[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widywano go na terenie uczelni w ciągu dnia, czasami wie-czorem w bibliotece, lecz mieszkał poza college'em, w Lexington.Sprawiał wra-żenie, jakby kontakty ze szkołą chciał ograniczyć do minimum.Niczym się nieinteresował, a w każdym razie nie tym czym większość.Nie chodził na meczepiłki nożnej, nie interesował się wioślarstwem.Wyglądało to tak, jakby starał sięudowodnić, że nie zależy mu na Harvardzie i wcale nie czuje się zaszczyconymogąc tu się uczyć.Toni wszystkie te argumenty zbywała wzruszeniem ramion.No to co? Wielumłodych kombatantów zachowywało się podobnie.Zbyt dużo widzieli i przeżyli,by mogły ich ekscytować mecze piłkarskie.Jeśli zaś chodzi o zaszczyt przyjęciago na Harvard, to Bat nie przynosił szkole ujmy; należał przecież do wyróżniają-cych się studentów.Dla niej ten zaszczyt był obustronny.Toni poznała tylko matkę Bata.Wyjaśnił jej, że ojca nie zna i nie jest pewny,czy chciałby go poznać.Me'xico i Cór- doba leżały zbyt daleko, żeby mógł tamczęsto jezdzić.Lato spędził w domu, ale Zwięta Bożego Narodzenia już nie.Chętnie więc przyjął zaproszenie rodziców Toni na Florydę.Doktorowi Maximowi nie bardzo przypadła do gustu wiadomość, że córkachce wyjść za mąż za nieślubnego syna Jonasa Corda, ale pogodził się z tym,kiedy Batowi udało się złowić wielkiego tarpona.Chłopak nauczył się łowić wokolicach Vera Cruz i miał doświadczenie i wprawę w łapaniu wielkich okazów.Przeszedł też pomyślnie próbę, jakiej poddał go doktor Maxim: wprowadziłgładko łódz na pochylnię, sterując śrubami, nie sterem.Po tym co zobaczył, dok-tor gotowy był go zaakceptować.Sympatię Morgany zdobył po kilku wspólnych kolacjach i dyskusjach.Kie-dy oświadczył, że jego zdaniem prezydent Truman mógłby zostać ponownie wy-LRTbrany, przedstawiając na to konkretne argumenty, uznała, że to bardzo miły chło-pak.Wiadomość, że Toni i Bat wzięli dwuosobowy przedział w pociągu do Bo-stonu, Maximowie przyjęli w milczeniu.Musieli podróżować jako pan i pani Ba-tista, w roku 1947 bowiem przepisy zabraniały, by niezamężne pary dzieliływspólny przedział.- Polubili cię - powiedziała Toni, machając rodzicom na pożegnanie.- Robiłem, co mogłem - odparł.- Ale oni naprawdę cię polubili - stwierdziła.- Pogodzili się nawet z myślą onaszym małżeństwie.Oczywiście nie w stu procentach, ale.rodzice nigdy nieakceptują w stu procentach małżeństwa syna czy córki z kimś, kogo nie oni wy-brali.- Uśmiechnęła się złośliwie.- Naturalnie gdyby wiedzieli, że sypiam z to-bą, zabiliby cię.- Powinniśmy iść za ciosem i wziąć ślub - powiedział.- Moglibyśmy wtedyzamieszkać razem.- Już niedługo - szepnęła, spoglądając na niknące w oddali sylwetki rodzi-cow.- Musimy pozwolić im przygotować wesele.Toni nie mogła się wprowadzić do mieszkania w Lexington, ale bywała tamniemal codziennie.Starała się spędzać jak najmniej czasu w internacie - tylko ty-le, ile wymagały tego przepisy, to znaczy od pierwszej w nocy do świtu.Więk-szość ubrań, książek i dwie walizkowe maszyny do pisania przeniosła do Bata.Jedna z maszyn miała grecką klawiaturę.Na ostatnim roku Toni przygoto-wywała na niej rozprawkę z etyki.Zdobyła nawet za nią nagrodę.Jej tytuł, De-mokracja zmienia się w tyranię", był cytatem z pism Platona.Bat był z Toni bardzo dumny.W dodatku Dave wyraził podziw dla jej umie-jętności pisania po grecku i samej rozprawki.Dave namawiał Bata na prawo iToni mu w tym sekundowała.Byłby to dla niego świetny zawód i miałby sięwreszcie na czym skupić.Sam zresztą zastanawiał się nad studiami prawniczymi.Matka również bardzo go do tego zachęcała.W 1948 roku złożył więc papiery izostał przyjęty na jesienny semestr.Wszystko więc układało się pomyślnie.LRT7- Moglibyśmy kupić dom - powiedział do Toni któregoś wiosennego popo-łudnia.