[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.mieściło sięw centrum miasta.Jednakże rozległy gazon, którym otoczonybył wysoki nowoczesny budynek, zapewniał mu odrobinęizolacji wśród zgiełku i tłoku City.Portier w służbowym uniformie skwapliwie otworzył drzwi idwaj mężczyzni znalezli się w eleganckim hallu, pełnym światładzięki otaczającym go szklanym ścianom.Wysoki, piegowatymłody człowiek z okienka z napisem Informacja" udzieliłwłaściwych wskazówek i po chwili szybkobieżna winda niosłaich na dwunaste piętro.Mieścił się tam gabinet, który zostałoddany do dyspozycji dyrektora Dawsona na czas jegokrótkiego pobytu w Londynie.- Dzień dobry pani - powiedział Kevel do przystojnejdwudziestokilkuletniej sekretarki.- Czy zastaliśmy panadyrektora Dawsona?Zamiast reklamowego promiennego uśmiechu, młodakobieta obrzuciła ich kwaśnym, niechętnym spojrzeniem.- Nie, dyrektor Dawson jeszcze nie przyszedł.Aleniepotrzebnie się panowie fatygowali.Pan Dawson już nikogonie przyjmuje, bo zaraz wyjeżdża.Proszę się zwrócić dodyrektora naszej filii, pana Rogersa.Piętro niżej, pokój tysiącsto jedenaście.Sekretarka uważając sprawę za załatwioną odwróciła głowę wstronę przepisywanego tekstu i natychmiast rozległ się szybkiklekot maszyny.- Jedną chwileczkę, proszę pani - zaprotestował StanleyKevel.Wyjął z kieszeni legitymację i podsunął ją gorliwej młodejosobie.- To właśnie ja telefonowalem do pani dziś rano.Niestety,musimy zająć panu dyrektorowi odrobinę jego cennego czasu.Czy można tutaj poczekać?W tym momencie do sekretariatu wszedł wysoki, szczupłymężczyzna o pooranej bruzdami twarzy i siwych, gładkozaczesanych włosach.Mimo że dawno musiał już skończyćpięćdziesiąt lat, ruchy jego pozostały sprężyste, niemalmłodzieńcze.- Dzień dobry, Miss Gordon - uśmiechnął się miło dosekretarki.- Czy były do mnie jakieś telefony?- Dzień dobry, panie dyrektorze.Tak, były, panie dyrektorze.Wszystkie służbowe przełączyłam do dyrektora Rogersa, alejeden był specjalnie do pana.Z policji.- Dziewczynamimowolnie ściszyła głos.- O, ci panowie tu stoją.Dawson wykręcił się na pięcie i dopiero wtedy zauważyłczekających.- Panowie są z policji? I koniecznie do mnie? - Głos jegoprzepełniało zdumienie.Stanley Kevel przedstawił siebie i przyjaciela, po czympowiedział:- Bardzo mi przykro, że musimy panu zająć parę minut, alesprawa jest poważna.Zresztą, myślę, że nie odmówi pan namswej pomocy dowiedziawszy się, o co chodzi.Starszy pan uważnie popatrzył na mówiącego zza szkieł wgrubej rogowej oprawie.- Nie powiem, żebym był tym zachwycony.Za dwie godzinywyjeżdżam z Londynu, a przedtem czeka mnie jeszczezałatwienie kilku spraw służbowych.Ale jeśli to rzeczywiściecoś pilnego, naturalnie, służę panom.Lawrence R.Dawsonotworzył drzwi i okrągłym gestem zaprosił gości do środka.Piękne, mahoniowe meble, na ścianach liczne fotograficznemigawki z najróżniejszych punktów kuli ziemskiej oraz wielkamapa obrazująca zasięg działalności kompanii od proguprzekonywały wchodzącego, że znajduje się w gabineciewysokiego dygnitarza dobrze prosperującej linii lotniczej.- Proszę, siadajcie panowie - powiedział Dawson wskazującfotele stojące po drugiej stronie masywnego dyrektorskiegobiurka, ustawionego tuż koło okna.Sam też zajął swoje miejscenaprzeciwko i popatrzył wyczekująco na nieoczekiwanychgości.- Sprowadza nas do pana bardzo poważna sprawa, MisterDawson - zaczął Kevel.- Ale zanim powiem, o co chodzi,pozwoli pan, że zadam kilka pytań.Nie chciałbym, abyudzielając odpowiedzi, sugerował się pan czymkolwiek.- Hm, to trochę dziwne odwrócenie kolejności, ale proszę.Niech pan pyta - zgodził się dyrektor.- Czy zna pan osobiście Miss Maureen Denverley, przybyłąniedawno do Anglii?- Owszem.Znam ją zupełnie niezle.Jakiś czas pracowała wSydney u mojego przyjaciela i wtedy miałem okazję zetknąć sięz nią kilkakrotnie.Lecieliśmy też razem do Londynu.To bardzosympatyczna młoda osoba.- A czy nie uważa pan jej za nerwową? Wybuchową? Czypański przyjaciel nie miewał z nią tego typu kłopotów? Dawsonwyglądał na zaskoczonego ostatnim pytaniem nadinspektora.- Nigdy o niczym podobnym nie słyszałem.Zawsze byłemprzekonany, że to spokojna, opanowana dziewczyna.Adlaczego, jeśli można wiedzieć, pyta mnie pan o jejusposobienie?- Ubiegłej nocy zamordowano znanego londyńskiegoprzemysłowca w jego nadmorskiej posiadłości.Zapewne jegonazwisko nie jest panu obce.To Charles Belvedere Andrews,filar naszego przemysłu lotniczego.- Więc Andrews nie żyje?! Jakie to przykre.- Czy znał go pan osobiście?- Nie, tylko ze słyszenia.Nigdy nie zetknęliśmy się na grunciezawodowym, ponieważ ja nie bywam w Londynie, a onprawdopodobnie nie przyjeżdżał do Sydney - wyjaśnił Dawson.- Ale czyżby w związku z Andrewsem pytał mnie pan oMaureen Denverley?- Tak - potwierdził Kevel.- W dniu morderstwa ta młodaosoba odwiedziła Charlesa Andrewsa w jego letniej siedzibie.Istnieją poważne podstawy, aby przypuszczać, że w krytycznejchwili znajdowała się ona w pobliżu ofiary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]