[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I znowu książę zakryÅ‚ rÄ™koma oczy - widok byÅ‚ to zaÅ› tak żaÅ‚osny tego bólu i żalu, że puÅ‚kownicy zgoÅ‚a nie wiedzieli, co czynić ze Å‚zami, które im do oczu nabiegÅ‚y.- MoÅ›ci książę - oÅ›mieliÅ‚ siÄ™ ozwać Zaćwilichowski - niechże oni szermujÄ… jÄ™zykiem, my mieczem bÄ™dziem dalej szermowali.- Zaiste - odpowiedziaÅ‚ książę - i na tÄ™ myÅ›l rozdziera siÄ™ serce: co czynić nam dalej przystoi? Oto, moÅ›ci panowie, sÅ‚yszÄ…c o klÄ™sce ojczyzny przyszliÅ›my tu przez pÅ‚onÄ…ce lasy i nieprzebyte bÅ‚ota, nie Å›piÄ…c, nie jedzÄ…c, ostatnich siÅ‚ dobywajÄ…c, by tÄ™ matkÄ™ naszÄ… od zagÅ‚ady i haÅ„by ratować.RÄ™ce mdlejÄ… nam od pracy, głód skrÄ™ca kiszki, rany bolÄ… - my zaÅ› na trud nie baczym, byle nieprzyjaciela pohamować.Mówiono na mnie, żem krzyw, iż mnie regimentarstwo minęło.Niechże caÅ‚y Å›wiat sÄ…dzi, czy godniejsi ci, co je dostali, a ja Boga i waszmoÅ›ciów na Å›wiadki biorÄ™, że tak jak i wy nie dla nagrody i dostojeÅ„stw niosÄ™ krew swÄ… w ofierze, ale z czystej ku ojczyźnie miÅ‚oÅ›ci.Ale gdy my ostatni dech z piersi wydajemy - cóż nam donoszÄ…? Oto, że panowie w Warszawie, a pan Kisiel w Huszczy kontentacjÄ™ dla tego nieprzyjaciela obmyÅ›lajÄ…? HaÅ„ba! haÅ„ba!!!- Zdrajca Kisiel!- zawoÅ‚aÅ‚ pan Baranowski.Na to pan Stachowicz, czÅ‚owiek poważny i Å›miaÅ‚y, wstaÅ‚ i zwracajÄ…c siÄ™ ku Baranowskiemu rzekÅ‚:- Przyjacielem panu wojewodzie bracÅ‚awskiemu bÄ™dÄ…c i posÅ‚ujÄ…c od niego, nie pozwolÄ™, by go tu zdrajcÄ… zwali.I jemu też broda od zgryzoty zbielaÅ‚a - a ojczyźnie sÅ‚uży tak, jak rozumie, może mylnie, ale uczciwie!Książę nie sÅ‚yszaÅ‚ tej odpowiedzi, bo pogrążyÅ‚ siÄ™ w myÅ›lach i boleÅ›ci.Baranowski nie Å›miaÅ‚ też w obecnoÅ›ci jego burdy robić; wiÄ™c tylko oczy swe stalowe utkwiÅ‚ w panu Stachowiczu, jakby mu chciaÅ‚ rzec: „ZnajdÄ™ ciÄ™!”, i rÄ™kÄ™ na gÅ‚owni miecza poÅ‚ożyÅ‚ - tymczasem jednak Jeremi ocuciÅ‚ siÄ™ z zamyÅ›lenia i rzekÅ‚ ponuro:- Nie ma tu innego wyboru, jeno albo posÅ‚uszeÅ„stwo zÅ‚amać (boć w czasie bezkrólewia oni wÅ‚adzÄ™ sprawujÄ…),.albo honor ojczyzny, dla któregoÅ›my pracowali, poÅ›wiÄ™cić.- Z nieposÅ‚uszeÅ„stwa wszystko zÅ‚o w tej Rzeczypospolitej pÅ‚ynie - rzekÅ‚ poważnie wojewoda kijowski.- WiÄ™c zezwolimy na pohaÅ„bienie ojczyzny? WiÄ™c jeÅ›li jutro nam każą, byÅ›my z powrozem u szyi do Tuhaj-beja i Chmielnickiego poszli, tedy i to dla posÅ‚uszeÅ„stwa uczynim?- Veto! - ozwaÅ‚ siÄ™ pan Krzysztof, podsÄ™dek bracÅ‚awski.- Veto! - powtórzyÅ‚ pan Kierdej.Książę zwróciÅ‚ siÄ™ do puÅ‚kowników:- Mówcie, starzy żoÅ‚nierze! - rzekÅ‚.Pan Zaćwilichowski gÅ‚os zabraÅ‚:- MoÅ›ci książę, ja mam lat siedmdziesiÄ…t, jestem Rusin bÅ‚ahoczestywy, byÅ‚em komisarzem kozackim i ojcem mnie sam Chmielnicki nazywaÅ‚.PrÄ™dzej bym powinien za ukÅ‚adami przemawiać, ale jeÅ›li mi rzec przyjdzie: „haÅ„ba” albo „wojna”, tedy jeszcze do grobu zstÄ™pujÄ…c powiem : „wojna!”- Wojna! - powtórzyÅ‚ pan Skrzetuski.- Wojna, wojna! - powtórzyÅ‚o kilkanaÅ›cie gÅ‚osów, miÄ™dzy nimi pan Krzysztof, panowie Kierdeje, Baranowski i prawie wszyscy obecni.- Wojna!wojna!- Niechże siÄ™ stanie wedle słów waszych - odrzekÅ‚ poważnie książę- i buÅ‚awÄ… w otwarty list pana Kisiela uderzyÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]