- Albo wynająć mieszkanie w Bostonie.Nie możemy przecież wciążmieszkać z Dave'em.Mam zamiar popracować przez lato i skończyć studia sześćmiesięcy wcześniej.Potem.Nowy Jork.A może wolałabyś mieszkać w Con-necticut?- Bat.A moja praca w Waszyngtonie? Mówiłam ci, że prawie na pewnootrzymam stanowisko asystentki senatora Spessarda Hollanda.Zesztywniał.- Chcesz powiedzieć, że nawet gdybyśmy się pobrali, ty.Skinęła głową.- Naturalnie.Po to przecież studiowałam.Waszyngton to miejsce, gdziemożna zdobyć jakąś pozycję.- A co z dziećmi? - zapytał.- Na razie nie chcę mieć dzieci.Chcę się przekonać, ile jestem warta.Jeszczebędzie na nie czas.Mam dopiero dwadzieścia dwa lata.- Zwietny wiek na wychowywanie dzieci.- Nie powiedziałam, że chcę zaczekać dziesięć czy piętnaście lat.Ale nie poto poszłam do college'u, by zostać gospodynią domową.Właśnie taką rolę pełniąmoja matka i macocha.Są ciekawsze rzeczy na świecie niż zakupy, pranie i golf.Możemy przecież zawrzeć umowę, Bat, i umowie się, że przez kilka lat nie będęmiała dzieci.- A więc to tak - rzucił z szyderstwem w głosie i zaczął spacerować nerwo-wo po pokoju.- Więc już wszystko zaplanowałaś?- Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy wszystko przedyskutowali - powie-działa Toni.- Z wyjątkiem tego, że nasze małżeństwo będzie podporządkowane twojejkarierze - rzucił drwiąco.- A czy małżeństwo twojego ojca i jego romanse nie były podporządkowanejego karierze?LRT- Ja nie jestem takim podłym amerykańskim kretynem jak on!- Taak? No to niby czym się od niego różnisz?- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo.Mój ojciec.jego rola sprowadziła się je-dynie do spłodzenia mnie.Z tego, co o nim wiem, to całe swoje życie podpo-rządkował interesom: miłość do mojej matki, miłość do żony, domu, przyjaciół.wszystko. Time" napisał, że ma córkę, którą zobaczył dopiero, kiedy miałaczternaście lat.Ma syna, którego nigdy nie widział.Nie poślubił mojej matki.Ożenił się z inną kobietą, potem się z nią rozwiódł, a potem znowu ożenił.Ko-cham cię i.- I ja cię kocham, Bat - przerwała mu - ale jestem też człowiekiem i jeślimamy się pobrać, musimy wziąć to pod uwagę.- Ależ ja biorę to pod uwagę.- Więc nie proś mnie, żebym przeprowadziła się do domu czy mieszkania wMassachusetts i co wieczór czekała na ciebie z pieczenią w piekarniku.Jadę doWaszyngtonu.Już postanowiłam.Westchnął.- Lepiej chyba będzie odłożyć ten ślub.Przynamniej na jakiś czas.Dopókinie skończę prawa, a ty nie zrobisz tego, co musisz.- Gdybym tak cholernie cię nie kochała, powiedziałabym, żebyś poszedł dodiabła - mruknęła.- Powinnam to zrobić.Ale cię kocham.- Ja też cię kocham.- Może więc wszystko się jakoś ułoży.Słuchaj, muszę być w Waszyngtonieszesnastego czerwca.Będę tam sama i będę strasznie tęsknić.Przyjedz na week-end.Obiecaj, że przyjedziesz na weekend.- Zobaczę, co się da zrobić - powiedział.Zrozumiała, że oznacza to nieprzyjadę".I tak się stało.LRTROZDZIAA XII1- Dlaczego Bat? Bo używasz nazwiska Batista? Jonas i Bat siedzieli w Por-sche 356 należącym do młodszego z Cordów.Syn przekonał ojca, że przenosze-nie się do hotelu w Acapulco jest głupotą i że może mieszkać wygodnie w Me'x-ico za jedną piątą tej sumy.Poza tym łatwiej zapewnić bezpieczeństwo i łącznośćtu niż w Acapulco.Jonas zgodził się z jego sugestiami.Uznał, że jeśli pozwoli synowi podej-mować ważne decyzje, łatwiej nawiąże z nim dobre stosunki.Wykorzystując znajomości z miejscowymi agentami nieruchomości, Batznalazł odpowiedni, jego zdaniem, dom.Właśnie jechali, by go obejrzeć.- Nie wybierałem nazwisk - odparł Bat.- Tu, w Meksyku, nazywam sięCord
[ Pobierz całość w formacie PDF ]