryfem, z ludzmi z terenowego biuraFBI - wysondować, co ich zdaniem się wydarzyło.Jeśli taką będzie ją wspominał,rozpromienioną i szczęśliwą, na pewno niczego się nie dowie, nie potrafi jasno myśleć.A nadewszystko Sarah będzie szukała w nim oparcia.Nie może jej zawieść, bo jeszcze bardziej goznienawidzi.Znalazł samochód.Było to małe, srebrne japońskie jezdzidełko i musiał odsunąć fotel dooporu, żeby nogi zmieściły mu się pod kierownicą.Sarah pomyśli pewnie, że nie wynajął czegoświększego ze skąpstwa.Nie widzieli się ponad rok i już ściskało go w dołku z przejęcia.Zapuściłsilnik, wycofał wóz z miejsca parkingowego i powoli wyjechał na ulicę.Kiedy drugi raz rozmawiali przez telefon, jeszcze przed jej powrotem z Włoch, Sarahdoszła już w pełni do siebie.Była chłodna, niemal formalna.%7ładne z nich nie uroniło choćbyjednej łzy.Ben nastawiał się na dyskusję, tymczasem jego rola w tej rozmowie ograniczyła siępraktycznie do wysłuchania listy oświadczeń.Ciało zostanie przewiezione do Nowego Jorku,powiedziała kategorycznym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, i tam gdzie mieszkają wszyscybliscy Abbie, odbędzie się pogrzeb.Z tych wszystkich jego najwyrazniej wykluczała, ale udał,że mu to umknęło.I będzie to pochówek, bo tak jest przyjęte w jej, Sarah, rodzinie.Benzamierzał zasugerować kremację i rozsypanie prochów tutaj, w Montanie, którą Abbie, jak częstopowtarzała, ukochała ponad wszystko.Ale tak stanowcze postawienie sprawy zamknęło mu usta.To nie było jeszcze wszystko.Sarah dzwoniła już do Nowego Jorku do Josha.Poinformowała Bena, że chłopiec Jest zdruzgotany, ale się trzyma.Sposób, w jaki powiedząsynowi, Ben też zamierzał przedyskutować.Szlag go trafiał.Miał już lecieć do Nowego Jorku,by zrobić to osobiście, i teraz nie mógł sobie darować, że tak długo zwlekał.Co więcej, Sarahpoprosiła swoich rodziców, żeby zabrali chłopca na jakiś czas do siebie, do Bedford.Pojechalijuż po niego do miasta.Sarah zobaczy się z nim po powrocie, a potem przyleci do Missouli.Josha ze sobą nie zabierze.Takim sposobem Ben został całkowicie zignorowany i odsunięty.Jak zwykle przełknąłgniew i nic nie powiedział.Sarah, od kiedy od niej odszedł, stosowała wielokrotnie tę technikę iopanowała ją już do perfekcji, wyłączając go ze wszystkich ważnych decyzji w sprawie dzieci wtakim niedbałym - czasami nawet przyjacielskim - stylu, że nie wypadało nawet protestować.Podtekst był zawsze ten sam: odchodząc, dał świadectwo, że ich nie kocha, a tym samympozbawił się wszelkich praw do konsultacji na ich temat.Czasami załatwiała to tak genialnie, że mimo woli ją podziwiał.I chociaż zaskoczyło go,że robi to teraz, kiedy oboje pogrążeni są w rozpaczy, to po zastanowieniu musiał przyznać, żeprzeszła samą siebie.Bo teraz, dzwoniąc do Josha, zastanie go we wrogim obozie byłychteściów.George i Ella Davenportowie od początku uważali, że niewart jest ich cudownejcóreczki, a jego dezercję uznali za koronny dowód na to, że słusznie nim pogardzali.Zaliczali goteraz pewnie do jakiejś podlejszej kategorii oszustów, kłamców i nieudaczników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]