[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do tego durnie się człowiekczuje, kiedy odstawia takie cyrki w czyjejś obecności.Nawet jeśli ta druga osoba ponoć te\ma swoje zwidy.Krótko mówiąc, to, co miało fajnie wyjść, połączyć dwie samotne wysepki i takie tam, niewypaliło na całej linii, a nawet bardziej.Zamiast robić za oazę spokoju, ukojeniai zrozumienia, przerodziło się w zródło totalnej frustracji.Mo\e lepiej byłoby się po prosturozstać i o sobie zapomnieć, ale na to byliśmy ju\ zbyt zirytowani i prze\arci paranoją.Trwaliśmy przy sobie ze strachu, \e jeśli jedno odejdzie, to drugie z zemsty ujawni jegoszaleństwo światu.Jasne, głupota, tak na logikę, to \adnemu z nas nie zale\ało na ujawnianiuczegokolwiek, poza tym, gdybym na przykład ja ogłosiła, jakie Michał ma urojenia, to on bybez wątpienia zrewan\ował się tym samym.Ale myśmy ju\ dawno nie myśleli logicznie.Umknęło nam nawet to, \e nasze bestie jakby mniej na siebie warczą i rwą się do walki.Zabardzo je pochłaniało obserwowanie ze zdumieniem złośliwych, podejrzliwych monstrów,w które zmienili się ich państwo.Mo\e gdybyśmy to zauwa\yli wszystko byłoby inaczej.Tylko \e to inaczej niekoniecznie oznaczałoby lepiej, niestety.Jako \e sytuacja między nami przedstawiała się, jak się przedstawiała, nic dziwnego, \ezlekcewa\yłam uwagi Michała o tym, \e chyba ktoś go śledzi.Szczerze mówiąc, nie tylkozlekcewa\yłam wyśmiałam je równo, stwierdzając przy tym, \e mu się obłęd pogłębia.Cośtam jeszcze mruczał pod nosem przez kilka dni, ale ja tylko chichotałam drwiąco.A potem przyniósł martwego jaszczura.Doprecyzujmy: twierdził, \e przyniósł.Czy tak było naprawdę, cholera go wie, bo ja jegobestii nie widziałam.Gderlingi co prawda wyglądały na zainteresowane i głód im w oczachbłyszczał, a z kłów ślinka leciała, ale to wcale nie znaczyło, \e na rękach Michała w ogólebyło jakieś truchło.Nigdy nie miałam zadatków na współczującą i wspierającą niewiastę, a ju\, kurde, na pewnonie wtedy, kiedy dopadły mnie szaleństwo i paranoja.Wyśmiałam go i to tak, \e a\ gderlingizapomniały o \arciu i patrzyły na mnie ze zdumieniem.Michał płakał nad tym iluzorycznymtrupkiem, a ja się śmiałam.Wzgardliwie.No dobra, w tym momencie wyszła ze mnie najwredniejsza suka świata.Bezczelnie zwalęwinę na ogarniające mnie szaleństwo.śeby było zabawniej, wyszło, \e przy okazji odkryłam sposób, jak się pozbyć bestii.Nie, niezabijając.Po prostu od tego dnia, kiedy wyśmiałam rozpaczającego Michała, moje bestiecoraz rzadziej łaziły za mną, a coraz częściej za nim.Z początku tego nie zauwa\yłam.Ot, czasem były obok, czasem gdzieś sobie lazły, aledopiero po paru dniach odkryłam, \e nie gdzieś, tylko ZA NIM.Najpierw wzruszyłamramionami chcą, niech se lezą.Ale bardzo szybko zaczęło mnie to wkurwiać i toniemo\ebnie.To były MOJE bestie.Chrzanić fakt, \e chciałam się ich pozbyć.Chrzanić fakt,\e rozwaliły mi związek.Wszystko chrzanić.Były moje, a nie tego podstępnego,lalusiowatego głupka.Oczywiście nie zrobiłam mu awantury, chocia\ miałam ochotę.Niechciałam mu pokazać, \e ma coś, czego ja chcę.Ja się wkurwiałam w duchu, a tymczasem on zaczął je widzieć.Serio.Nie wiem jak, niewiem kiedy, nie wiem gdzie, ale któregoś dnia przyłapałam go na tym, \e głaskał kicię.Mojąkicię.I to nie tak na oślep, tylko zwyczajnie, regularnie głaskał.W jednej chwili przestałam dusić furię w sobie, a pozwoliłam jej wylać się strumieniem \ółcina zewnątrz.Wypierdzieliłam ich wszystkich z domu, Michała, jego bestie, moje bestie.Zakazałam im pokazywać się mi na oczy.Niech sobie mieszkają u niego i razem z nimwariują, jeśli tak, to ja sobie będę \yła sama.Normalnie! Bez \adnych halucynacji, chce, toniech je sobie zabiera!No i sobie poszli.Wszyscy.Michał, jego bestie, gderlingi, kicia nawet ork podniósł się z wycieraczkisąsiadów i ruszył za nimi.Wyglądałam z okna na tę dziwną kawalkadę, a\ zniknęli mi z oczu.I ju\.Z głowy.Wariactwo poszło w cholerę, byłam wolna, normalna i zdrowa na umyśle.I nareszcie sama.Ta samotność ju\ po kilku godzinach zaczęła mi bokiem wychodzić.No dobra, fajnie, nikt mi po mieszkaniu nie łazi, nikt nie chrapie, nie kruszy sąsiadom nawycieraczce, nie grzebie mi w szafkach, nie wy\era surowego makaronu, nie stroi min zaszybą, nie zagradza przejścia.Luz i szczęście normalnie, tego chciałam.Nie muszę zadawać sobie pytania, czy naprawdę zwariowałam, nie muszę się bać, \e mojewariactwo wyjdzie na jaw.Wróciłam do normalności, cudownie, no nie?Pierwszego dnia jeszcze się jako tako trzymałam.Drugiego latałam od okna do wizjera, \ebysprawdzić, czy przypadkiem na rajskich jabłonkach nie ma gderlingów, a na wycieraczceu sąsiadów orka.Trzeciego dostałam autentycznego załamania nerwowego, włączniez tarzaniem się i szlochaniem w dywan, w miejscu gdzie zwykle le\ała kicia.Piątego siępoddałam.Trudno, cholera, widać normalne \ycie nie jest dla mnie.Raz wariat zawsze wariat, a niema nic bardziej \ałosnego od wariata, którego podle i chamsko opuściły jego własne urojenia.JEJ własne.Moje własne.Chciałam, \eby wróciły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]